4.

4.2K 224 92
                                    

- Tatusiu, mamusia umarła! - Głośny głos Cory'ego dobił się do jego zamroczonego snem mózgu, co spowodowało, że poderwał się gwałtownie i zleciał z kanapy na twardą podłogę.

Scorpius podbiegł do niego i pociągnął go za rękę, więc ruszył za nim przecierając zaspane oczy.

Weszli do sypialni i zobaczył Hermionę, która spała jak zabita, a na nocnej szafce stała na wpół opróżniona butelka po winie. Najwyraźniej ona też nie mogła zasnąć ubiegłej nocy.

I nadal miała na sobie jego koszulę. Koszulę, której guziki odpięły się odrobinę i...

Zasłonił ją grubą kołdrą, próbując jednocześnie uspokoić zdenerwowanego syna.

- Cory, mama nie umarła, tylko śpi. Skąd w ogóle znasz to słowo? - Zagadnął nieprzytomnie.

- Jak Tuna tak długo się nie ruszała, to Polly powiedziała, że umarła. A potem spuściliśmy ją w toalecie. - Scorpius wyjaśnił cierpliwie mówiąc o swojej zdechłej przed miesiącem złotej rybce. - Nie musimy mamusi spuszczać w toalecie, prawda? - Zapytał z zamyśloną miną.

Draco parsknął śmiechem.

- Nie sądzę, żeby jej się to podobało. - Odparł i przysiadł na miękkim łóżku szturchając delikatnie śpiącą kobietę. - Hermiono... Hermiono, zaspałaś. - Powiedział z rozbawieniem.

Otworzyła niepewnie jedno orzechowe oko i jęknęła przeciągle.

- Która godzina? - Wychrypiała i przejechała dłonią po bladej twarzy.

- Po ósmej.

Zamrugała intensywnie i nagle usiadła podciągając kołdrę pod brodę.

- Cholera!

- Mamusiu, mówiłaś, że to brzydkie słowo. - Cory wdrapał się na posłanie obok niej. - Za karę nie dostaniesz ciasteczka po śniadaniu.

Roześmiała się głośno, chociaż trochę bolała ją głowa. A potem zobaczyła Dracona, który wpatrywał się w nią błyszczącymi od tłumionej wesołości oczami.

Jej serce zrobiło fikołka, bo już się od tego odzwyczaiła. Od jego obecności o poranku, od czegoś miłego, co wisiało między nimi. Tak, zdecydowanie nie było tego od bardzo dawna.

Bo nie pozwalała mu się za bardzo zbliżyć. Ich relacja przez ostatnie lata polegała głównie na przekazywaniu sobie dziecka co weekend. Nie rozmawiali za bardzo na tematy nie związane ze Scorpiusem. Odgrodzili się od siebie. Albo raczej to ona odgrodziła jego od siebie.

Zamrugała, bo fala wspomnień znowu ją zalała, kompletnie nieproszona.

- Myślisz, że wszystko będzie okej? - Mruknęła i w ostatniej chwili złapała Scorpiusa, który niemal uderzył czołem o kant stołu, który przecież zabezpieczyła, ale dla dzieci nie było rzeczy niemożliwych.

- Nie. - Odparł i przejechał palcami po jasnych włosach. - Wiem, że nagle nie staniemy się szczęśliwą rodziną, ale...

- Długo ci to zajęło. - Odparła i uśmiechnęła się pod nosem, bo Cory opadł na pupę i zaczął płakać, a Draco podszedł do niego i wziął go w ramiona.

- Nie płacz, malutki... Tatuś tu jest...

Serce waliło jej jak oszalałe. Od samego początku jego wizyty. Bo co on do cholery robił w mugolskim domu jej rodziców?

Była im wdzięczna. Już dawno wrócili z Australii, żeby jej pomóc. Była sama. Sama z dzieckiem. Jej rodzice jednak nie wahali się ani chwili. Po prostu pewnego dnia wrócili do Anglii i oznajmili, że jej pomogą. Bo była w totalnej rozsypce. No a teraz... Teraz był tu Draco. I prosił, żeby pozwoliła mu na kontakt z synem. Nie mogła się nie zgodzić. Bo w głębi duszy wiedziała, że dziecko potrzebuje obojga rodziców. I tęskniła za nim. Tęskniła tak bardzo, że nie potrafiła przetrawić emocji, które nią targały.

Skazani na siebie - DramioneTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang