SEZON 1, ODCINEK 4: SAMOWOLKA

397 29 17
                                    

LANDRIC

Od powrotu z Nowej Brytanii do Mont Royal nie wydarzyło się nic szczególnego. Dzieci markizów snują się po ulicach, jęcząc, że ze względu na żałobę kluby zostały pozamykane, a biedaki nie mają co ze sobą zrobić. Niebawem zaczną broić. W przerwie między załatwianiem pozostałych spraw po ojcu a przeglądaniem propozycji nowych ustaw, wprowadzenia zmian w starych, obmyślam, jak obejść sensownie nasze prawo, żeby jednak zająć czymś młodych mieszkańców Mont Royal. Odkąd pojawił się pierwszy przypadek zarazy demokracji, wolałbym, aby nikt więcej się nią nie zaraził.

Przecież nie mają tutaj źle. O, właśnie. Tu tkwi problem. Mają, kurwa, za dobrze. Nie byłoby to takim złym pomysłem, żeby zorganizować jakiś obóz przetrwania u Skalniaczków. Wezmę to pod uwagę. Markizowie wrócą z nowym, pozytywniejszym nastawieniem do życia.

O ile wrócą.

...wypada mi się, aż tak, rozpieszczać?

Po niezbyt ciepłej rozmowie z Armelle rozeszliśmy się w swoje strony. Wróciła do Północnych Wysp, nabzdyczona jak wściekły trzmiel, a ja zatrzymałem przy sobie Reuela, zanim ten wymknął się ukradkiem do Złotych Jezior, kiedy załatwiałem z Atticusem obstawę dla Roana. Doszły mnie słuchy, że pojawiło się kilka głosów Radnych, które były przeciwne temu, aby Książę Azgedy wrócił do Mont Royal wraz z nami. Zabawni są. To moje podwórko. Będę na nie zapraszał, kogo mi się zachce.

Mogą mi naskoczyć.

Kwituję swój owocny poranek trzecią wizytą w Forteresse, gdzie na samym szczycie tego majestatycznego budynku ukryłem przed światem zewnętrznym to niechlubne dziecię Ludzi Lodu. Muszę poprosić Atticusa o wzmocnienie obstawy dla Roana. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś niereformowalny wpadł na tak durny pomysł, jak choćby zjazd windą na minusowe piętra, a następnie poczęstowanie Roana zatrutymi migdałami, dość popularną przekąską wśród wcześniejszych pokoleń, a konkretniej markizów najniższego szczebla.

Teraz też zdarzają się takie wypadki. Udaję, że te wieści do mnie nie docierają. Niech nasza mała Sycylia rozwiązuje sama swoje wewnętrzne problemy. Wkroczę, gdy uznam, że docierają zbyt blisko normalnych ludzi. Szkoda, żeby moi cudowni poddani musieli uczestniczyć w kłopotach debilnych markizów. Mają ważniejsze sprawy na głowach.

Sam także mam większy kłopoty, otóż — zaczynam przypominać jednego z tych zmartwychwstałych gostków, o których antyczni zrobili serial. Reuel oglądał jakieś zombie-ścierwo po nocach, gdy łagodził swoje smutki po przegranych sparingach. Miał chłopak szczęście, że nakręcili tych sezonów ponad dwadzieścia. Lena stwierdziła, żebym walnął sobie jakieś aloesowe, chłodzące plastry pod oczy. Od niespania zrobiły mi się jakieś niebieskawo-sine ślady.

Senność zaczyna o sobie przypominać. Walczę dzielnie z nieodpartą chęcią zamknięcia oczu i odpłynięciu w siną dal. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło — fakt faktem, nie znajduję się ani w swoim prywatnym apartamencie w centrum Mont Royal, ani nie ucinam wakacji w którejś z Prowincji, jednak na aktualny stan rzeczy możliwość przemieszczenia się po nieszczególnie przeludnionych korytarzach Forteresse brzmi tak, jakbym dostał propozycję wiecznego urlopu.

No i póki co, nikt niczego ode mnie nie chce. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego południa. W mojej głowie już zaczynają pojawiać się myśli o tym, żeby załatwić wszystko szybko i skutecznie, a potem pognać do swojego mieszkania i zamknąć się w nim od zmierzchu, do świtu na cztery spusty. Gwoździem programu będzie uraczenie się whisky i pójście spać choćby na pięć godzin.

Taki mam plan od trzech dni.

W mieszkaniu nadal mam kurz.

Niebo spadło mi na głowę. Dosłownie i przenośnie mówiąc. Wizja rozwiązywania kilku ważnych spraw naraz, póki co, jest wręcz odpychająca. Jeszcze nie ustaliłem, o co powinien zadbać w pierwszej kolejności. Rozwiązać problemy na własnym podwórku i jednocześnie uporać się z Azgedą raz na zawsze, a może zapomnieć o lokalnych rozgrywkach i wybyć głęboko w dzicz, aby zapoznać się z gromadką dzieciaków. Na domiar złego w trakcie drogi powrotnej wyciągnąłem od Reuela, że w Polis porobiły się nieciekawe nastroje. Wyścig po władzę ściągnął zainteresowanie gorszych wariatów od nas.

PETRICHOR ― THE 100Donde viven las historias. Descúbrelo ahora