SEZON 1, ODCINEK 11: POTWORY Z LASU

430 25 66
                                    

LYRA

Nie wiem, kiedy ostatnio spałam tak mocno i tak długo. Przeniosłam się do namiotu Raven zaraz po całej akcji z wirusem. Nie miała nic przeciwko; uznała nawet, że wyjdzie jej to na zdrowie, bo samotność zaczyna dawać się jej we znaki wieczorami, od kiedy wywaliła Finna. Co prawda chłopak nadal ciągle wpada w odwiedziny, no i nieuniknione jest to, że mijają się czasami w obozie, ale... Raven stara się go unikać. I, w pewnym sensie, rozumiem to.

Ja też miałam przecież swoje powody, żeby zmienić miejsce zamieszkania. Delta i Epsilon kłócą się niemal bez przerwy. Bez względu na to, co się robi i gdzie się jest, gdzieś w oddali słychać ich podniesione głosy. Ta pierwsza stara się jeszcze te konflikty nieco łagodzić, ale druga? Och, nie. Epsilon bez przerwy znajduje nowe szczegóły, których się czepia. I nie daje spokoju swojej koleżance z Arki.

Zaczyna się trzeci dzień względnego bezpieczeństwa. Codziennie z rana wypatrujemy Ziemian, ale... oni się nie pojawiają. Raven powtarza, że powinniśmy się cieszyć, ale nie potrafię tego robić. To nie może być koniec. To byłoby zbyt proste.

Jest wcześnie rano. Większość dzieciaków jeszcze smacznie śpi, ale Raven pracuje, od kiedy wzeszło Słońce. Uznała, że skoro dobra wola Landrica może niedługo się wyczerpać, to powinna zadbać o nasz interes.

Rozdziela więc naboje i z każdego robi dwa nowe. Ja tymczasem zajmuję się ubraniami. Sporo dzieciaków uznało, że przydałoby się ogarnąć trochę kurtki i zniszczone koszulki. Landric załatwił sporo nowych nici, więc przynajmniej mam na czym pracować. Poza tym, dostaliśmy od króla także naprawdę dużo ubrań z odzysku. Delikwenci się nimi podzielili, ale nie wszystkie pasują, więc zwężam niektóre części garderoby na życzenia innych.

— Ej, znam to — zauważa nagle Raven, odwracając się w moją stronę. Podnoszę na nią wzrok, zainteresowana, bo nie do końca rozumiem, o co jej chodzi. — To, co nucisz. To nie jest jeden z tych kawałków, które zawsze męczyła Lulah?

Uśmiecham się do niej sympatycznie, kiwając głową powoli.

— Monty mówił, że to się nazywa "Somewhere Over the Rainbow" — odpowiadam, a Raven marszczy nos, zniesmaczona. "Beznadziejny tytuł", uznaje cicho pod nosem, a ja śmieję się sama do siebie, bo przecież pomyślałam sobie dosłownie o tym samym. — ...rozmawiałaś z Finnem? — zmieniam nieśmiało temat. Dostrzegam, jak moja przyjaciółka zastyga na moment w bezruchu, zaskoczona, że odważyłam się o to spytać. Zaciskam usta w cienką linię. Może to był zły pomysł, ale... nie mam złych intencji. Mam nadzieję, że ona o tym wie.

— ...tak — przyznaje wreszcie, wracając do pracy. Nie patrzy już na mnie. Skupia się na nabojach. — Próbował mnie przeprosić. Powiedziałam, że nie ma za co przepraszać.

Milczymy przez kilka kolejnych sekund. Uznaję, że rozmowa została skończona. Nie mogłabym się bardziej mylić, bo Raven nagle odkłada wszystko na stolik i znowu się do mnie odwraca. Cmoka z rozżaleniem i irytacją zarazem, pytając:

— Co Clarke w sobie ma, czego nie mam ja?

Rozchylam usta, gotowa wyjaśniać jej, że to nie tak działa. Finn myślał, że już nigdy nie zobaczy swojej dziewczyny. Idę o zakład, że na początku sądził też, że nie pożyje już długo. Dał się ponieść emocjom, a Clarke była akurat pod ręką. Tak samo uparta, jak Raven. I, śmiem twierdzić, równie silna, co ona. Nie mam szansy jednak przekazać przyjaciółce tego, co siedzi mi w głowie, bo...

...o wilku mowa, a wilk tuż-tuż. Clarke Griffin pojawia się w naszym małym lokum. Wita się z nami zaskakująco przyjaznym i radosnym uśmiechem. Wymieniamy z Raven szybkie, zdezorientowane spojrzenia. Dużo się ostatnio dzieje, i każdy jest zajęty swoimi zadaniami, więc w głównej mierze spędzałam czas sama, z Raven, albo z Epsilon. Z całą resztą jedynie się wymijałam.

PETRICHOR ― THE 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz