8.

152 12 0
                                    

Siedziałam już przy stole razem z resztą nauczycieli i dyrektorem. Wielka Sala powoli zapełniała się uczniami z poszczególnych domów. Po chwili przy stole zjawił się Hagrid co oznaczało, że ciotka za chwilę wprowadzi pierwszoroczniaków.
Czekałam podekscytowana. Chciałam jak najszybciej zobaczyć, gdzie trafi Harry. Miałam cichą nadzieję, że będzie to Hufflepuff. Mogłabym wtedy cały czas jako tako go pilnować. Chciałam go poznać, bardzo chciałam, tylko wiem, że jeśli dojdzie do spotkania, na przykład kara za szlaban, to nie będę umiała się wysłowić, no bo co ja mu powiem? "Lily i James nie żyją przeze mnie, jesteś sierotą przeze mnie, a mimo to jestem twoją chrzestną" - no normalnie każde dziecko chce to usłyszeć.
Meh, no kurna, dlaczego ON chciał ich zabić? Tego się nigdy nie dowiem. Z przemyśleń wyrywa mnie głos ciotki, która wyczytuje juz pierwsze nazwisko.
- Abbot, Hannah - rudowłosa dziewczynka została Puchonką, bardzo mnie to ucieszyło, wyglądała na bardzo miłą i prostą osóbkę. Później do Borsuków trafiło jeszcze kilka osób - czystokrwisty Macmillan, chrześniaczka Amelii z Wizengamotu, jakiś mugolak... W końcu usłyszałam to, na co tak niecierpliwie czekałam:
- Potter, Harry! - na sali wzniósł się szum podekscytowanych szeptów. Siedziałam jak na szpilkach oczekując na werdykt Tiary. Po około dziesięciu minutach Stara Czapka wrzasnęła *GRYFFINDOR*. Uśmiechnęłam się do młodego Pottera, a on z uśmiechem usiadł przy stole Lwa. Później dołączył do niego brat moich (ulubionych) uczniów.

***
Kilka dni później, według mojego planu miałam pierwszą lekcję z pierwszakami z Gryffindoru i Slitherinu. Byłam podjarana bardzo, chciałam jak najszybciej zacząć rozmawiać z Jamesem. Znaczy Harry'm. Są za bardzo podobni z tą charakterystyczną "grzywą Potterów", czyli nieogarem całkowitym.
Po dzwonku pierwszoroczni weszli do klasy, o dziwo nikt się nie spóźnił. Przedstawiłam się, wyjaśniłam im moje wymogi i ocenianie oraz przebieg lekcji. Potem młodzi się przedstawiali i ślicznie pięknie przebiegła lekcja.
Po dzwonku podeszła do mnie dziewczynka, która wcześniej się przedstawiła jako Hermiona Granger. Poprosiła o jakieś wskazówki, w jakich działach w bibliotece szukać ciekawych książek. Porozmawiałam z nią chwilę i muszę stwierdzić, ze jest bardzo inteligentną dziewczyną, chociaż mam wrażenie, że gdyby mogła to "połknęłaby" wszystkie książki. Po tej sytuacji z uśmiechem minął mi dzień mimo parki Ślizgonów, która jak zwykle raczyła mi wypomnieć, że jestem zdrajcą krwi.
Koło dziesiątej wieczorem położyłam się spać, i co dziwne, nie miałam ani jednego koszmaru.

Naiwna // Remus LupinWhere stories live. Discover now