15.

89 9 0
                                    

Black zaśmiał mi się w twarz. Czułam, jakby był to za dobrze wymierzony policzek. Jego wygląd bardzo się zmienił. Ze świetnie wyglądającego, przystojnego faceta o błyszczących, stalowych oczach zmienił się we wrak człowieka. Był wychudzony, można było policzyć wszystkie żebra, jego policzki były zapadnięte, a w oczach lśnił obłęd. Nawet jego włosy, o które zawsze dbał bardziej niż niejedna kobieta wyglądały jak kudły psa, w którego się zmieniał. 

Czułam, że w środku cała się gotuję. Żądza mordu, to za mało powiedziane, chciałam, żeby cierpiał bardziej niż ja przez te dwanaście lat. Uniosłam różdżkę i wycelowałam prosto w niego, w ten parszywy tatuaż na jego klatce piersiowej. Unosiły się z niej czerwone iskry i mnie aż parzyła w rękę. Byłam gotowa rzucać na niego klątwę za klątwą.

Spojrzałam na niego, parszywy i dumny uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Patrzył na mnie z kpiną w oczach.

- Wiele lat minęło od ostatniego naszego spotkania, prawda Lizzy? Tęskniłaś za mną, kuzyneczko kochana? - jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Mogłabym przysiąc, że moja twarz była czerwona ze wściekłości i furii jak godło Gryffindoru. 

- Nawet nie wiesz jak bardzo. Żałuję, że to aurorzy, a nie ja znaleźli cię na ulicy. Ukróciłabym twoje zasłużone męki w Azkabanie. - warknęłam. Uniosłam skrzącą się różdżkę - Cru... 

Jednak powstrzymał mnie Remus. Stanął przede mną zasłaniając Blacka i kładąc dłoń na mojej różdżce. Patrzyłam na niego jak na osobę nie z tej planety, jakby co najmniej był, nie wiem, ogrem. 

- Co ty robisz, Remusie. Obiecałeś, że pomożesz mi go zabić. Obiecałeś mi to. OBIECAŁEŚ. - wrzasnęłam. Patrzył na mnie z bólem w oczach, wyszeptał:

- Nie pozwolę ci go zabić, Lizzy. Posłuchaj go, proszę.

W moich oczach zebrały się łzy. Kolejna osoba, którą kochałam nad życie okazała się być oszustem. Pieprzonym oszustem. Najpierw Black, teraz on. Jedyna osoba, która została mi na tym świecie.

- Zamknij się! Proszę, zamknij się! Obaj jesteście siebie warci. Obaj zdradziliście przyjaciół. A ja ci mówiłam, że nie jesteś potworem, Remusie. Jednak nim jesteś. - wrzeszczałam na niego przez łzy jednocześnie zbliżając się do Harry'ego, Rona i Hermiony, aby ich zasłonić. Zauważyłam, że po policzku Remusa spływa pojedyncza łza, dobrze mu tak, mnie też to zabolało niesamowicie. 

Nagle poczułam, że ktoś kładzie mi  dłoń na ramię. Harry uśmiechał się do mnie niepewnie, a Ron i Hermiona byli nieźle przerażeni. Ja wiem, że sprawiam wrażenie radosnej i wiecznie uśmiechniętej osoby, optymistki, której nie da się wyprowadzić z równowagi, a nagle chcę mordować. Cóż... Kobieta zmienną jest! 

- Pani profesor... Może dajmy mu powiedzieć? Może, może coś powie ciekawego? - chyba mój wzrok nie był najmilszy i ciepły, bo chłopak skulił się i wycofał trochę. Chyba trochę przesadziłam. Odwróciłam się w stronę Blacka i Lupina.

- Macie czas do końca opatrywania nogi - kiwnęłam na Rona i uklęknęłam przy nim, zaczynając usztywniać jego nogę z dużą dozą delikatności. Remus westchnął i spojrzał na Syriusza. Black kiwnął głową i Remus zabrał głos.

- Wszystko zaczęło się od momentu, w którym stałem się wilkołakiem, miałem wtedy sześć czy siedem lat. Moi rodzice próbowali wszystkiego, jednak pomaga jedynie eliksir sporządzany przez Snape'a. Dzięki niemu jestem niegroźny. Dlatego Dumbledore zgodził się, abym mógł uczyć w Hogwarcie. Jak już mówiłem tobie, Harry, wierzba bijąca została zasadzona tu z rokiem mojego przybycia do Hogwartu, ale nie powiedziałem ci, że to właśnie z mojego powodu została zasadzona. Raz w miesiącu w tym domu przechodziłem przemianę, w tamtych czasach była ona straszna, niesamowicie bolesna. Kąsałem i drapałem sam siebie skoro nie miałem dostępu do ludzi. - Spojrzałam na niego i zrozumiałam, że chyba przesadziłam. W międzyczasie noga Ronalda była już unieruchomiona i zabandażowana, jednak pozwoliłam mu skończyć monolog.

Naiwna // Remus LupinHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin