[115] Twoim prezentem jestem ja

715 90 134
                                    

Haruto

Zostaliśmy znalezieni przed końcem czasu. Po skończeniu naszego całowania zdradziło nas zbyt głośne gadanie Ritsuki i przez to szukający Satomura-san nas znalazł (na szczęście zszedłem wtedy z kolan Ritsu i uniknęliśmy przyłapania). Następne rundy wyglądały podobnie, tyle że w 4 to Ritsuka szukał, gdyż nie znalazł sobie kryjówki na czas. Potem nikogo nie umiał znaleźć, więc każdy się z niego śmiał jak kiepski jest w tej zabawie (nie miało to brzmieć prześmiewczo, Ritsuka doskonale wiedział, że nie chcieli go urazić zbyt mocno). Zabawa i tak była przednia.

Deszcz na szczęście przestał już padać. Nie musieliśmy trzymać nad swoimi głowami parasoli w drodze do domów, co mnie cieszyło, ponieważ znając Ritsu w dość sporej odległości od szkoły powiedziałby, że pragnie chodzić pod jednym parasolem, jak typowa para. Skoro były jego urodziny bym się zgodził, jednak na ten moment takiej sytuacji nie było. Dziękowałem za to, mogłem w spokoju denerwować się jego bliskością.

- Było zabawnie, prawda? - zapytał w połowie drogi. Już dawno byliśmy w znajomej dzielnicy, w której znajdowało się mieszkanie Momo oraz jej mamy, ale nie mieliśmy zamiaru ich odwiedzać. Było na to zbyt mało czasu.

- Tak... Zabawa w chowanego męczy.

- Jeszcze jak! Jestem pewny, że za parę dni mięśnie będą bolały mnie niemiłosiernie!

Poczułem swego rodzaju ulgę, gdy usłyszałem te słowa od chłopaka. Nie wiem dlaczego, dzięki nim odrobinę się uspokoiłem, mimo że nadal odczuwałem zdenerwowanie. Przez następne paręnaście minut milczeliśmy aż nie zatrzymaliśmy się pod domem Ritsu. Spojrzeliśmy na niego, a ja zastanawiałem się, czy powinienem tam wejść.

- Ritsu... Mogę na trochę wpaść? - zapytałem, ciągnąc go za materiał ubrań, które miał na sobie. Nie byliśmy w mundurkach, a bardziej w sportowych dresach letnich. - Chciałbym dać ci prezent...

- W porządku!

Ritsuka zgodził się natychmiast, co aż tak bardzo mnie nie zdziwiło. Musiał być głupi, skoro nie uświadomił sobie jeszcze, co zamierzam mu zaproponować. Urodziny są raz w roku, a ja pragnę podarować mu coś od serca, co pozostanie w naszych wspomnieniach na zawsze. O ile wyższy oczywiście przyjmie ten prezent...

Weszliśmy do budynku od razu kierując się na górę, do jego pokoju. Tam zastałem nienaganny porządek. Gdzieniegdzie można było zobaczyć pojedyńcze gazety, ale nie przeszkadzały one w sprawnym poruszaniu się po pokoju. Stanąłem na środku pokoju i zbierałem się w sobie, aby móc powiedzieć te kilka słów. Wstydziłem się. Czy mówienie zawsze było takie trudne?

- Pójdę wziąć prysznic. Przynieść ci potem coś do picia? - zapytał siatkarz, wyjmując ze swojej szafy ubrania na zmianę. Patrzył cały czas na mnie i czekał na moją odpowiedź. Powiedzenie jej chyba będzie o wiele prostsze od tego, co miałem zamiar na początku.

- Może być woda...

Nim się obejrzałem zostałem w pokoju sam. Miałem dla siebie jakieś 15 minut, zanim Ritsuka wróci, więc postanowiłem to wykorzystać. Wyjąłem ze swojej torby czerwoną wstążkę, którą niedawno kupiłem. Zacząłem się nią owijać, nasłuchując jednocześnie odgłosów wody w łazience po niemal drugiej stronie ściany. Zrobiłem kilka ładnych kokard, które można było potem rozwiązać. Nie wiedziałem, czy wyglądałem ładnie, ale musiałem liczyć na cud. Po wszystkim usiadłem na łóżko i czekałem na swojego chłopaka z rumieńcami na twarzy. Jeśli to się nie uda, będzie to pierwszy i ostatni raz, kiedy posłucham rad przyjaciółki, która jest fujoshi.

Nie musiałem czekać zbyt długo. Ritsuka wrócił do mnie po może 10 minutach, mając w dłoniach dwie szklanki wody. Widząc mnie stanął zdziwiony w drzwiach i skanował mnie swoim wzrokiem, jakbym zachowywał się nienaturalnie (co w sumie było prawdą). Odstawił szklanki na swoje biurko i z nadal zdziwioną miną do mnie podszedł.

- Haruto, dlaczego obwiązałeś się wstążką...? - zapytał, nadal nie domyślając się, o co mi chodziło. Wcześniej mówiłem, że miałem zamiar dać mu prezent, do tej pory powinien połączyć fakty.

- Czy to nie oczywiste...? Jestem twoim prezentem...

Jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Stanął przede mną z otwartymi ustami, czasami próbując coś powiedzieć. Czekałem jak głupi na jego ogarnięcie się z szoku, jednak po dłuższej chwili wstałem, biorąc jego dłoń. Przyłożyłem ją do jednej z kokard.

- Dzisiaj pozwalam ci zrobić cokolwiek tylko chcesz... Bądź więc wdzięczny - powiedziałem, pomagając mu w rozwiązywaniu moich dodatków. Ten nadal był w szoku, jednak po zdjęciu pierwszego wiązania reszta zniknęła jeszcze szybciej. Teraz poczułem dreszcze na plecach. Spojrzałem na niego.

- Cokolwiek? Znaczy... Jesteś pewny...? Bo pewnie chodzi ci o...

- Tak, chodzi mi o "takie tam"... Pozwalam ci na nie.

- Ale... Posłuchaj, jeśli robisz to tylko ze względu na mnie...

- Już do reszty zgłupiałeś? Gdybym tego nie chciał, nie proponowałbym ci tego... - uszczypnąłem go delikatnie w policzek, dzięki czemu odświeżyłem jego umysł. Chłopak zaśmiał się i popchnął mnie delikatnie na łóżko. Zawisł nade mną, a ja położyłem mu rękę na lekko rozgrzany policzek, zachęcając go do zniżenia swojej twarzy.

- Wiesz, tak naprawdę chciałem to z tobą zrobić, gdy będziemy dorośli... Źle bym się czuł, gdyby ktoś poza nami by się o tym dowiedział...

- Nikt się nie dowie. Nie masz w domu kamer.

- Racja. Ale... nie jestem całkowicie przygotowany. Mogę ci sprawić ból, jeśli zrobię coś za szybko lub...

- Po prostu przestań gadać i zacznij - owinął ramiona wokół jego szyi. Zniżyłem jego twarz do siebie, delikatnie go całując. Znów się zarumieniłem. - Nie ma znaczenia, czy zrobimy to teraz, czy później... Dobrze wiem, że przyszłość na nas czeka.

- Masz na myśli... ślub...?

- Znając nas obaj jesteśmy zbyt dużymi cykorami, żeby to skończyć, więc pewnie będziemy na siebie skazani do końca życia...

Ritsuka się zaśmiał. Robił to tak mocno, że w jego oczach pojawiły się łzy, które postanowiłem wytrzeć. Uśmiechnął się do mnie po skończonym śmianiu się i pocałował. Jego prawa ręka wylądowała na moim udzie, gładząc go, na co zareagowałem pomrukiem. Teraz nie musiałem się powstrzymywać...

- Ritsu... Kocham cię... - powiedziałem cicho, ale tak, żeby chłopak nade mną to usłyszał. Akurat zdejmował sobie bluzkę i mogłem zobaczyć jego tors w całej okazałości. Kolejny raz się zarumieniłem.

- Ja ciebie też, Haruto.

Dłonie Ritsuki pozbawiały mnie ubrań bardzo delikatnie. Jego ruchy czasami wydawały mi się dziwne, jednak postanowiłem mu zaufać i oddać się wykonywanym czynnościom. Nie tylko on w głównej mierze przejmował inicjatywę. Gdy poczułem się pewniej zacząłem całować go po ciele, próbując zostawić czerwone ślady. On wcześniej zrobił mi takich wiele, więc jedynie się odwdzięczałem.

Ten akt miłości był jednocześnie bolesny, jak i przyjemny. Nie mieliśmy dobrego przygotowania, więc musieliśmy improwizować, co raczej nam się udało. Obaj jęczeliśmy i spaliśmy swoje imiona, a na końcu opadliśmy bez sił sobie w ramiona, mówiąc że było wspaniale. Bo było. To, co zrobiliśmy uświadomiło mi jak wspaniałym czynem było to, że postanowiliśmy obdarować się nawzajem takimi uczuciami. Były słodkie, namiętne, bez skazy... Tym właśnie była książkowa pierwsza miłość. Nie można było jej łatwo zapomnieć. Ja nie zamierzałem, ponieważ byłem pewny, że zostanie ona w nas na bardzo długi czas.

Królewicz [5] |KageHina|Where stories live. Discover now