1 | czym jest samotność?

499 61 36
                                    

— Levi...   

Serce obiło mu się jakby o płuca, gdy usłyszał ten głos pierwszy raz od miesięcy, który zdolny był przypomnieć mu imię, o jakim dusza już zapomniała, bo pragnęła zapomnieć.

— Le... vi.

Podążył  zmęczonym spojrzeniem ku tej, która gasła z każdą minutą i sekundą, lecz wciąż była żywsza od niego, bo pragnęła oddychać i nie dusić się podziemnym powietrzem jak on. Tam panowała ciemność, która również chciałaby odpocząć i zastąpić się światłem wychodzącym z góry.

— Levi.

Serce jej, choć spowalniało, to szybciej zapewne biło od jego. Bo ziemi chłód przybliżał nie jej rozpacz, a jemu. A on... Kimże on był?

— Levi — powtórzyła raz kolejny. Przełknął głośno ślinę, ale gardło zabolało i zapiekło wysuszone i opustoszałe. Przez nie nie przejdzie już żaden potok słów. — Levi.

Schował twarz w dłoniach, nie chcąc na nią choćby na moment popatrzeć.

— Moje najdroższe — wychrypiała.

— Mamo — odrzekł bez zastanowienia. Pojęcia nie miał co się dzieje, że taki spotykał go los, że nagle z jego matki coś wysysało siłę na to, by przekazywać mu uczucia. Ile to razy Kuchel, gdy kładła go spać, całowała go w czółko i powtarzała, że go kocha, a teraz na swoim czole czuł jedynie oddech zimnej śmierci. — Mamusiu...

— Levi, zbliż się — poprosiła, a głosie temu błagalnemu nie mógł się oprzeć, nie wtedy, gdy serce kazało mu ją posłuchać.  — Pragnę cię ujrzeć, mój kochany synku.

Podniósł głowę, nakierowując swoje kobaltowe spojrzenie na umierającą rodzicielkę, która leżała odrętwiała, z licami zapadniętymi, ustami suchymi, jak piach, oczami, których zmęczenie je wolno przysłaniało. Zignorował obejmujący go strach przed nieuniknioną i nadchodzącą samotnością, po czym podszedł pod łożę niezgrabnym krokiem i ułożył podbródek na pościeli, blisko niej, bliżej jej ręki niemiłosiernie drżącej, jakoby była zziębnięta.

— Zawsze byłeś moją siłą, moim światełkiem, który trzymał mnie przy życiu, moje kochanie — szeptała, ujmując jego policzek dłonią, z jakiej uchodziło ciepło.

Dotknęła jego czarnej potarganej czupryny, przydługawej, nachodzącej mu na oczy. Uśmiechnęła się słabo, ledwo widocznie.

— Twoje włosy... tak bardzo urosły. Gdy mi się polepszy, pomogę ci je ściąć, obiecuję. Zapewne ci one przeszkadzają.

On jednak milczał, wiedząc, że jej ręce nie byłyby w stanie unieść choćby pióra ze skrzydeł najmniejszego ptaka, a co dopiero nożyczek.

— Bądź silnym człowiekiem, bądź silny, najsilniejszy — powiedziała łamiącym się głosem. Szemrane łzy zastygły na jej czarnych rzęsach i po chwili spłynęły po jej niegdyś pięknym, teraz zmęczonym, acz zrozpaczonym obliczu.  — Trzymaj się... dobrych ludzi, nie zawiedź mnie.

— Nie będę najsilniejszy, nigdy nie będę — wystękał, ściskając jej rękę i powstrzymując się od płaczu.

— Twoja mama... zawsze... będzie dumna. Wiesz o tym, Levi. Nieważne jaką osobą... staniesz się w przyszłości...

Zadrżał, gdy nastała nagła cisza, której nie przerywał nawet ciężki oddech Kuchel i jej łzy, ani szybko bijące z nagła jego serce  i zdesperowane modlitwy, by nie zostawał sam. Zastygł w miejscu, łudząc się, że po prostu zasnęła.

— Nie zostawiaj mnie samego... — wyszeptał przez łzy, zatapiając twarz w jej dłoni, od jakiej raz ostatni poczuł ciepło matczyne.

Spał przy jej łóżku, licząc, że jego mama wkrótce uniesie powieki i powie, że wystarczająco wypoczęła i zaraz go zapewni, że go kocha. Że wstanie po nożyce i zaproponuje mu ścięcie włosów, by nie wchodziły mu one do oczu. Że wypowie jego imię z uczuciem tak silnym i obezwładniającym.

attached | levi ackerman snk ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz