Jestem z powrotem w Londynie. Wszystko poszło okej, Cory zachwycony lotem.
Przeczytała wiadomość i uśmiechnęła się pod nosem, bo odkąd tylko samolot wystartował nie mogła się na niczym skupić.
Była bardzo wdzięczna Draconowi, że poleciał z jej mamą ściągając z jej barków ten okropny obowiązek, bo nieletnie dzieci nie mogły przecież podróżować bez któregoś z rodziców. Więc Draco ją wyręczył doskonale wiedząc o jej fobii.
Bardzo się cieszę. Nie mogłam spać. Jak to dobrze, że Cory odziedziczył po Tobie miłość do latania.
Odpisała i zerknęła do lodówki, która okazała się... Pusta. Cholera, gdy tylko syn znikał z jej radaru, przestawała w ogóle dbać o tak trywialne sprawy jak jedzenie.
Robię kolację. Chcesz wpaść?
Zamrugała i parsknęła śmiechem, bo Draco Malfoy potrafił doskonale ją wyczuwać. Nie wiedziała jak to możliwe, ale jednak to robił.
A potem wzruszyła ramionami i poszła się przebrać, bo... Czemu nie?
Przecież to tylko niewinna kolacja. Prawda?
*
Tonął w jej spojrzeniu. W tych cudownych orzechowych oczach, które błyszczały od whisky, bo przecież nie musieli się ograniczać, ich syn był daleko stąd.
Patrzyła na niego wesoło, uwielbiał ją taką. Mimo tego, że...
- Szach mat, Malfoy! - Powiedziała z wyrazem triumfu wymalowanym na pięknej twarzy.
- Nie wiem po co w ogóle to zaczynaliśmy. Jestem beznadziejny w szachy. - Mruknął i pociągnął porządnego łyka ze swojej szklanki. - Znowu wygrałaś.
Zdążyli zjeść kolację i rozsiąść się w salonie. To znaczy... Zrobili to pół butelki whisky temu.
- Jestem najlepsza, ha! - Klasnęła w dłonie jak małe dziecko i sięgnęła po drinka, którego po sekundzie malowniczo rozlała sobie na bluzce. - Cholera no... - Mruknęła i próbowała się podnieść z siedzenia, ale chyba za dużo jednak wypiła. - Gdzie moja różdżka?
- Merlinie, Mia, upiłaś się. - Zaśmiał się głośno i podszedł do niej podciągając ją za ręce.
Ona z kolei... Oparła się o jego tors mocząc mu przy tym koszulkę i zaśmiała się wsuwając palce w jego jasne włosy.
- Och, Draco, dlaczego musiałeś złamać mi serce? - Wybełkotała, a jego własne serce przyspieszyło biegu, bo mimo swoich słów nadal się uśmiechała i patrzyła mu w oczy. Trochę nieprzytomnie, ale jednak. - Złamałeś je, potem znów skleiłeś, bo jesteś takim świetnym tatą... - Wymruczała i oparła policzek na jego piersi wtulając się w nią, a jej drobne ręce zamknęły się na jego tułowiu. - Jestem na ciebie skazana, nie potrafię ułożyć sobie życia, bo tu... - Dźgnęła go nagle w szeroką pierś. - Bo nie chcesz stąd pójść.
Przygarnął ją mocno do siebie, a jego usta znalazły się przy jej uchu. Wiedział, że oboje trochę za dużo wypili, ale to go nie powstrzymało przed...
- Nienawidzę siebie za to. Za to, że z nas zrezygnowałem. Byłem idiotą. Kurwa, byłem totalnym kretynem! Żałuję tego każdego dnia.
- Kochasz mnie jeszcze? - Zapytała cicho, a z jej ust zniknął uśmiech.
Złapał jej twarz w dłonie i oparł się czołem o jej zamyślone oblicze. Jak zwykle wszystko analizowała, nawet będąc pod wpływem.
- Nigdy nie przestałem cię kochać, ale przecież doskonale o tym wiesz. - Odparł i scałował łzę, która próbowała spłynąć po jej policzku.
- Chciałabym umieć cię nienawidzić, ale nie potrafię... - Ponownie spojrzała mu prosto w oczy.
A potem pocałowała go szybko w usta, zgarnęła na wpół opróżnioną butelkę whisky ze stołu i chwiejnym krokiem ruszyła do sypialni starannie zamykając za sobą drzwi.
*
- Porozmawiamy? - Zapytał poważnie, wpatrując się w jej bladą twarz.
Pół nocy wymiotowała od zatrucia alkoholem, więc wyglądała co najmniej... Kiepsko.
- A nie mogę po prostu umrzeć? - Mruknęła i przyjęła od niego gorącą herbatę, którą zaprawił odpowiednim eliksirem. Po nim powinno zrobić się jej lepiej.
- Kiepska alternatywa dla zwyczajnej rozmowy. - Odparł i zamoczył usta w wyśmienitej kawie.
Była niedziela, miał wolne, razem z nim siedziała skacowana Hermiona. Było cudownie. Przynajmniej on czuł się niesamowicie lekki.
- Doskonale pamiętam naszą wczorajszą rozmowę, pewnie to chciałeś wiedzieć. - Powiedziała słabym głosem i spuściła wzrok na swoje dłonie. - Nie chcę...
Ale nie dokończyła, bo przerwał jej dźwięk dzwoniącej komórki.
- Halo? - Odebrała i uśmiechnęła się szeroko na dźwięk głosu Cory'ego. - Cześć skarbie, jak się masz?
Milczała przez chwilę, a potem powiedziała:
- Tatuś jest obok, nie musisz do niego dzwonić, włączę głośnik.
Położyła telefon na stole i gestem zachęciła go do mówienia.
- Cześć, łobuzie!
- Tatusiu, a wiesz, że widziałem pająka? Taki był duuuuuży.
- Cory, tatuś nie może tego zobaczyć. - Kolejny głos zabrzmiał w słuchawce. - Mia, czy możemy iść do kina?
- Myślę, że możecie, mamo. - Hermiona odpowiedziała zbolałym tonem i przyłożyła palce do czoła.
Naprawdę bolała ją głowa.
Draco uniósł brwi w zdziwieniu, ale wzruszył ramionami, bo machnęła ręką i nadal na niego nie patrząc skierowała swoją uwagę z powrotem na telefon.
- Cory, jesteś grzeczny?
- Jestem bardzo grzeczny. Babcia mówi, że jestem najgrzeczniejszym Scorpiusem na świecie!
- To cudownie. Mamo, wszystko w porządku?
- Jasne, mały chciał usłyszeć twój głos. Mieliśmy też zadzwonić do Dracona, ale jak słyszę nie jest to konieczne. Która jest u was godzina?
- Ósma rano. - Hermiona wymruczała dobrze wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. - U was chyba już późne popołudnie?
- Siedemnasta. Niedługo będzie jadł kolację i poczytam mu trochę bajek, chociaż strasznie ciągnie go do telewizora. Ostatnio wnuk sąsiadów przywiózł mi nowy, taki duży, jest większy od Cory'ego...
- Tęsknię za wami.
- My za tobą też. Kończę, bo Scorpius włazi na stół. Całuję was. Pa.
- Na razie, Jean. - Draco dołączył się do pożegnania i ponownie utkwił w Hermionie uważne spojrzenie. - No więc?
W końcu podniosła wzrok a na jej blade policzki wkradł się rumieniec.
- No więc co? - Zapytała niewinnie.
- Jak to z nami będzie, Granger?- Rzucił stanowczym głosem.
- A kto to wie Malfoy, a kto to wie...
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. - Przyłożyła palce do czerwonych z emocji policzków. - Chyba mam stan przedzawałowy.
- Masz osiemnaście lat, teraz raczej trudno o zawał. - Ginny pokręciła głową i opadła na jej łóżko zrzucając ze stóp swoje trampki. - No więc ty i Malfoy? Wow.
- Och, nic mi nie mów. To takie popieprzone, że Ron kazał Harry'emu sprawdzić czy nie jestem pod wpływem Imperiusa. Wyobraź sobie, że...
- Wiem, zrobił to. Harry to osioł. - Ginewra przewróciła oczami. - Ja się cieszę twoim szczęściem. Malfoy się zmienił, lubię go.
- Ja też go lubię. - Hermiona wymamrotała robiąc się czerwona jak burak. - Wyobraź sobie, że wczoraj...
I opowiedziała Ginny wszystko. Bo pierwszy raz z Draconem Malfoyem przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
YOU ARE READING
Skazani na siebie - Dramione
Fanfiction"Rozłąka jest dla miłości tym, czym wiatr dla ognia - małą gasi a wielką roznieca."