Rozdział 11.

445 49 26
                                    

Po wspólnym odprowadzeniu Harry'ego, dwójka ruszyła w stronę domu Nialla, w którego progi Zayn miał zamiar się wprosić. Nie musiał nawet pytać o zgodę blondyna, gdyż ten był przyzwyczajony do tego, że Malik wchodził sobie do niego, jak do siebie, kiedy chciał i z czasem nauczył się ogarniać swój pokój przed pójściem do szkoły, byleby nie najeść się później wstydu, kiedy brunet wpakowałby mu się do łóżka, w którym znaleźć można było skarpetki sprzed dwóch dni.

Oczywiście Horan nie był mu dłużny, ale z faktu, że u bruneta biegały jego młodsze siostry i wchodziły im do pokoju, kiedy rozmawiali lub łaskotali się na łóżku, odbierając ich zabawy w bardzo dwuznaczny sposób, przyjaciele woleli spędzać czas u Irlandczyka, którego cztery ściany w większości były puste przez brak rodzeństwa (oczywiście niepełnoletniego, które mieszkałoby razem z nim) i czasochłonną pracę jego rodziców. 

— Jestem! — krzyknął niebieskooki, zrzucając buty ze swoich stóp, a następnie odkładając plecak w róg pomieszczenia, wszedł do salonu, gdzie rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem swojego pasożytniego brata. — Colin, jesteś? — spytał, a sekundę później usłyszał głośne przekleństwo, dobiegające z kuchni i dźwięk tłuczonego szkła.

Otworzył szeroko oczy, uchylając równocześnie lekko usta i ruszył szybkim krokiem w stronę pomieszczenia, z którego zaczął wydobywać się również szary dym, drażniący nozdrza niebieskookiego chłopaka. Zayn uniósł swoje brwi, parskając pod nosem i mozolnie skierował się za swoim przyjacielem, przypuszczając, co mogło się stać. Oparł się ramieniem o framugę drzwi i pokręcił głową, widząc bałagan na podłodze.

— Colin, coś ty zrobił? — spytał Niall, nie wiedząc, czy był bardziej przerażony czy rozbawiony widokiem swojego brata w czerwonym, długim fartuszku, klękającego i zbierającego szkło, pomieszane z białym sosem z podłogi. Przeniósł wzrok na lekko uchylony piekarnik, z którego wydobywał się dym i westchnął ciężko, przecierając dłonią twarz. — Matko Boska.

— Częstochowska, kurwa, jego mać — warknął białowłosy, spoglądając na rozbawionego Malika i mimowolnie jego humor od razu się poprawił — Pogodziliście się już gołąbeczki? 

— Tak. Doceniłem to, jak twój braciszek ośmieszył się, klękając przede mną na środku korytarza i zlitowałem się, wybaczając mu jego haniebne zachowanie — odpowiedział z uśmiechem, na co Colin uchylił rozbawiony usta i opadł na kolana, śmiejąc się zaraz.

— Nie chcę wiedzieć, co robił i jak bardzo musiał się przyłożyć, żebyś mu wybaczył.

— Nie robiłem na pewno tego, co ty teraz — wtrącił blondyn, doskonale wiedząc, co ten pieprzony zbok sobie pomyślał i zgarnął ze stoliczka szmatkę, którą uderzył starszego w głowę — Sprzątaj to, a później wytłumacz się, co odwaliłeś. Prawie spaliłeś nam kuchnię! 

— Chciałem zrobić obiad, okay?! — uniósł się, wzdychając ciężko i powrócił do sprzątania brudnej podłogi — Po prostu... pomyślałem, że mógłbym umilić ci dzień po szkole i wykazać się umiejętnościami, które nabywałem, jak nie było mnie w domu i... — pokręcił głową — Zapomniałem, że mamy inne piekarniki i zjarałem nam kurczaka! Jest czarny jak węgiel, wystraszyłem się i upuściłem miskę i... i rozjebało się, i chuj — wytłumaczył, wzruszając ramionami.

— To urocze — skomentował farbowany Irlandczyk — Doceniam twoje starania, ale na drugi raz nie bierz się za gotowanie, a tym bardziej pieczenie, co? — uniósł brew — Posprzątaj to, a ja zrobię makaron — zadecydował.

— Chciałem być dobrym, starszym bratem — dodał jeszcze, podnosząc się na proste nogi i podszedł do kosza, do którego wyrzucił szkło i ręcznik papierowy, w który zgarnął przygotowany sos — Moja kariera masterchefa poszła w pizdu. Chodź, Zayn — podszedł do niego, łapiąc za ramię — musisz mnie pocieszyć.

— Ale, że co? Mam ci loda zrobić czy dać się wypieprzyć? — spytał, idąc za starszym chłopakiem, który zdążył rozwiązać fartuszek, rzucając go na oparcie kanapy. 

Horan jęknął cicho, nie mogąc słuchać tego pieprzonego gadania, a w dodatku uświadomił sobie, że jego kochany braciszek zostawił mu do posprzątania zarówno szczątki spalonego kurczaka jak i podłogę do umycia, gdyż na pewno nie umył jej namoczonym ręcznikiem. Zamknął na dłuższy moment oczy, licząc do pięciu w myślach i dopiero po tym poczuł się zmotywowany do pozbycia się dowodów braku umiejętności kulinarnych Colina jak i przygotowania nowego posiłku. 

Zrobił najprostszy makaron, który w przeciągu trzydziestu minutach zawitał na talerzach w jadalni, w której dwójka mężczyzn siedziała już kilka chwil przed zawołaniem. Po prostu mieli dobry węch i wyczuli te niebiańskie zapachy. Zayn twierdził, że przyjaźń z Niallem miała w sobie taki plus, że praktycznie nigdy nie chodził głodny, a w ich domu zawsze znalazło się coś dobrego. Przyjaciel kucharz to prawdziwy skarb i takich należało doceniać dwa razy bardziej. 

— Powiem mamie, że mnie wykorzystujesz — zagroził blondyn, siadając naprzeciwko dwójki i dopiero w tej chwili mógł pozwolić sobie na odpoczynek i odetchnięcie. Nie spodziewał się dodatkowych obowiązków w postaci sprzątania. 

— Nie wyciągaj tak ciężkiej broni przeciwko mnie, braciszku — pokręcił głową Avery — Zresztą dobrze wiesz, że twoja mama kocha mnie bardziej niż ciebie i jestem dla niej bardziej jak syn niż ty — roześmiał się, na co niebieskooki wywrócił oczami. 

— Nie dodawajcie sobie — wtrącił Zayn, nabierając jedzenia na widelec — Obydwaj dobrze wiecie, że nikt nie przebije mnie — uśmiechnął się — Twoja mama jest we mnie totalnie zakochana, ale co jej się dziwić — westchnął dumnie.

— Jeśli zakochanie objawia się w ciągłym irytowaniu twoją obecnością w naszym domu, wyjadaniu nam zapasów słodyczy z szafki i marnowaniu wody w godzinnej kąpieli to tak, jest absolutnie zakochana — odpowiedział mu ze śmiechem, na co zmrużył oczy, fukając pod nosem i uderzając go w kostkę. 

— Hej, tak w ogóle... — zaczął Colin, zastanawiając się nad czymś przez dłuższą chwilę — Idziecie w końcu na tę imprezę? 

— Oczywiście, że tak.

— Oczywiście, że nie — odpowiedzieli w tym samym czasie, przez co uchylili lekko usta i spojrzeli na siebie.

— Świetnie, więc zaproszę kilku kumpli na chatę, co wy na to? — uśmiechnął się.

— Po pierwsze, nikt nie powiedział, że w ogóle tam pójdę — mruknął Niall — Po drugie, chciałem zostać, aby spędzić z tobą czas, a ty masz zamiar zaprosić kolegów do nieswojego domu? Po trzecie, od kiedy Zayn ma tu jakiekolwiek prawo głosu, mieszkając kilka ulicy dalej, a po czwarte powinieneś pytać rodziców o takie rzeczy, a nie nas — zmarszczył brwi. 

— Czemu masz takiego kija w tyłku, Nialler? — westchnął ciężko — Impreza ewidentnie dobrze ci zrobi, musisz wyluzować. 

— Liam zamieni ten kij na coś innego — szepnął do najstarszego Zayn, uśmiechając się głupio do swojego przyjaciela, którego policzki pokryły się różem na samo wyobrażenie tego, co siedziało w głowie ciemnookiego. Nie był gejem, do cholery! Payne mu się nie podobał! — Twój dom jest prawie jak mój dom! Mam tu jakieś prawa, a ty idziesz do Elise, co było odgórnie ustalone. Twój braciszek idzie z nami.

— Hola, hola kolego — pokręcił głową jasnowłosy — Możesz decydować o życiu mojego brata, ale nie o moim. Jestem dorosły — poczochrał jego włosy.

— Tak dorosły, że gotować wciąż musi ci młodszy brat, więc twój argument jest chujowy — parsknął Malik — Idziesz z nami, bo musisz poznać Harry'ego i napić się ze mną, żeby obgadywać Nialla. 

— Okej, to mnie przekonało — stwierdził nagle, na co Horan jęknął głośno, uderzając czołem o stół. 

Jeżeli będzie zmuszony ostatecznie pójść na tę domówkę ze swoim popieprzonym przyjacielem i jeszcze do tego równie popieprzontm bratem to był skończony. Bał się, co te dwie pokręcone głowy wymyślą, zwłaszcza będąc pod wpływem alkoholu i delikatnie mówiąc już zaczynał się tego obawiać. A do imprezy jeszcze tyle czasu...

Thin White Lies • niam;zarryWhere stories live. Discover now