Rozdział 11: Kac

3.9K 218 111
                                    

Hermiona leciała na miotle, unosząc się wyżej niż kiedykolwiek wcześniej, daleko ponad Czarnym Jeziorem. Ale nie bała się. Miotła szybowała, ale ona jej nie kontrolowała, była tylko pasażerem. Czuła za plecami solidne ciepło, była bezpieczna...

— Hermiono! — rozbrzmiał w oddali głos, cichy i naglący. — Hermiono!

— Co? — Otworzyła oczy. Leżała na brzuchu z rozpostartymi rękami, wciąż w spódnicy i złotym topie.

Parvati Patil potrząsnęła nią mocno.

— Hermiono!

Usiadła.

— Która godzina?

— Siódma rano. Hermiono, musisz natychmiast zejść na dół.

— Czemu? Czy Hooch jest zła? Wiem, że na dole jest bałagan...

— Musisz to zobaczyć! — Parvati wyprostowała się. — I weź ze sobą różdżkę.

Hermiona w ułamku sekundy dostrzegła, że twarz Parvati była naprawdę poważna. Dziewczyna miała na sobie szorty do biegania i sportowy stanik. Musiała zejść na dół na poranny jogging (Patilowie byli maniakami fitnessu) i coś zobaczyć. Hermiona wyślizgnęła się spod kołdry, chwyciła różdżkę i wsunęła stopy w puszyste niebieskie kapcie. Ginny leżała nieruchomo w swoim łóżku, wciąż w imprezowych ubraniach. Łóżko Lavender było puste.

— Okej — powiedziała. — Chodźmy.

Zeszły po schodach do pokoju wspólnego, zalanego porannym słońcem, które oślepiło jej przekrwione oczy, odbijając się od na wpół pustych szklanek i butelek.

— Tam — szepnęła Parvati, wskazując na ścianę po prawej stronie od wejścia.

Hermiona prawie ześlizgnęła się z ostatniego stopnia. Rozchyliła usta w szoku. Na ścianie, wysokimi na dwie stopy literami, widniały ociekające czerwienią słowa: „GIŃCIE SZLAMY".

Poczuła się, jakby została przeklęta. Prawie upuściła różdżkę, tak bardzo drżały jej dłonie.

— Kto to zrobił? — wydusiła.

— Z pewnością Ślizgoni. — Głos Parvati ociekał jadem.

— Tego nie wiemy.

Nie wiemy? — Parvati odwróciła się i spojrzała na nią. — Po raz pierwszy w historii Hogwartu zapraszamy Ślizgonów do naszego pokoju wspólnego, dajemy im hasło, a następnego ranka zastajemy na ścianie coś takiego?

Hermiona podeszła do napisu. Ociekające, czerwone litery...

— Krew — szepnęła. — Te litery są napisane krwią.

— Godryku dopomóż nam — wyjąkała Parvati. — Czyja to krew?

— Nie mam pojęcia — odparła. A może był sposób, by to jakoś sprawdzić?

— Powinnyśmy to usunąć? — Parvati uniosła różdżkę.

— Nie — krzyknęła Hermiona. — Tam może być mugolak... zraniony. — Potarła czoło, próbując się skupić ponad głośnym kołataniem własnego serca. — Parvati, idź po McGonagall. I po panią Hooch. Będziemy potrzebować opiekunów wszystkich domów.

— Slytherinu też?

Hermiona skinęła głową.

— Szczególnie Slytherinu.

Parvati spojrzała na nią z ukosa, po czym opuściła pokój, zadowolona, że ma coś do roboty. Hermiona rozejrzała się dookoła, by mieć pewność, że została sama. Transmutowała pustą butelkę po piwie kremowym w fiolkę na eliksir, zanim podeszła do ściany, prawie dotykając różdżką ostatniej litery Y w „SZLAMY". Machnęła lekko i długa kropla odciągnęła się od brzegu litery i przeleciała ze ściany wprost do fiolki.

[T] The Gloriana Set | Dramione [PL]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon