6 | nie będę już kochać

240 36 19
                                    

Trzymał w dłoni drewnianego bączka, którym bawił się zawsze wtedy, gdy jego mama była zbyt zajęta zarabianiem pieniędzy w sposób niekoniecznie dla niego zrozumiały. Levi wychodził wtedy zwykle na zewnątrz, by nie musieć się temu widokowi baczniej przyglądać, choć miał z nim już wielokrotnie styczność. Ile to razy był skulony pod ścianą bliski płaczu, przepełniony pragnieniem zniknięcia, gdy do Kuchel przychodzili niewyżyci klienci ujęci jej ponadprzeciętną urodą, jakiej pozazdrościć mogła niejedna kobieta.

Tak jak wtedy, zamknął drzwi, zszedł po schodkach malusieńkimi krokami i usiadł na ostatnim, ściskając tę starą, zużytą już zabawkę. Udając, że nie słyszy z wnętrza niczego, odrzucając od siebie obraz rozbieranej przez obcego mężczyznę matki, powtarzając sobie tylko jej przejmujące słowa, które wypowiadała ona każdego ranka z rozdzierającym serce smutkiem i żalem. 

— Czy mógłbyś się dzisiaj pobawić na dworze? Mamusia musi znowu zarobić pieniądze na jedzenie. Mój najdroższy Levi, moje ukochane dziecko... przepraszam, że... nie mogę ci w inny sposób zapewnić lepszego życia.

Wytarł nosek w rękaw koszulki i delikatnie zakręcił bączkiem, a ten po sekundzie sturlał się z łoskotem po schodku, by znaleźć się zaraz u czyiś stóp. Levi podniósł wzrok, by ujrzeć trójkę dzieci w jego wieku, które kolejno w ramionach trzymały pluszowe misie, czy niewielką szarawą piłkę. Oczy mu rozbłysły, chcąc choćby na chwilę te zabawki potrzymać, a co dopiero się nimi pobawić.

Dzieci patrzyły na niego z przymrużeniem oka nie odzywając się ani słowem. Chłopiec, u jakiego stóp spoczęła własność małego Ackermana, została przez niego kopnięta z całej siły, by obiła się ona o ścianę stojącego budynku parę metrów dalej. Na znak ten, odwrócili się do Levi'a plecami, zawracając. Czarnowłosy zdezorientowany otoczył spojrzeniem oddalające się ich sylwetki, a później na prawie że zniszczony przez nich przedmiot, jaki otrzymał od Kuchel pięć lat temu na urodziny. Nie myślał jednak prosto, logicznie. Rzucił się w bieg za nimi, dysząc przeogromnie, wołał za nimi, a gdy ci się zatrzymali i przekręcili głowy, kobalt jego oczu dziwacznie się rozjaśnił, jakby pojawiła się w nim niejaka nadzieja na zawarcie znajomości.

— Czy... mogę się do was przyłączyć?

— Ty? Przyłączyć się? — parsknął chłopiec, nie mogąc powstrzymać śmiechu. — Słyszysz to, Ute? On chce się do nas przyłączyć.

— Hmm... — udała zamyśloną dziewczynka, której wzrost przewyższał całą trójkę. — A po co?

— Pobawić się — odrzekł Levi z deka zestresowany, unikając z którymkolwiek z nich kontaktu wzrokowego. Niepewność wypalała dziurę w jego sercu, albowiem u swego boku nie miał nikogo prócz własnej matki, nikogo, kto zwałby się kolegą z podwórka, z kim dzieliłby swe sekrety, z kim śmiałby się do rozpuku z błahych rzeczy, których dorośli nie zrozumieliby do końca. — Mogę?

— Nie bawimy się z brudnymi dziećmi — odpowiedziała natychmiastowo Ute. Stojący obok niej Frank skinął zgodnie głową, po czym plunął na ziemię, tuż obok bosych, utytłanych błotem stóp chłopca. Młody Ackerman uskoczył do tyłu instynktownie. — Jesteś bardzo brudny. Mama mówiła, że nie mogę się z takimi dziećmi zadawać, bo one są jak śmieci.

— Śmieci? — powtórzył zbity z tropu.

— Jesteś dzieckiem prostytutki! Dzieci prostytutek są niechciane i są wpadkami, a prostytutki są brudne, bo oddają każdemu swoje ciało, więc ty też jesteś brudny, bo twoją matką jest prostytutka! — wytłumaczyła, wskazując na niego palcem pogardliwie. — Brudas!

attached | levi ackerman snk ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz