Rozdział 28: Maska się zsuwa

2.4K 169 17
                                    

Deszcz powrócił w niedzielny poranek, gwałtownie uderzając w okno sypialni Hermiony, gdy pakowała kilka rzeczy do swojej koralikowej torebki, dodając do zwykłej zawartości dwie kwadratowe paczki oznaczone runami. Pod ciężkim, czarnym płaszczem miała na sobie dżinsy i czerwony sweter, a jej włosy były związane w tak ciasny kok, jaki tylko zdołała zwinąć, chociaż przy takiej pogodzie nawet to było w stanie pomóc jej zaledwie do południa, zanim niesforne loki zaczną żyć swoim życiem.

Spędziła niespokojną noc nękana snami o wojnie, przerażeniu, zamieszaniu w Departamencie Tajemnic i wspomnieniem bólu spowodowanego klątwą Dołohowa. Obudziła się spocona, a kiedy w końcu ponownie zasnęła, jej umysł zalały sny o Teodorze, a potem o Malfoyu w niebezpieczeństwie. Ostatni sen Hermiona oceniła jako wynik poczucia winy; kłujące zaklęcia były bolesne i nie sądziła, by Malfoy kiedykolwiek wcześniej poprosił kogoś o uzdrowienie. Dosłownie w kilka sekund znalazła się przy drzwiach sypialni, w kapciach i różowym szlafroku, ściskając różdżkę i Mapę Huncwotów. Jesteś głupia, pomyślała, odwracając się i wracając do łóżka. Wszystko z nim w porządku. Jest zaradny. Poradzi sobie. Musisz trzymać się od niego z daleka.

Nadszedł jednak ranek, a Hermiona zatrzymała się przy Sowiarni, by wysłać różdżki dwóm upartym dupkom. Nie żeby zasłużyli na nie, tak samo jak nie zasłużyli na książki, które dodała do przesyłek, by poszerzyć ich wiedzę. Wybrała „Radosne sówki! Zaawansowane karmienie i opieka nad sowami" dla Malfoya (jego puchacz wyglądał dość biednie, więc rozpisała mu zalecaną dietę) oraz „Piaski klepsydry: zaawansowane techniki zarządzania czasem" dla Teo. Obie paczki były obwiązane dużymi czerwono-złotymi wstążkami i pokryte uśmiechniętymi buźkami. Prawie żałowała, że ​​nie będzie jej w Wielkiej Sali podczas ich dostarczenia.

Po wysłaniu paczki pospieszyła po schodach Zachodniej Wieży i prawie dotarła do posągu jednookiej garbatej wiedźmy, kiedy odnalazła ją powracająca od Teo sowa. Hermiona rozwinęła mały pergamin, zapieczętowany zielonym woskiem, na którym widniał odcisk sygnetu Notta.

Droga Hermiono,

Spotkaj się ze mną w holu wejściowym. Chciałbym Cię przeprosić.

Twój,

Teo

Jęknęła. Jak mogłaby zignorować taki list? Przynajmniej jeden czarodziej wiedział, jak okazać skruchę. Teo stał samotnie obok klepsydry punktów Slytherinu, która znów wydawała się być podejrzanie pełna. Miał na sobie ciemne spodnie i zielony sweter z wysokim kołnierzem, a jego szczęka, jak zauważyła, wciąż była nieco opuchnięta i posiniaczona. Powitał ją dość ostrożnie, podziękował nawet za książkę, a potem spojrzał na jej płaszcz.

— Opuszczasz dzisiaj zamek — powiedział.

— Mam coś do załatwienia — odparła nieco chłodno.

— Proszę, daj mi minutę przed wyjściem — powiedział Teo. — Jest taki gobelin z Everardem Złym...

— Jeśli myślisz, że zamierzam...

— Hermiono. — Teo podniósł wzrok na wysokie, gotyckie sufity holu, prosząc o cierpliwość, którą najwyraźniej tam znalazł. Spojrzał na dziewczynę uważnie. — Chcę tylko z tobą porozmawiać, a biorąc pod uwagę twój wyraz twarzy, wolałbym móc rzucić na nas Muffliato, zanim zaczniemy.

Zgodziła się. Poszli więc w milczeniu do korytarza na parterze prowadzącym do klasy wróżbiarstwa z Firenzo. Teo odsunął wyblakły szary gobelin przedstawiający mrocznego czarodzieja powalonego przez paskudne zaklęcie, które zmieniło jego kończyny w macki. Hermiona przystanęła, by przyjrzeć się tkaninie – artyzm był naprawdę niezwykły, niektóre z przyssawek macek przylegały do twarzy Everarda, a lekkie zmarszczki w splocie zdawały się pokazywać, jak pociągnięto jego skórę...

[T] The Gloriana Set | Dramione [PL]Where stories live. Discover now