3.

215 12 0
                                    

Po Pokątnej wróciłam do domu. Książki wybrane, pergaminy, atrament i pióra też. Postanowiłam, że będę korzystać z Historii Magii Bathildy Bagshoot. Tak jak nas uczył profesor Binns.
Zawsze lubiłam historię magii, Binns zapamiętał moje nazwisko (co było dla ponad sześćsetletniego ducha ogromnym wyzwaniem) i zwykle dyskutowałam z nim na tych monotonnych lekcjach, na których inny mogli spać.
Z tymi wspomnieniami skierowałam się w stronę barku i nalałam sobie Ognistej Whisky, po czym wzięłam butelkę ze sobą do sypialni. Nigdy dużo nie piłam, nawet kiedy chłopaki namawiali mnie na imprezach. Zwykle wtedy targałam ich do gryfońskiej sypialni, żeby następnego dnia obudzili się z potwornym kacem. W sumie, to ja ich budziłam, lodowatą wodą...
Chciałabym, żeby to wszystko wróciło, ale to jest niemożliwe.

***

Dzisiaj pierwszy września. Początek mojej nauczycielskiej kariery. Trochę się denerwuję, ale jakoś to będzie. Możliwe, że na "historia magii" wszyscy będą reagowali ze strachem wypisanym w oczach, ale postaram się "ożywić" te lekcje - haha, ale jestem zabawna, ożywić lekcje wykładane wcześniej przez ducha... dobra, koniec z moimi żartami.
Sprawdziłam, czy wszystko jest spakowane i deportowałam się do Hogsmeade. Spojrzałam w stronę Trzech Mioteł z tęsknotą, ale ruszyłam w stronę zamku.
Drzwi do Wielkiej Sali były zamknięte, ale weszłam przez boczną komnatę, takie mini wejście Filcha. Skierowałam się do gabinetu Dumbledore'a. Idealnie pamiętałam, jak dojść do kamiennej chimery, w sumie, nie dziwię się. Hogwart śni mi się codziennie w koszmarach. Teraz pora na wymyślanie, jakie jest hasło.

- Czekoladowe żaby, kwachy, pieprzne diabełki? - wymieniłam po kolei wszystkie słodkości, nawet mugolskie dropsy cytrynowe i nic nie działało. Chwilę się zastanowiłam. Dumbledore uwielbia zadawać zagadki, łamigłówki i nawiązania do jego hogwardzkiego domu.

- Gryffindor? - kamienna chimera zaczęła się poruszać, wskoczyłam na jeden ze schodków. Chwilę później stanęłam przed drzwiami do gabinetu dyrektora i weszłąm bez pukania.

- Dzień dobry, profesorze! - krzyknęłam. Dumby siedział przy biurku głaszcząc Fawkesa.

- Już jesteś, Lizabeth? To dobrze, profesor Binns już czeka. Masz dowolność, jeśli chodzi o oceny, testy, zadania i tym podobne. Twój gabinet jest na piątym piętrze, obok pomnika Borysa Szalonego. Twoje rzeczy już tam są. Uczta jest o 17, w Wielkiej Sali. Masz jakieś pytania? - pokręciłam przecząco głową. Powiedziałam 'Do widzenia' i poszłam do klasy historii. Gdy weszłam, Binns chwilę później powitał mnie swoim starym zwyczajem - przeleciał przez tablicę. Chwilę patrzył na mnie nie mogąc sobie mnie przypomnieć, po chwili jednak odezwał się:

- To ty jesteś tą panienką, która ma uczyć tego szlachetnego przedmiotu jakim jest historia magii? Jak się nazywasz, droga panno? - dodał.

- Lizabeth Pats, panie profesorze - spojrzał na mnie zdziwiony. Wyglądał jakby odnajdywał moją twarz w pamięci. Po chwili uśmiechnął się.

-Lizzy Pats, pamiętam cię. Cieszę się, że to właśnie ty przejmiesz moją posadę. - powiedział. - Z twoim temperamentem może ci ignoranci historii w końcu zaczną cokolwiek robić w kierunku tego szlachetnego, pełnego zdumiewających faktów i niezbędnego przedmiotu. Jaki materiał wybrałaś?

- Historia Magii, Herbologia, Historia Hogwartu, Wybitni Czarodzieje XX wieku, Największe Magiczne Dokoniania, pierwsze wojny goblińskie... - zaczęłam wymieniać program na całe siedem lat nauki. Binns słuchał mojego wywodu z uwagą. W końcu pokiwał z uznaniem głową.

- Jesteś prawie idealnie przygotowana, ale czegoś mi tu brakuje, mianowicie... Legend. W końcu w każdej z nich jest ziarno prawdy. - omówiliśmy jeszcze zakres sprawdzianów, esejów i wypracowań dla każdego z poszczególnych tematów, podziękowałam i wyszłam.

***

Wspięłam się na piąte piętro, do mojego gabinetu (hah, jak to brzmi). Otwarłam drzwi, weszłam do pomieszczenia i stwierdziłam, że jest tu dość przytulnie, w tonach Hufflepuffu. Ciemnoszare, prawie czarne ściany, żółte wykończenia, jakieś drobiazgi, meble z sosny oregońskiej, kominek. Prawie w moim stylu, jedyne, czego tu brakowało - to mnie. Podeszłam do walizki i zaczęłam wyjmować moje rzeczy. Na biurku kałamarze z kolorowym atramentem, pióra do pisania, pergaminy. Na kominku położyłam najważniejszą rzecz - zdjęcie z przyjaciółmi - Huncami, Lily, Dorcas, Mary, Marleną... Spojrzałam na mosiężny zegar stojący na kominku. Wskazywał za dwadzieścia piątą. Poszłam się ogarnąć do sypialni z osobną łazienką i skierowałam się do Wielkiej Sali.

Naiwna // Remus LupinWhere stories live. Discover now