Rozdział VIII: Bezpieczne miejsce

965 54 20
                                    

       Sakura otworzyła oczy. Ujrzała biały sufit. Poczuła ciepły wiatr na skórze, słychać było śpiew ptaków dochodzący zza otwartego okna i głosy przechodniów. Momentalnie przypomniała sobie wszystko. Zerwała się do siadu tak szybko, że złapała się za głowę z bólu.

- Wróciłam - Szepnęła sama do siebie, jakby było to dla niej coś oczywistego. Rozejrzała się po pokoju. Była w szpitalu. Na komodzie obok łóżka stał wazon z gałązką drzewa wiśni. Wszystkie płatki jednak opadły na blat. Uśmiechnęła się domyślając się, kto mógł je tutaj zostawić. Tylko gdzie on teraz był?

- Sakurcia, obudziłaś się! - Do pokoju wszedł blondyn z szerokim uśmiechem na twarzy

- Naruto...? Co się stało? Gdzie jest Sasuke?

- Spotkałem go. Przyniósł Cię tu trzy dni temu. Siedział przy Tobie cały pierwszy dzień. Długo spałaś, ale kiedy tylko Twój stan był stabilny, powiedział, że rusza dalej i od przedwczoraj go nie widziałem. Niezła akcja wynikła z tą całą wioską szamańską... - Przerwał, kiedy zauważył, że dziewczyna posmutniała – Um... może pogadamy, jak poczujesz się lepiej, nie będę Cię męczył. Kakashi i tak przyjdzie do Ciebie wieczorem. Musisz złożyć zeznania – chłopak spoważniał martwiąc się o przyjaciółkę. Wiele przeszła, a zapewne jeszcze kilka dni będzie musiała żyć tą sprawą. Nagle Sakura ożywiła się, gdy do głowy wpadło jej istotne pytanie.

- Co z tymi dziećmi? Co ze wszystkimi dzieciakami pod przykrywką anbu?!

- Ach tak... Wszyscy jak na razie są w areszcie. Nie martw się, nie traktują ich źle, jednak taka jest procedura aż wszystko wyjaśnią. Kakashi wysłał oddział jouninów do obserwacji do tamtej wioski. Przesłuchują wszystkich i później podejmą decyzję.

Sakura posmutniała. Choć było jej żal takich jak Katachi czy Kagura, to wiedziała, że takie są procedury i nie jest w stanie nic zrobić.

~*~

Wyszła ze szpitala późnym wieczorem, gdy słońce chowało się już za horyzontem pozostawiając na niebie lekko różową poświatę. W dłoni trzymała już lekko zwiędniętą wiśniową gałązkę. Gdy minęła bramę, zobaczyła, że w cieniu, pod drzewem ktoś stoi.

- Niemożliwe...

- Długo spałaś. Jak na pracoholika to nawet bardzo długo.

Uśmiechnęła się, gdy ten wyszedł z cienia pod światło ulicznej lampy ukazując swoją twarz na wpół przysłoniętą nieco przydługimi włosami.

- Myślałam, że znów odszedłeś...

- Codziennie odwiedzało Cię całkiem sporo osób. Jak wiesz, nie lubię tłumów. Z resztą... musiałem przemyśleć kilka spraw.

- Spraw?

- Jak się czujesz? - zignorował jej pytanie, lecz Sakura nie dawała za wygraną

- Czuję się dobrze. Jakie sprawy tak męczą Twoją głowę, że postanowiłeś znów odejść bez pożegnania? - Po chwili trochę było jej głupio, za taki wyrzut. Właściwie to nie była jej sprawa i nie był jej nic winny. Sam fakt, że czuwał przy niej pierwszy dzień, zostawił kwiaty... to i tak więcej, niż odważyłaby się zażyczyć. Chciała już powiedzieć, że to nieważne i zmienić temat, jednak zanim otworzyła usta, otrzymała swoją odpowiedź.

- Kiedy zobaczyłem, że... kiedy zobaczyłem Cię taką bez życia. Nigdy Cię właściwie nie przeprosiłem za to, co Ci zrobiłem... nie wierzę, że kiedykolwiek to ja mógłbym mieć Twoją krew na rękach... wróciło do mnie wiele wspomnień i z jednej strony, chciałem zostać, żeby się pożegnać, ale nie mogłem zdecydować, czy właściwie na to zasługuję.

HANAMI (SasuSaku)Where stories live. Discover now