SEZON 2, ODCINEK 6A: PECHOWA POZYCJA

159 13 17
                                    

LANDRIC

― Właźcie.

Mało uprzejma ta prośba. Mierzę się z wojownikiem z Polis groźnymi spojrzeniami. Ledwie trzymam się w ryzach po wydarzeniu sprzed paru minut, kiedy przez własną nieuwagę dałem się przyłapać, gdy chowałem do kieszeni nóż. Kiepsko trochę, bo ani ja, ani Delta nie mamy bronić się niczym innym jak oszustwem.

Moja wrodzona upartość daje o sobie znać. Nie jestem przyzwyczajony, że to mnie wydaje się polecenia. Zaciskam dłonie w pięści. Lokalesi sięgają ostrzegawczo po miecze. Pośrednik między Komandor a nami unosi wymownie brew. Dla zwiększenia dramatyzmu, kiedy stawiam krok w jego kierunku, on rozkłada w odwecie balisong. Wymierza go prosto we mnie. Przecina powietrze, wskazując zejście do podziemia, a kiedy jego dłoń zamiera na wysokości twarzy Delty, powtarza się pewniej:

― Jestem pewny, że twój król nie chciałby dowiedzieć się, co dokładnie narobiłeś w Polis. A tym bardziej nie chciałby, żeby jego Przyrzeczonej stała się krzywda. Rób, co mówię.

Moment, kurwa, co? Czy ja wyglądam na blond piździelca?

Rozchylam usta, bo słowa wysłannika Komandor rozkładają mnie na łopatki, więc uznaję, że wypadałoby wyprowadzić kolegę z błędu. Gryzę się w język w ostatniej chwili. Nie przyznam się, że zaszła pomyłka. Jeśli Reuel jest gdzieś sam w lesie, a ewidentnie na niego polowali, właśnie pechowo ratuję mu tyłek. Jeżeli mój prawdziwy stary okłamywał świat przez dwadzieścia cztery lata, może mnie uda się poudawać przez chwilę, zanim Polis samo nie ogarnie, jakie zagrożenie na siebie ściągnęli, zgarniając bezprawnie Króla Kalgari.

Tatuś mi się zgrzeje, jak się dowie.

Drapię się palcami po brodzie. Nie wierzę, żebyśmy z tym gnojkiem byli tacy podobni. Ludzie często wspominali, że łatwo nas pomylić, ale sądziłem, że to tylko żałosne żarty. Najwyraźniej dla kogoś, kto zna nas tylko z legend, opisów i krzywych rysunków popełnienie błędu jest raczej wielce prawdopodobne.

Obrócę to na swoją korzyść. Nie znam tych ludzi. Reuela pewnie też nie mieli okazji poznać, skoro siedział głównie w koszarach i czekał potulnie na Konklawe. Na litość boską, aż tak tam dziecko zarosło, że wzięli mnie za niego? A wydawało się, że ma ryjec gładszy niż marmur w pałacu. Mam więc dość szerokie pole manewru.

Spoglądam kątem okna na Deltę.

Ona także padła ofiarą beznadziejnej pomyłki. Znowu. Do cholery, Lincoln także pogubił fakty, a znał moją Claire o wiele lepiej. Oby Delcie wyszło to na dobre. W sumie, pozbyłbym się tego „oby". Claire była uwielbiana. Poprzedni Komandor podziękował kiedyś mojej dziewczynie za wkład i serce poświęcone pomocy Trikru.

Póki co, Delta raczej tego samego o sobie nie powie. Mają na pieńku. To w końcu ona zraniła Anyę i odpowiadała za pozostałe kłopoty Leśników.

Na litość boską, czy moja rodzina mogłaby odbębnić chociaż jeden rok bez jakiegoś porwania w tle? Czy ja proszę o wiele? Tylko jeden rok.

Swoją drogą, pomijając podobieństwo i słaby przepływ informacji, ta pomyłka naprawdę ma wiele usprawiedliwień. Nie spodziewali się, że po zostawieniu dzieciaków, tak samo szybko wrócę. To Reuel został w Obozie Delikwentów. Wieść gminna się rozniosła. Aktualnie to mój brat jest atrakcyjniejszy dla Polis, więc skutecznie się przyczaili. Godne pochwały.

W kwestii Claire także zyskuję sporą przestrzeń. W Kalgari stała się tabu. Nikt o niej nie mówi. Jeździliśmy wszędzie razem, a mnie nie było przecież ponad rok. Widzieli moją spaloną bazę. Wyjechałem do Mont Royal. Nie licząc Anyi i Lincolna, nie widziałem się z nikim z lokalnych mieszkańców, odkąd przyjechałem sprzątać zgliszcza.

PETRICHOR ― THE 100Where stories live. Discover now