Rozdział I

715 45 1
                                    


Każdy wie, że imprezy studentów należą do najdziwniejszych i najbardziej szalonych doświadczeń jakich można zaznać w życiu. Często powstają wtedy historie, o których pamiętamy do końca życia, czy sobie tego życzymy czy nie.

Studenci Alteańskiego Uniwersytetu nie oszczędzili i tego weekendu, i jak niemal co tydzień wszyscy hucznie po ostatnich zajęciach zbiegli się do klubu na kampusie. W dzisiejszy piątkowy wieczór wydawałoby się, że jest więcej osób niż zazwyczaj. Klub tonął w dźwiękach muzyki i chaosie, który z każdą godziną wzmagał się coraz bardziej. W tym całym zamieszaniu, tamtej nocy, wydarzyło się więcej niż przez cały rok akademicki...

Lance właśnie przysiadł do baru po raz już chyba piąty, zamawiając kolejnego drinka. Nie ważne ile razy jego przyjaciele go odciągali, on jakimś cudem zawsze się wyrywał i wracał do baru dalej zapijać swoje smutki, przy okazji zabawiał się z akurat obecnymi dziewczynami.

W końcu nikt go nie rozumie! Ostatnie zaliczenie nie poszło mu tak dobrze jak tego chciał i jego miejsce w klasie zaawansowanej zajął Keith! Pan idealny, który przeniósł się na ten wydział, za poleceniem jakieś profesora, który ponoć dostrzegł w nim „ Niezwykły naturalny talent"... Nikogo nie obchodzi to, że Lance wypruwał sobie żyły żeby dostać się na te studia, a potem całymi dniami ślęczał nad książkami, żeby jakoś się tam utrzymać. Zawsze jakoś udawało mu się przetrwać selekcje i łapał się do klasy zaawansowanej. Jednak tym razem pojawił się kłopot w postaci czarnowłosego chłoptasia bez skazy. Lance westchnął po raz kolejny.

Wszystko w Keith'e go wkurzało. Jego idealna twarz, figura, oceny, nawet przyjaciele! Przyjaźnił się z samą Allurą! Piękność z roku wyżej, zawsze jest na szczycie listy z wynikami w nauce, do tego jej rodzina jest bardzo zamożna i praktycznie sponsoruje całą szkołę.

Lance naprawdę nie potrafił znieść tej niesprawiedliwości. Jak to jest, że tamten miał wszystko, a on nawet ciężką pracą nie mógł zdobyć tego czego chciał?

Po raz kolejny z impetem odstawił szklankę.

- Cholerny Mullet... - syknął pod nosem.

-... Mówisz do mnie?

O szlag. Pan idealny we własnej osobie, zaszczycił siedzenie centralnie obok Lance w tym idealnym momencie.

Czarnowłosy patrzył na niego lekko zmieszany, nie tracąc swojego spokoju.

Lance wyprostował się patrząc prosto w oczy powodowi jego zmartwień.

Zdecydowanie go nienawidzi. Każdy cal jego idealnej twarzy go wkurzał.

- Nie sądziłem, że Keith Kogane dosiądzie się do takiego plebsu jak ja. Co sprowadza pana idealnego do strefy przyziemnych studentów?

Lance'owi powoli alkohol uderzał do głowy. Gdyby nie to, raczej na pewno by tego nie powiedział. W końcu to nie w jego stylu tak się poniżać.

Keith wyglądał na jeszcze bardziej zbitego z tropu niż wcześniej. Nie dość że nie zna tego chłopaka, to jeszcze w jakiś sposób go obraża mówiąc że jest idealny? Tak się da? Czy to przez te wszystkie shoty, które wypił z Shiro, że wszystko brzmi jak nonsens?

- Nie wiem kto ci tego nagadał, ale nie. Zdecydowanie nie jestem idealny. –upił łyk swojego nowo zamówionego drinka.

- Nikt nie musiał, przecież mam oczy. – poirytowany Lance znowu się odwrócił do barmana zamawiając kolejne procenty. Keith prawie się na tą odpowiedź zachłysnął. Przełknął zaległy napój i zakaszlał skupiając całą swoją uwagę na towarzyszu obok. Czy on właśnie z nim flirtował? Czy jednak go obrażał?

...Ciężko stwierdzić.

Swoją drogą Keith nie mógł powstrzymać się przed myślą, że chłopak obok jest całkiem przystojny i rumiane policzki, które dostał od alkoholu dodawały mu tylko uroku.

Uśmiechnął się lekko pod nosem.

Podejmie tą grę.

- Czyli w takim razie co takiego we mnie widzisz? – zapytał opierając się o blat lekko przysuwając do chłopaka.

Lance westchnął z frustracją. Jeszcze się go pyta? Czy ten facet ma jakieś granice, jeśli chodzi o jego ego?

-Nie muszę ci tego tłumaczyć, widzisz się codzienne w lustrze! – wytknął go palcem kłując w klatkę piersiową Keitha.

- Tyle, że nasz punk widzenia najwyraźniej się różni. Proszę powiedz mi co TY takiego we mnie widzisz, że jestem „taaaaaki idealny". – narysował w powietrzu cudzysłów, przyglądając mu się trochę sceptycznie.

Lance oburzył się jeszcze bardziej.

- Jeszcze się mnie pytasz?! Nie ważne czego się złapiesz to ci wychodzi, bez żadnego wysiłku! Jesteś na topie praktycznie we wszystkich zajęciach, już wszyscy widzieli cię razem z Alurą, więc poruszasz się w wyższych sferach, a najgorsze jest w tym wszystkim to, że nawet twoja twarz i twoje wszystko jest idealne! Normalnie bez jednej jebanej skazy! – Lance w końcu mógł mu nagadać jak to bardzo go nienawidzi i jak to wszystko go w nim wkurza.

Keith uniósł brwi. – Moje wszystko?

- Tak! – Kubańczyk uderzył pięścią w blat zdenerwowany. – Twoje wszystko! Twoje oczy, usta, ręce, nogi, biodra... Wszystko! Nienawidzę tego!

Keith parsknął śmiechem. Ani jedna rzecz, którą powiedział chłopak nie brzmiała jak obelga. A mimo to zachowywał się tak, jakby myślał, że tak jest.

Nawet chyba nie zauważy, że sam się przysunął do Keith'a tak, że trącali się kolanami.

- A mogę się dowiedzieć, kto mnie tak nienawidzi? – zapytał zdając sobie sprawę, że nawet nie zna imienia chłopaka, który tak go nieświadomie komplementuje.

- JA! Lance! Lance McClain. – przedstawił się z frustracją.

- To Lance – wstał od baru stając obok – Może przeniesiemy się na zewnątrz, gdzie jest trochę ciszej? – w takim tempie picia oboje zaraz zezgonują na blacie.

-Nigdzie z tobą nie idę! – prychnął Lance, chyba chcąc już zamawiać kolejnego drinka.

- Będziesz mógł nagadać mi ile wlezie. No chodź! – wziął jego nadgarstek i pociągnął opierającego się Latynosa.

Chociaż wizja większego wygarnięcia Keith'owi wydawała się całkiem całkiem atrakcyjna... I koniec końców za nim poszedł.

~~~~~~~~~~~~~~

Także pierwszy rozdział wpadł yay!
Fanfik będzie krótki i już jest już cały napisany. Rozdziały pojawią się raczej od razu, może w przeciągu paru dni.

Ogólnie to fajne rzeczy będą się działy w następnym rozdziale... he he

Yuiko

CollegeAU Klance/ShidgeKde žijí příběhy. Začni objevovat