SEZON 1, ODCINEK 10: OPPENHEIMER

479 28 45
                                    

LYRA

Smród spalenizny niesamowicie drażni mój nos i oczy. To jest aktualnie ostatnie miejsce, w którym chcę być. Ciężko jest nie dostrzec pourywanych, nadpalonych, lub całkowicie zwęglonych części ciał, które wymijamy z Raven co chwilę. Do pewnego momentu dziewczyna trzymała mnie mocno za rękę, ale teraz, manewrując pomiędzy zniszczonymi elementami Exodusa, nieco się od siebie odsunęłyśmy. Bellamy kręci się za to w pobliżu, nie odstępując nas na krok.

Padam z nóg. Jeszcze przed chwilą tliła się we mnie iskierka nadziei, że może jednak dane nam będzie dojść do pewnego porozumienia z ludźmi Lincolna. To było zaledwie kilka godzin temu. A teraz... stoję na spalonej, śmierdzącej śmiercią ziemi. Słodki zapach deszczu gdzieś zniknął. Zastąpił go ciężki, nieprzyjemny dym i swąd, od którego mnie mdli.

— Clarke nie powinno tu być — stwierdza nagle Finn Collins. Wpatruje się tęskno w blondynkę, od kiedy tylko opuściliśmy obóz. I za każdym razem, kiedy Raven go na tym przyłapuje, dziewczyna wywraca ostentacyjnie oczami. Czy się jej dziwię? Ani trochę. — Ciebie też, Lyra. — Zerkam na niego przelotnie, odwracając wzrok od smolonych kości nieopodal.

— Matka Clarke była na statku — odzywa się zirytowana Raven. Zatrzymuje się przy jednym z większych, metalowych segmentów wraku, ale prędko się rozmyśla. Chyba nie znajduje tam niczego, co mogłoby ją zainteresować. Bierze głęboki wdech, opierając dłonie na biodrach. — I Lulah też — dodaje cicho, zaraz potem rzucając mi pełne zrozumienia i smutku spojrzenie. — Nie dziw nam się, że szukamy odpowiedzi, Finn. Chcesz pomóc? Znajdź czarną skrzynkę albo coś, co mi wyjaśni, dlaczego się rozbili.

Collins sterczy jeszcze chwilę w miejscu, wyraźnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie ma pojęcia, od czego zacząć. Nie mam mu za złe tego, co przed chwilą powiedział. Fakt, chcę odpowiedzi, i chcę pewności, że Lulah była na pokładzie. Bo nie wiemy, czy się na nim znalazła i dlaczego w ogóle lądowanie skończyło się w taki tragiczny sposób. Mamy więcej wątpliwości niż sensownych argumentów.

Raven wspomina coś o tym, że Talulah mogła przecież zrezygnować z lotu, w którym nie brałby udziału także jej mąż. To jest dość prawdopodobne. Okej, chciała jak najszybciej zobaczyć się z nami dwoma, ale... ciężko mi uwierzyć w to, że mogłaby zostawić Tony'ego w tyle. Tym bardziej, jeżeli nie miałaby pewności, czy on do niej dołączy.

— Bądźcie czujni! — krzyczy Bellamy, zwracając się do kilku innych osób, które z nami przyszły. Delta została w obozie, ale zabraliśmy ze sobą Epsilon. Zniknęła mi z pola widzenia kilka minut temu, ale wiem, że kręci się gdzieś w pobliżu. To mi dodaje trochę otuchy. Poza tym, Bellamy zabrał ze sobą kilku chłopaków, którym najlepiej wychodziło posługiwanie się karabinami. — Ziemianie mogą chcieć się zemścić za to, co zadziało się na moście!

Blake waha się jeszcze przez moment. Obserwuję go kątem oka, kiedy przestępuje nerwowo z nogi na nogę, aż wreszcie przerzuca broń przez ramię, truchtem podbiegając bliżej. Zatrzymuje się obok mnie, a ja nieśmiało podnoszę na niego wzrok, starając się nie myśleć o tym, co nas otacza.

— Hej — zaczyna ostrożnie. Przełyka głośno ślinę, przygryzając na moment dolną wargę. Skinam delikatnie głową, na znak, że go słucham; odpowiada mi słabym uśmiechem. — Jak się trzymasz? — pyta wreszcie. Robi to zaskakująco cicho, jakby bał się, że mnie tym urazi. Przez dłuższą chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią.

Jestem smutna? Wściekła? Cholernie zmęczona? Boże, wszystko naraz. Dlatego wzruszam lekko ramionami, ze wszystkich sił starając się znaleźć jakieś sensowne słowa. Nie wychodzi mi. Do głowy przychodzi mi tylko jedno zdanie, więc... właśnie na nie się decyduję.

PETRICHOR ― THE 100Where stories live. Discover now