[107] Chwilowy zapach Ritsuki

739 88 104
                                    

Haruto

Od kilku dni myśli, że być może lubię Ritsukę nie dawały mi spokoju. Odpowiedź, którą podarowałem mu jakiś czas temu nie zgadzała się z moimi aktualnymi uczuciami, co wydawało się według mnie dziwne. Bo co takiego mogłem poczuć? Myślałem, że od momentu wyznania Ritsuki nic się we mnie nie zmieniło, ale teraz czułem się... inaczej. Jako co mogłem określić to "inaczej"? Miłością? 

Czym tak naprawdę jest miłość? Można porównać ją do tęsknoty, którą czuję od pewnego czasu? Czy są to dwa rożne uczucia? Chciałbym, żeby ktoś odpowiedział mi na te pytania, ale... kto może to zrobić? Jestem pewny, że gdybym zapytał rodziców, zaczęliby dopytywać się dlaczego interesują mnie takie rzeczy. Nie powinni być zaskoczeni, że ich najstarsze dziecko w końcu zaczęło się zastanawiać nad lubieniem drugiego człowieka. Chociaż skoro ja sam nie jestem tego pewny, czy oni mają prawo o to pytać?

- Kageyama, przynieś ze składziku koszulki treningowe! - krzyknął do mnie Komatsuzaki-senpai, wskazując na małe drzwi, przy których stałem. Od dobrej godziny odbywał się trening siatkówki, który obserwowałem jako menadżer. Głównie wysyłano mnie do podawania wody, ale niekiedy trener pokazywał mi plany na trening, bym i ja mógł mówić siatkarzom, co powinni robić (było to całkiem fajne zajęcie). 

- Już się robi!

- Takayama, ty możesz schować pachołki!

Wzdrygnąłem się na wieść, że Ritsuka i ja idziemy w to samo miejsce. To, że jesteśmy w tym samym klubie już i tak musiało wydawać mu się wygórowane, a teraz, kiedy przez te parę sekund mieliśmy zostać sam na sam, czułem się dziwnie.

Wraz z moim wejściem do składziku z rzeczami sportowymi, nieświadomie zacząłem czekać na Ritsukę. Kiedy już do mnie przyszedł, z szybkością światła zacząłem szukać koszulek oddzielające drużyny. Znalazłem je na jednej z wyższych półek, do której nie dosięgałem. Od ukończenia gimnazjum urosłem i wydawało mi się, że z każdym dniem byłem wyższy o centymetr, co przecież było niemożliwe. Przy badaniach u pielęgniarki zobaczę ile doszło mi wzrostu. Ważne było teraz to, że nie mogłem dosięgnąć dokoszulek. Musiałem poprosić o pomoc.

- Mógłbyś sięgnąć dla mnie po koszulki...? - zapytałem, zwracając wzrok bruneta na siebie. Spojrzał na mnie dość łagodnie, zupełnie pozbywając się niechęci, którą widziałem w nim jeszcze kilka dni temu. Od tamtej pory nie zamieniliśmy ze sobą słowa.

- W porządku.

Gdy ciało Ritsuki podeszło do mojego i sięgnęło długą ręką w górę po koszulki, poczułem się dziwnie.  Brunet pachniał jak męskie perfumy, powoli zanikające przez pot od nadmiaru ćwiczeń. Odsunąłem się, ponieważ dziwnym było wdychanie zapachu swojego kolegi. Stając z boku zacząłem sobie wyobrażać nasze dłonie, które się razem trzymają. Teraz myśli o tym w ogóle mi nie przeszkadzały, mój mózg wręcz pragnął, by taka sytuacja miała miejsce (chyba traciłem rozum). Do rzeczywistości wróciłem po podaniu mi tych koszulek.

- Dobrze się czujesz? Wyglądasz bladziej, niż zwykle - powiedział do mnie Ritsu, a ja byłem tym tak uradowany, że myślałem, iż tracę grunt pod nogami. Mogłem to nazwać szczęściem. Pokręciłem głową na swoje kolejne myśli, starając się utrzymać z nim kontakt wzrokowy, co było w pewien sposób trudne.

- Wszystko jest okej! Po prostu... trochę tu duszno.

- Fakt. Powinniśmy wracać. 

Bordowowłosy skierował się szybkim krokiem do wyjścia, a ja ruszyłem za nim. Obserwowałem jego plecy, które chyba stały się szersze. Treningi mu służą, ale nadal nie wiem dlaczego cały czas o nim myślę. Naprawdę się w nim zakochałem? 

***

Po zakończonym treningu głośny kapitan powiedział, że kupi wszystkim po lodzie ze sklepu nieopodal. Mogliśmy wziąć sobie cokolwiek o ile nie przekraczało to 150 yenów. Jego zdaniem lody zamrażały mózgi i powinno się je jeść tylko w grupie, gdzie ktokolwiek mógł ci pomóc w razie omdlenia przez zimno (ta teoria nie miała sensu i wice kapitan mówił, żeby w to nie wierzyć). Gdyby mój mózg został jednak przez coś takiego zamrożony, chciałbym żeby to Ritsuka mi pomógł. Nie tylko był w stanie donieść moje ciało do domu, ale też wiedział, gdzie mieszkam (pozostali członkowie raczej nie wiedzieli). To się jednak nie stanie. 

Nasze grono było głośne. Nie lubiłem takiego tłoku, więc szedłem sobie spokojnie z tyłu, nie przeszkadzając kolegom w rozmowie. Ritsuka cały czas się śmiał, przez co miałem wrażenie, że beze mnie bawi się o niebo lepiej i po tak długim czasie mógł przestać mnie lubić. Mogłem się w sumie tego spodziewać, ale to i tak... boli. Tęsknota została zrzucona na drugie miejsce.

Nim się obejrzałem przy mnie nikogo już nie było. Rozglądając się na wszystkie strony nie rozpoznawałem nawet okolicy, w której byłem. Zgubiłem senpaia, za którym szedłem w tłumie idących przy mnie ludzi. Zostałem przez nich otoczony i przez to zacząłem lekko panikować. Zawsze z takich sytuacji wyciągał mnie Ritsuka, a teraz... wyglądało na to, że musiałem poradzić sobie sam. Zamiast jednak iść w kierunku wyjścia z tłumu, stanąłem na samym jego środku, nie mogąc się ruszyć. Stałem tak, dopóki nie poczułem czyjejś ręki na swojej. Ta osoba wyciągała mnie z tłumu.

Po krótkiej chwili zdałem sobie sprawę, że osobą trzymającą mnie za rękę był Ritsuka. Poczułem przepływ gorąca z tego powodu i z opuszczonym wzrokiem pozwoliłem mu wyprowadzić się na sam koniec tłumu. Wyszliśmy z niego lekko poturbowali. Nie powstrzymało nas to od puszczenia swoich dłoni. Nadal je ściskaliśmy (on chyba robił to nieświadomie, a ja miałem nadzieję, że już mnie nie puści). 

- Dziękuję... za ratunek... - powiedziałem nieśmiało, podchodząc bliżej sapiącego chłopaka. Chęć przebywania tuż obok niego była silniejsza od tej puszczenia jego ręki. Nie kontrolowałem samego siebie i swoich reakcji, co chyba nie było dobre.

- Nawet na chwilę nie można zostawić cię samego... Dlaczego nie trzymałeś się blisko nas?

- Tak jakoś... Zapatrzyłem się na chodnik...

- Okej. A teraz... Mógłbyś puścić moją rękę? - zapytał mnie, a ja z lekkim przerażeniem zabrałem swoją rękę od tej jego. Już nie czułem jej ciepła, co nie satysfakcjonowało mnie z żaden sposób. Spojrzeliśmy na siebie, żeby ta sytuacja została przeze mnie wyjaśniona. 

- Przepraszam za to... To z przyzwyczajenia...

- Lepiej będzie, jeśli się odzwyczaisz... Chodźmy, już powiedziałem reszcie, że się od nich oddzielamy. Mogę cię odprowadzić do domu.

Ucieszyłem się, gdy Ritsuka to powiedział. Dał mi tym znak, że jednak dalej o mnie myśli i się o mnie martwi. Jak inaczej znalazłby mnie w tym tłumie? Była to prawdopodobnie jego intuicja oraz fakt, że zbyt dobrze mnie zna. Nasza znajomość była inna od reszty. Może podczas tego spaceru powinienem jeszcze raz omówić z nim obecny stan rzeczy?

Królewicz [5] |KageHina|Où les histoires vivent. Découvrez maintenant