Mecz Quidditcha

809 53 11
                                    

Pov Harry

-Ron!!! Pośpiesz się!!! Ile można czekać, za 10 minut mecz!!!-krzyczałem do przyjaciela który przebierał się w strój drużyny
-ide już,spokojnie-zszedł ubierając jeszcze ochraniacze
Pobiegliśmy do szatni gdzie cała drużyna spotykała się przed meczem.
-No nareszcie , ile można na was czekać?-wkurzona Ginni przectawiała mój plan rozgrywki
-wchodzicie!!-oznajmiła nam pani Hooch
-okej,idziemy to wygrać!!!
Wyszliśmy z szatni i stanęliśmy na wierzy startowej.

Pov Draco

Mimo ,że to nie jest mój pierwszy mecz miałem nie małego stresa. Gryffoni są naprawdę nieźli , a ich szukający jest jednym z najlepszych od 15 lat.
Nadszedł czas meczu. Stanęliśmy na wierzy i czekaliśmy na pozwolenie do wylotu. Wreszcie się doczekaliśmy. Pani Hooch wyszła na środek boiska
-chce tu widzieć czystą,ładną i sprawiedliwą grę-oznajmiła po czym zadmuchała w gwizdek. Wszyscy ruszyli a ja i szukający Gryffindoru zaczęliśmy wypatrywać znicza.

Pov Harry

Zaczęło się. Próbowałem wypatrzeć znicz,podobnie jak mój przeciwnik. Niedługo później zobaczyłem go lecącego w górę. Odrazu za nim ruszyłem,niestety ślizgon to zobaczył i również ruszył w pogoń. Lecieliśmy z naprawdę zawrotną szybkością. Znicz wyleciał ponad chmury,a my za nim. Szliśmy łeb w łeb gdy nagle obiekt który próbowaliśmy dogonić znikną. Postanowiłem wrócić na poziom boiska i tam go szukać. Latałem wkółko i nagle ujrzałem złotą latającą kulkę.
-jest mój-pomyślałem.Ruszyłem do środka boiska gdzie znajdował sie znicz. Nie zauważyłem jednak że szukający slytherinu też tam leci . Lecieliśmy wprost na siebie, nie zdążyłem wychamować,tak samo jak on. Wlecieliśmy na siebie z ogromną siłą. Nie dałem rady sie utrzymać i spadłem z miotły. Poleciałam jakieś 5 metrów w dół i uderzyłem o twardą ziemię. Wszystko okropnie mnie bolało a świat wirował. Widziałem przerażone miny uczniów stojące nademną,a później poczułem że ktoś mnie podnosi. Widziałem twarz nad sobą, nie wiedziałem kto to. To była ostatnia rzecz jaką pamiętam.

Pov Draco

Leżałem na ziemi po zderzeniu sie z jednym z zawodników przeciwnej drużyny. Okropnie bolała mnie ręka i bark ale tamtemu chyba bardziej sie oberwało. Chciałem wstać ale nie dałem rady
-Draco! Nic ci nie jest!?- popatrzyłem w bok. Stała tam przerażona Pansy
-chyba n-nie-odpowiedziałem bez przekonania
-odsuńcie sie wszyscy,rozejść sie-nakazał Snape ruszający w moją stronę
-nic mi nie je...-nie skończyłem ponieważ profesor mi przerwał
-przecież widzę że kłamiesz,idziemy do skrzydła szpitalnego.
Mężczyzna pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do pani Pomfrey.
-kolejny idzie-krzyknęła w głąb sali do pielęgniarek-prosze za mną-wskazała mi łóżko na którym miałem sie położyć. Obok mnie było drugie łóżko lecz z jakiegoś powodu zaskonięte
-K-kto tam leży?-ledwo wydukałem przez ból-to ten drugi chłopak z Gryffindoru?
-ty się nim teraz nie przejmuj,inne pielęgniarki się nim zajmą,a teraz zobaczmy co my tu mamy-pani Pomfrey zaczęła oglądać moją rękę
-hmmm-powtarzała co chwile
-i co mu jest?-zapytał zniecierpliwiony Snape
-bark tylko mocno stłuczony ale ręka jest złamana. Zaraz coś poradzimy-powiedziała i wyszła na zaplecze.
Po chwili wróciła z eliksirem.
-pij,to ci pomoże-podała mi go a ja wypiłem jak najszybciej by mieć to z głowy.
-no to teraz musisz odpoczywać a za pare dni wrócisz do formy-wyszła,tak samo jak profesor snape
Postanowiłem się położyć. I tak nie mam co robić. Czeka mnie ciężka noc...

Hej hej, jak tam?
Podoba sie rozdział??
Piszcie komentarze i zostawiajcie gwiazdki bo to serio mega motywuje!!!

Ostatni pocałunek//DrarryWhere stories live. Discover now