9 | odbicie pragnące odpocząć

97 9 6
                                    

Rzadko patrzył w lustro. Robił to tylko wtedy, gdy czuł, że będzie musiał przyciąć swoje przydługawe już kosmyki włosów, które niekiedy niesfornie wchodziły mu do oczu, drażniąc je. Za każdym razem, kiedy widział swoje odbicie, odczuwał nagłe zmęczenie, choć tak bardzo przyzwyczajony był do braku snu, do niemożności odpoczęcia, do myślenia tylko o sprawach, przez które prawie codziennie ocierał się o śmierć. A jednak śmierć, nawet jeśli była mu bliska, bliższa od samego życia, nie chciała go nigdy przyjąć w swe objęcia. Zawsze brała kogoś innego, choć niektórym było do niej daleko.

Levi czuł się jak śmierć, jakby była ona nieodłączną jego częścią, która zbierała swe plony, pochłaniając wszystkie pragnące jedynie wolności dusze, jakie tylko na krótką chwilę zbliżały się do samotnego kaprala. Tym razem nie miał przed sobą lustra. Druzgocący widok przed nim zdołał mu jednak przypomnieć czym było usposobienie stargania psychicznego i fizycznego.

Ciało przykryte całunem z peleryny zwiadowczej, spod jakiej wystawał delikatnie złoty włos należący do człowieka, który odmienił na zawsze życie Levi'a, mu przypomniało raz kolejny kim był. Ackerman usiadł u boku łóżka niemrawo, przytulając do siebie swoje kolana i zatapiając w nich tak ogromnie wyczerpaną twarz. Ostatni raz, gdy czuł się wolny od tak częstego i druzgocącego widoku jakim była śmierć, był dla niego niemalże niepamiętny. Gdy Kuchel trzymała jego małe niemowlęce rączki na swej piersi i tuliła go do siebie z tak ogromną, nieokiełznaną miłością. Wtedy, gdy jeszcze nie był świadom, jaki czeka go los i jak okrutny przywita go świat. I choć teraz był przyzwyczajony do utraty ludzi, jakim oddawał skrawek swego serca, czuł, że uchodzi z niego resztka nadziei na własną bezpieczną przyszłość. Przyszłość, którą sobie wyobrażał u boku najbliższych. 

— Uwolniłeś się... Erwin. — wyszeptał. Martwa cisza zapadła po tych słowach. — Uwolniłeś się od wszystkich, do których śmierci się przyczyniłeś. Jesteś wolny od wspomnień o naszych zmarłych towarzyszach, jakich zabiły twoje decyzje. — mówił dalej, próbując sobie wmówić, że Smith go słucha, tylko po prostu leży na łóżku i wypoczywa od wysiłku. — A ja... nie jestem od tego wolny. Widzę jedynie odbicie siebie pragnące odpocząć, lecz nie może — westchnął ociężale i przymknął na moment zmęczone od braku snu powieki. — Jestem przeklęty... słaby, wiesz o tym przecież. Potrafiłeś ze mną prowadzić żywot śmierci, a teraz zostawiłeś mnie z tym samego. Znów będę śmiercią. Sam. Jestem w tym przecież najlepszy. Tak. Najlepszy...

Nie był świadom, lecz każda kolejna śmierć bliskiej mu osoby sprawiała, że czerniała mu dusza. Choć był pewien, że już dawno temu zatracił się w ciemności, z jakiej nie widział drogi, by z niej uciec. Ciemnością to było zabijanie, by żyć, zabić, by uciszyć nudę, zająć się czymkolwiek w życiu. Dusza jego jednak była nieskazitelna... dopóty nie zaczęła tracić swoich towarzyszy.

—Wiem, że miałeś już powoli dość. Ale twoje słowa wcale mi tego nie ułatwiły... bo jak miałyby ułatwić? Ci kadeci, ta trójka denerwujących kadetów: Eren, Mikasa, Arwin — nerwowo przełknął ślinę. — Gdyby nie przypominali mi mnie, Isabel i Farlana... postawiłbym los każdego na ciebie, zmusił cię do dalszego życia. Choć jest to egoistyczne.

Liczył, że usłyszy za chwilę cichy szelest, a spod zwiadowczej peleryny uniesie się ta złotowłosa głowa, która podpowie mu co ma zrobić i wyda jakiś rozkaz. Tak się jednak nie wydarzyło.
Bo Levi przecież skazał go na śmierć. Jak Erwin Smith miałby się teraz obudzić ze snu wiecznego?

— Nie wiem gdzie pójść, gdzie się udać. Ja... tak bardzo chciałbym odpocząć. 

— Levi — usłyszał. Nie odwrócił się, nawet na tak prostą czynność nie miał siły.

— Hange.

— Erwin zmarł w sposób godny... Nie sądzisz? — odrzekła, podchodząc i siadając obok Ackermana. — Mimo odrzucenia swojego marzenia...

— Czy ciebie... Też niedługo stracę? — przerwał jej.

Hange znieruchomiała na moment, nie dowierzając.  Wiedziała, że choć był on mężczyzną na zewnątrz wyssanym z uczuć, to w środku mógł się burzyć od nadmiaru emocji. Nie spodziewała się jednak, że Levi Ackerman wkrótce pęknie, i to w jej obecności. Prócz gromadzącego się w jej sercu zdziwienia, kobieta poczuła lekki zaszczyt bycia świadkiem ujrzenia u swojego towarzysza emocji, jakie zawsze od siebie skutecznie odpychał, by zranić się ze zdwojoną siłą. I choć nie był to za dobry moment na odczuwanie szczęścia, Zoe cieszyła się, że mężczyzna się przed nią nie krył, gdy weszła do pomieszczenia.

— Czy tobie także przyniosę na tacy to, co przyniosłem tym, którzy byli blisko mnie?

— To do ciebie niepodobne, Levi — wydukała, nie mogąc się otrząsnąć z tego co usłyszała.

Ackerman westchnął raz kolejny i zakrył rękawem kurtki twarz, by nikt nie zobaczył jej zbolałego wyrazu. Zacisnął zęby mocno, zaczynając mimowolnie drżeć. Nogi miał jak z waty, dreszcze wszechogarniające jego ciało nie potrafiły ustać, jakby po raz pierwszy stracił kontrolę nad całym sobą, nie tylko nad swoimi uczuciami.

— Gdybym tylko mógł wybierać... — zamilkł na krótki moment, by za chwilę wzburzyć Hange jeszcze bardziej. — to wolałbym umrzeć przed tobą. 

Zaczął zastanawiać się nad sensem dalszej egzystencji, skoro jedyne co widział w swoim życiu, to utratę bliskich. W końcu jedyne co przeżył przez ostatnie niemal czterdzieści lat, to mękę i bezustanne cierpienie, jakie powoli go obezwładniało, kawałek po kawałku. 

Brązowowłosa oniemiała.

— Levi... Płaczesz?

— Ja... Tak bardzo pragnę odpocząć, Hange — wycharczał, nie odpowiadając na jej pytanie. — Nigdy nie byłem silny. Z każdą kolejną utratą jestem coraz słabszy, załamuje się pod jej naciskiem. Nie zniosę też twojej śmierci, to byłoby za dużo... to byłoby tak bolesne. 

Gdyby tylko nie pojawił się na tym świecie, dużo więcej istnień nadal miałoby swoje miejsce w świecie.

— Levi.

— Proszę, nie umieraj, Hange.

Zoe wzdrygnęła się na te słowa. Choć była żołnierzem z dobrej woli, który świadom był tego, że może umrzeć w każdej chwili dla dobra ludzkości, to nagle poczuła niepohamowane pragnienie życia u jego boku, pragnienie trwania przy swoim przyjacielu, dopóty nie rozłączy ich naturalna nieunikniona śmierć.

— Haha! Co ty gadasz, Levi — machnęła ręką, wpadając w fałszywy śmiech. — Nikt nie będzie umierać, ani ty, ani ja. Nim się obejrzysz i cała ta wojna dobiegnie końca, a ty założysz tą swoją cholerną herbaciarnię. Wtedy na pewno odpoczniesz.

Ackerman podniósł głowę i spojrzał jej w oczy ze smutkiem.

— Farlan też mi tak kiedyś powiedział.

Hange zmarszczyła czoło nieznacznie, nie mając pojęcia co mu na to odpowiedzieć. Puste słowa chciały wyrwać się z jej ust, by jakkolwiek go pocieszyć. Wiedziała jednak, że najlepszą decyzją będzie trwanie obok niego w ciszy, która była dla niego choć trochę kojąca. Dotknęła delikatnie jego twarzy, czując na opuszku palca jego łzę. Udała, że tego nie zauważyła, po czym lekko popchnęła jego głowę na swoje ramię, by się o nie oparł.
W głębi serca jednak czuła, że wkrótce i na jej odejście przyjdzie czas. Hange znieruchomiała, by tylko nie pokazywać Levi'owi tego, jak ogromnie bolały ją myśli, które pętały ciągle jej umysł.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 05, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

attached | levi ackerman snk ffWhere stories live. Discover now