2 | niezwyciężony ten, co żyć pragnie

372 45 34
                                    

Jak on wielce nienawidził tego nieprzestronnego domu, w jakim przebywał, bo musiał zrezygnować z bytu na górze z prawie że prostej przyczyny, którą był chłopiec z wyglądem jego siostry. Ranek nastał już dawno, a w więzieniu tym panowała ciemnica, choć był początek lata, chyba już kolejnego. Zapomniał jak się liczy, bo pochłonęło go życie w podziemiach u boku zanadto pyskującego mu siostrzeńca, który zachowywał się na jego podobieństwo. 

Levi stał na palcach najdłużej jak się dało, łudząc się, że Kenny tego nie zauważy, lecz ten tylko wzdychał i ukradkiem mierzył go znużonym spojrzeniem, aż nagle ścisnął dłonią mu głowę, by stanął prosto i posłusznie. Przejechał nożem po ścianie nad młodym Ackermanem, tworząc wyżłobioną linię, a chłopiec podniósł oczy, by zobaczyć, czy doszło do jakiejś zmiany w swoim wyglądzie.

— Te, gówniarzu, czemu ty w ogóle nie rośniesz? — odezwał się mężczyzna. — Jakby nie patrzeć, to żresz za dwóch i śpisz jak zabity od wieczora do rana, więc się wysypiasz.

Na samym już początku oznajmił mu, że nie będzie go karmić za darmo, a skończyło się na usługiwaniu mu na każdym kroku, jakby mu na nim zależało. Bzdura. Dlaczego więc martwił się tym, że chłopiec nie rośnie, mimo zapewnianej mu opieki?

— Ile masz lat, bo zapomniałem? 

— Osiem... — odpowiedział po wyliczeniu sobie na palcach. — Nie, dziewięć i pół... Nie, osiem i pół. Siedem...?

— Jeden pies, czy siedem czy dwadzieścia. Wyglądasz, jakbyś miał cztery. Eish, cholera, same problemy z tobą. Ciekawe czym matki faszerują swoje glonojady, że rosną i wyglądają, jakby ktoś im nogi w nocy rozciągał.

— Kotki piją dużo mleka, miesiąc później są już duże — odezwał się po krótkim zastanowieniu.

— Mam cie mlekiem karmić? A co ty jesteś, noworodek? — parsknął głośno, po czym wyciągnął z kieszeni papierosa i włożył go sobie do buzi, zapalając go kolejno. Nóż położył u swych stóp, jakby nieprzejęty tym, że mógłby tym stworzyć niebezpieczeństwo. — Słuchaj, Levi, a także patrz i się ucz — powiedział po wydmuchaniu dymu, który podrażnił nozdrza, jak i gardło chłopca. Zakasłał, marszcząc swój zadarty nosek. — Po co ci mleko, jak możesz stać się prawdziwym mężczyzną, hm?

— Śmierdzi — odrzekł czarnowłosy, cofając się wielkimi krokami. — Zatrujesz się niedługo. Nasz pan sąsiad niedawno zmarł, bo palił papierosy, więc nie pal, Kenny. Ja nie palę, bo chcę żyć.

Kenny uniósł brew i wybuchł donośnym śmiechem. Od kiedy tylko dzieciak począł czuć się w jego obecności komfortowo, odzywki Levi'a stawały się nadto szczere i ani trochę pobłażliwe.

— Żeby to było niedługo, ale na twoje nieszczęście jeszcze sobie trochę pożyję — zmierzwił mu energicznie czuprynę, a następnie wypuścił z ust kolejną chmurę dymu i rzucił na ziemię niedopalonego papierosa, którego przygniótł bucikiem przyzwyczajony do tego już Levi. — Dobra, szczylu, nie ma lenistwa, dziś uczymy się walki, oczywiście nie tylko, by się bronić, lecz, by zabijać. Podnieś nóż.

Chłopiec schylił się niepewnie, wykonując jego polecenie. W dłoni czuł ciężar nie metalu, lecz niewidocznej krwi, którą Kenny polał niezliczone razy. 

— Stoisz, jakbyś był gotowy pokroić chleb, a masz pokroić nim człowieka — zacharczał mężczyzna. — Rozluźnij się, rozluźnij nadgarstek. Ugnij nogi, nie, nie aż tak, nie padasz przed nikim na kolana. A, no i łokieć też ugnij — poinstruował. Levi przybrał rozkazaną mu pozycję i czekał na dalsze informacje. — A teraz spróbuj mnie zaatakować.

Chłopiec zastygł w miejscu, wyłupiając na niego oczy.

— No chyba nie myślałeś, że będziesz walczyć z powietrzem. Będziesz walczyć z żywym organizmem — parsknął głośno, widząc zdumienie na jego twarzyczce. — Powtórz pozycję, przestań się wahać, szczeniaku. Sam mówiłeś, że chcesz żyć, a w podziemiach życia sielankowego nie otrzymasz, gdy wokół sami sukinsyni gotowi, by cię zranić. Zaatakuj mnie z całej siły, choć ty siłę masz nikłą. Nad tym również popracujemy.

attached | levi ackerman snk ffWhere stories live. Discover now