4 | zestaw herbaciany

342 44 25
                                    

To beznamiętne kobaltowe spojrzenie spoczęło już niejeden raz na szybie sklepu podziemnego, za jaką prezentowały się wykwintne, jak dla ludzi tego świata, zestawy herbaciane. Zmarszczył czoło, doszukując się w nich jakichkolwiek wad, by jakoś się powstrzymać od zakupu. Nie decydował się nawet na wejście do środka, jakby sam ich widok w zupełności mu wystarczał. Westchnął głośno. W kieszeni jego ocierały się o siebie dwie niewielkie miedziane monety, które uniemożliwiały mu pozwolenie na zapewnienie sobie odrobiny przyjemności.
Choćby był to mały zestaw i dość prosty, to i tak wymagał on pięciokrotnej ilości tego, co posiadał Levi. A on do osób zamożnych nie należał, jak zresztą cała ludność, której nie dane było wyjść w swym życiu ani razu na samą górę, tam, gdzie nie docierało zimno skał blokujących promienie słońca.

— Zdobędę to — wymamrotał pod nosem, próbując się zapewnić, że kiedyś mu się uda.

Przykuł wzrok młodej sklepowej – właścicielki stojącej za ladą, która coraz bardziej pogrążała się w pewności, iż do czynienia ma z przyszłym klientem. Zainteresowanie tą porcelaną z jego strony wyczuć można było na kilometr. Odwrócił się plecami i ruszył ku pobliskim straganom, gdy nagle usłyszał za sobą jej cienki głos.

— Przepraszam, proszę poczekać chwilę!  

Odwarknął cicho, nie chcąc z niczyjej strony uwagi. Zatrzymał się i przekręcił głowę, by stanąć zaraz naprzeciw wyższej od siebie o głowę urodziwej pannicy. Jej włosy brunatne w oczach jego zdawały się wyglądać niczym ziemia, ciemniejsze od ziemi, spojrzenie zaś takie łagodne i ciepłe.

— Tch — cmoknął zirytowany. — Czego?  

Ach, jak jego denerwował fakt, że wszyscy z góry dosłownie na niego spoglądali. Zgarbieni nieliczni starcy, mężczyźni, kobiety dojrzałe i niedojrzałe i... dzieci. Nawet one. Dlaczego on był tak wielce niewysoki, a inni wysocy, skoro promienie słońca nikomu nie towarzyszyły tu od samych narodzin?

— Czy nie jest pan zainteresowany wejściem do środka? — zapytała uprzejmie, może trochę ostrożnie, pragnąc w duchu przekonać go do siebie samym swym tonem głosu.

Levi jednak uniósł tylko brew w niezrozumieniu.

— To znaczy... każdego dnia widzę pana przed sklepem. Może chce pan wejść do środka i się rozejrzeć? Możliwe, że coś przykuje pańskie oko — kontynuowała nerwowo.

Spojrzenie jego wywiercało w jej czole otwór.

— Nie — odpowiedział krótko, po czym odwrócił się ponownie i ruszył ku zamierzonemu miejscu.

Zagryzła wargę w desperacji, nie chcąc przyjmować od niego odmowy.

— Zestawy herbaciane! — wykrzyczała. — Mamy tanie zestawy!

Stanął znów, jak na baczność.

— Tanie zestawy są o kant tyłka rozbić — parsknął głośno. — Choć zaprzeczyć nie można temu, że tych z wystawy nie kupi nikt z tego cholernego ciemnego zadupia. Obniż cenę, jeśli masz dumę. Wszyscy dobrze wiemy, że żaden człowiek z podziemi się na nie nie zdecyduje.

Kobieta uśmiechnęła się delikatnie. Uśmiech ten potrafił skraść niejedno męskie serce i nieprzewrotnie nim poruszać. Z Levi'm było jednak inaczej. Zamknięty był na wdzięki i miłe słówka wychodzące z ust płci przeciwnej.

— Z panem jest inaczej — odrzekła. — Pan już się na nie zdecydował.

Zignorował to stwierdzenie, ruszając ku domowi jednego ze swych współpracowników, zatrzymując się co jakiś czas przy określonym straganie. Westchnął raz kolejny, wydając ostatnie monety na iście śmierdzącą maść drażniącą mu nozdrza. Zmarszczył nos, wchodząc przypadkiem lewą nogą w kałużę błota. Otrzepał buta z brudu w obrzydzeniu i począł przeklinać melinę, w jakiej dane mu było żyć od urodzenia: wkoło bliskie rozpadu budynki, w które wdzierała się wilgoć, na stopach czuć wodę przesiąkającą przez dziurawe obuwie, zza ściany przyczajeni przestępcy gotowi napaść na kogoś i brutalnie zgwałcić, czy zabić i odebrać ofierze pieniądze.

attached | levi ackerman snk ffWhere stories live. Discover now