Rozdział 18: Gryffindor kontra Slytherin

3K 195 70
                                    

— I to właśnie nazywasz laboratorium eliksirów?

Był sobotni poranek, a Malfoy stał niewzruszony w drzwiach maleńkiego, wąskiego pokoiku. Światło sączyło się słabo przez pojedyncze brudne okno, zardzewiałe łańcuchy zwisały z sufitu, a na wpół stopione czerwone świece wydawały się kapać krwią. Większość przeciwległej ściany zajmowała mahoniowa szafka z półkami, której drzwiczki wisiały na częściowo wyłamanych zawiasach. Pod ścianą po prawej stronie był stół, na którym stały trzy zakryte pajęczyną kociołki, a po przeciwnej stronie umieszczono wysoki, chwiejny regał.

Hermiona wręcz promieniała.

— Jest doskonałe — powiedziała, gdy Malfoy zamknął za nimi drzwi. — To tylko kilka pokoi od gabinetu Slughorna. Jest też oddzielone od głównego lochu eliksirów, więc mamy zabezpieczenie, gdybyśmy wysadzili się w powietrze.

— Uroczo — mruknął. — Powinniśmy poprosić ten twój Klub Piskliwych Myszek, żeby tu posprzątali.

— Nie ma takiej potrzeby — powiedziała, przeglądając zakurzone słoiki na półkach. — Kilka zaklęć czyszczących... — Odwróciła się do niego. — Znasz zaklęcia czyszczące, prawda?

Wzruszył ramionami.

— Oczywiście, że nie — mruknęła, rzucając mu zawiedzione spojrzenie. — Przecież od zawsze gnębiliście skrzaty domowe, nie zapewniając im odpowiedniej pensji i świadczeń.

— Nie zaczynaj mi tu o tych WSZach...

— To było Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych!

— Nikt nie wykorzystuje skrzatów domowych w Dworze Malfoyów — powiedział. — Jeśli pamiętasz, złe traktowanie Zgredka było z winy mojego ojca i jego przekonań. Krzywdzenie skrzata przeze mnie, czy moją matkę, byłoby niewiarygodnie głupie. Są dobrze traktowane.

— Ale nie są wolne!

Przewrócił oczami.

— Urzędnik Departamentu Magicznych Stworzeń zaraz po wojnie zaoferował im wolność. Próbował nawet dać im bluzy Ministerstwa Magii. Płakały przez tydzień.

— Ale jeśli zostałoby to przedstawione we właściwy sposób...

— Daj spokój, Granger.

— Dobra — sapnęła. — Wyciągnij różdżkę. Nie będę sprzątać tego sama. — Lekko machnęła własną różdżką. — Chłoszczyść — powiedziała i kurz zniknął z połowy stołu.

— Chłoszczyść — mruknął ze znudzeniem Malfoy, a druga połowa stołu również została oczyszczona. Hermiona podeszła do największego kociołka na stole, muskając ramię Malfoya. Nagle gdzieś za nią rozbrzmiał dźwięk tłuczonego szkła. Obejrzała się przez ramię. To tylko Malfoy wpadł na półki, a tył jego ślizgońskiej koszulki do quidditcha był teraz pokryty zielonym szlamem i odłamkami szkła.

— Merlinie, Malfoy, rozlałeś całą marynowaną ropuchę. — Uniosła różdżkę, rzucając zaklęcie Tergeo. Urok ściągnął wnętrzności ropuchy z jego pleców. — Nie zapomnij o małym tąpnięciu różdżką na koniec czaru, to bardzo ważne.

Odwróciła się do kociołka, unosząc rozpaloną końcówkę różdżki, by zobaczyć w środku masę pająków.

— Fuj — mruknęła, potrząsając głową. Ponownie otarła się o Malfoya, który tym razem trącił zepsutą szafkę, z brzękiem posyłając obie pary drzwiczek na podłogę.

— Malfoy, co się z tobą dzieje?

— Nic mi nie jest — warknął, strzepując pył z koszulki i włosów. Spojrzał na szafkę z oburzeniem, po czym oczyścił ją z kurzu. Przesunął dłonią po wnętrzu szafki i po jej górnej części, po czym ponownie uniósł różdżkę i zaczął machać nią w serii skomplikowanych ruchów.

[T] The Gloriana Set | Dramione [PL]Where stories live. Discover now