[89] Zagubiony w księgarni

1K 108 214
                                    

Haruto

Nasza podróż do galerii handlowej trwała dość długo. Co jakiś czas Ritsuka zatrzymywał się, gdyż było mu zimno lub zobaczył bar z jedzeniem. Nadal miał na uwadze to, że wcześniej chciałem coś zjeść, ale nawet jeśli powtarzałem mu jak mantrę o odejściu chęci jedzenia, on i tak coś mi kupił. Ciepłe takoyaki były dobre, jednak wolałem bułkę mięsną.

Gdy dotarliśmy na stację udało mi się zjeść wszystkie dostane od przyjaciela kulki (a było ich 8 i to sporej wielkości). Wyrzuciłem do kosza patyczek i opakowanie po nich zanim nasz pociąg podjechał na peron. Wsiedliśmy do szybkiego pojazdu, czytając wewnątrz ile musimy przejechać, żeby dotrzeć w odpowiednie miejsce. Ritsuka znał się na tym lepiej niż ja, więc to głównie on czytał. Ja tylko patrzyłem na te wszystkie liczby, nie rozumiejąc jakim cudem ludzie jeszcze przez to nie dostali zawału mózgu. Chyba za bardzo ryzykuję, jadąc po zwykłe nakolanniki...

- Niedobrze mi... - mruknąłem, chwytając się mocniej górnego drążka. Wszystkie miejsca siedzące były zajęte, a z każdą stacją robił się większy ścisk. Już od minięcia drugiej kręciło mi się w głowie, czuję że wydalę ustami zjedzone przed chwilą takoyaki. Dlatego odechciało mi się jedzenia.

- Nie, nie! Nie wymiotuj! Wysiadamy na następnym postoju, powstrzymaj to jakoś!

- Gdyby to było takie proste...

Pociąg po kilku minutach się zatrzymał. Z pomocą przyjaciela wysiadłem i wtedy poczułem ulgę. Zawroty głowy oraz nudności ustały, za co dziękowałem wszystkim Bogom, jacy istnieli. Brunet skaczący wokół mnie po zobaczeniu poprawy mojego samopoczucia ucieszył się, co wyglądało jakbym uniknął właśnie śmierci. Przesadza z takimi reakcjami.

Poszliśmy dalej. Otaczały nas tłumy ludzi, których starałem się nie dotykać, gdyż niezbyt to lubiłem. Nie bałem się zarazków, jednak wiedząc ile na zwykłym szaliku może znajdować się brudów, mam ochotę wyhodować sobie skrzydła i nauczyć się latać. To byłoby o wiele prostrze niż pozbycie się problemu jakim jest brud. W pewnym momencie całej tej wędrówki, Ritsuka wskazał z entuznajmem ogromny (jak dla mnie) budynek. Było to jedno z bliższych centrów handlowych, czyli aktualny cel naszej podróży. Gdy tam wejdziemy, będzie nam cieplej.

Kichnąłem po przekroczeniu głównego wejścia. Mój nos zrobił to samoistnie, co znaczyło że w powietrzu było mnóstwo kurzu. Miałem na niego lekkie uczulenie, jednak po dłuższym przebywaniu w takim miejscu przyzwyczaję się i nie będę musiał czyścić nosa. Wysmarkałem nos, kierując się za wyższym przed siebie do sklepu sportowego.

- Chcesz zajść tylko po nakolanniki? - zapytałem widząc już z daleka witrynę sklepową, nad którą unosiło się logo znanej firmy sportowej. Na przestrzeni lat stała się naprawdę popularna, a Ritsuka kupuje u nich rzeczy, które są całkiem tanie. Po taniości wszystko na pewno im znika z półek.

- Chyba tak, niczego więcej mi nie trzeba. A ty?

- Myślałem o księgarni.

- Dobry pomysł! Poczytam tam sobie mangi!

Pokręciłem głową na jego głupotę. W księgarni zazwyczaj jest tylko jedna sekcja z mangami i jest ona uboga. Więcej jest tam książek od znanych autorów, a ja miałem ochotę zobaczyć jakieś poradniki dla początkujących pisarzy. Muszę stać się zawodowcem w zaledwie kilka lat, inaczej ktoś inny zajmie moje miejsce. Możliwe, że będzie to jakiś geniusz.

Nasze wtargnięcie do sklepu było spokojne (przynajmniej z mojej strony). Ritsuka od razu przyspieszył swój szybki chód do biegu, zaczepiając po drodze o manekin w stroju sportowym, którego na szczęście złapałem. Odstawiłem go na miejsce, dając mu swoimi oczami za szkłami znać, że ma się zachowywać jak na porządnego człowieka przystało. W pewnym stopniu się posłuchał, ale do momentu zobaczenia ton nakolanników na końcu sklepu. Wtedy jego dusza pawiana powróciła, przez co obawiałem się o zniszczenie innych rzeczy w sklepie. Nienawidziłem pilnować ludzi. Wystarczająco robię to z własną siostrą. Oby rodzicom nie przyszło na myśl, by inwestować w kolejne dziecko...

Staliśmy w jednym miejscu przez 20 minut. Ritsuka nie umiał zdecydować się jaki powinien wziąć kolor (mimo że były tylko dwa) i czy przypadkiem nie wyrósł z poprzedniego rozmiaru. Miałem zamiar odpowiedzieć mu coś niemiłego w stylu "kogo to obchodzi", jednak po wzięciu głębokiego wdechu zrozumiałem, że nie powinienem być samolubem. Ja oraz miła pani pracująca w tym sklepie pomogliśmy mu i wyszliśmy z pomrukami zadowolenia. Moje były z powodu opuszczenia sklepu, a jego z zakupienia nowych nakolanników do gry.

Przekraczając próg księgarni poczułem się jak w domu. W swoim pokoju miałem wielką półkę na książki, gdzie znajdowały się 43 tomy różnych powieści. Od science-fiction po romansidła, które kupiłem z nudów lub dostałem od rodziców, żebym doświadczył w wyobraźni czegoś miłego. Jakby historia o chłopcu z blizną na latającej miotle nie była wystarczająco fajna.

- Nie zgub mi się tutaj - złapałem przyjaciela za szalik i ciągnąłem go przy wszystkich na sekcję z nowościami. Ten chciał się wyrwać i polecieć do mang, ale na pewno mu na to nie pozwolę. Zgubię się, jeśli zostanę sam.

- Ale mangi!

- Zajdziemy później do działu sportowego.

- Przekonałeś mnie.

W milczeniu dotarliśmy na sam środek sklepu i wtedy puściłem szalik przyjaciela. Z iskierkami w oczach chwyciłem pierwszą z wystawionych książek, zaczynając czytać jej opis. Wydawał mi się ciekawy, toteż zobaczyłem od jakiego jest autora. Nie znałem go jeszcze, ale między innymi tytułami spostrzegłem kolejne jego dzieło. Je również wziąłem, będąc na maksa podjaranym obiema powieściami, które na pewno kupię. Interesowały mnie, a na karcie płatniczej od rodziców na pewno jest jeszcze masa pieniędzy. Zafundują mi rozrywkę na najbliższe tygodnie.

- Ritsu, myślę że kupię te dwie - odwróciłem się w bok, myśląc że bordowowłosy stoi przy mnie, jednak zobaczyłem tylko pustą przestrzeń. Zmartwiłem się, zaczynając rozglądać się za wysokim siatkarzem. Nie taki był plan...

Z niespokojnie bijącym sercem zacząłem chodzić między wszystkimi alejkami w poszukiwaniu Ritsuki. Mój wzrok błądził chyba wszędzie i w pewnym momencie zacząłem patrzeć jedynie w ziemię. Denerwowałem się przebywaniem samemu wśród ludzi, a już szczególnie w dużym sklepie, takim jak ten. Przez moje ciało przeszły dreszcze, aż w końcu zatrzymałem się, widząc tego niewdzięcznika, czytającego jakiś magazyn na samym początku księgarni. Jego kara będzie surowa.

- Miałeś się nie oddalać! - krzyknąłem na niego ze złością, bijąc go po głowie jedną z trzymanych książek. Obie miały grubą oprawę, ale na drugą chłopak zasłuży sobie po naszym powrocie. Po uderzeniu z jego rąk wyleciał czytany magazyn, zlatując na ziemię okładką do dołu. Nie wiedziałem, co takiego go interesowało.

- Ała! Haruto, przepraszam! Ja nie... To był przypadek!

- Już ci wierzę! Dopłacasz mi się do jednej z książek!

- Ale mnie na to teraz nie stać! Miej litość!

- Grr... - warknąłem na niego, widząc jego płaszczenie się przede mną. Wyglądało to zabawnie, jednak nie miałem zamiary mu jeszcze wybaczać. Dobrze, że przynajmniej nie czytał mang, tak jak miał to na początku w planach. - Policzę się z tobą kiedy indziej...

- Dziękuję!

Chłopak uśmiechnął się do mnie w swój głupkowaty sposób, a i na moje usta wkradło się lekkie rozbawienie. Siatkarz podniósł z ziemi czytany magazyn, na którym mogłem wyraźnie zobaczyć napis na niemal całą okładkę: "Jak prawidłowo wyznać drugiej osobie, że się ją kocha". Wtedy przypomniałem sobie datę oraz to, że za niecały tydzień są walentynki. To oznacza darmową czekoladę od przynajmniej jednej osoby, jeśli jest się Ritsuką. Za bardzo wkroczyłem e ten temat, nie powinienem się przejmować kto daje temu dziwakowi czekoladę w walentynki. Ważne jest, że od zawsze się z nią ze mną dzieli.

Ruchem głowy nakazałem mu skierować się do działu ze sportem. Obiecałem mu do niego zajść, a danego słowa dotrzymam (jak również późniejszych o karze). Szedłem obok niego, zastanawiając się czy Ritsuka już zaczął interesować się miłością. Cóż, jest w klubie siatkarskim, gdzie czasami rozmawia się między sobą na takie tematy. Nie, żeby mnie to obchodziło, ale współczuję osobie, z którą kiedyś będzie chodził na randki. Wytrzymywanie z takim idiotą nawet mi przychodzi z trudem.

Królewicz [5] |KageHina|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz