SEZON 1, ODCINEK 13: NOWY ŚWIAT

652 23 189
                                    

LANDRIC

Słowa Reuela nie opuszczają mojej głowy. Próbuję wypchnąć z niej wniosek mojego brata, przeglądając z Atticusem ustawy, zastanawiając się, jak uchronić Złote Jeziora przed bankructwem, ale to niewiele daje. Nie mogę się skupić.

Nawet rozmowa o Żniwiarzach i o tym, co znaleźliśmy w tunelach, nie odgania mnie od powrotu do wydarzeń sprzed paru godzin.

― Jeśli mam ochotę kogoś zamordować, a konkretnie siebie — odzywam się po dwudziestu minutach, przerywając serię neandertalskich mruknięć, gdy zgadzam się bądź nie z Atticusem — to znaczy, że jestem zły na samego siebie? Czy przerósł mnie natłok wydarzeń?

Atticus opada na krzesło. Wydaje mi się, że z wrażenia. Patrzy na mnie wielkimi oczami. Niczego nie mówi. Nie upija nawet głupiej kawy, którą trzyma w rękach i która zdążyła już wystygnąć.

Drapię się palcami po głowie, skołowany, a następnie skupiam całą swoją uwagę na trzymanej w dłoniach kartce. Kara śmierci mnie nęka. Komuś bardzo zależy, aby przeszła dalej. To już piąta. I piąta propozycja, o której istnieniu nikt się nie dowie. Malik także nie piśnie już słowa, bo skoro olałem delikwentów, najwyższy czas zdemaskować kreta.

— Zapomnij — mamroczę. — Nie ma tematu. Na czym skończyliśmy...?

― ...o co konkretnie jesteś na siebie zły? — wyjaśnia swoją reakcję Atticus. — O to, że rezygnujesz z dzieciaków?

Poniekąd.

Nie to jest moim głównym powodem. Dziwnie mi, bo odnoszę wrażenie, że coś spieprzyłem. Może to mnie zagłuszyły własne plany i nie wysłuchałem cudzych. Może za bardzo naciskałem na swoje, więc...

Porobiło się, jak się porobiło. Kazałem wykonać proste dla mnie ruchy, bez nadzoru, na własną rękę, ludziom, którzy dopiero przylecieli i są kompletnie zieloni. Może niewłaściwie ich pokierowałem. Może znane mi, dobre ścieżki, kłócą się z ich własną polityką.

Może Armelle ma rację i nie nadaję się do tej roli. Może naprawdę wszystko, co próbuję teraz naprawić, jest moją winą. Tak byłoby najprościej, prawda? Wziąć na siebie winę. Zrobić z siebie ofiarę. Zbierać współczucie. Nie zrobić nic, aby próbować dalej.

Nie, Armelle nie ma racji.

Ma ją Delta. Jestem królem tych ziem. To moja droga i nie obchodzi mnie, że ktoś nawet nie próbuje nauczyć się po niej podążać. Zapamiętać zakręty. Uważać na wyboje. Poznać jej cel.

Ja swój znam.

Obrócę błędy w cuda. Tak, jak zrobiła to moja mama. Może wcale ich nie żałowała. Może doskonale wiedziała, co robi. Może popełniając błędy, miała na nie wielki plan.

― Na wszystko — przyznaję smętnie. — Złazi ze mnie stres. Pewnie dlatego mam takie myśli. To przejdzie. Zawsze przechodzi, no nie?

Atticus kiwa ledwie zauważalnie głową. Przygląda mi się uważnie, jakby starał się rozgryźć, na ile mówię szczerze, na ile się przed nim chowam. Nie cierpię tego, jak dobrze mnie zna i jak łatwo umie rozgryźć moje prawdzie intencje.

― Osobiście jestem dumny — odzywa się. Brzmi pewnie, ale tego nie wykrzykuje, jakby dosłownie chciał, aby słowa dotarły tylko do mnie.

― Niby z czego? — parskam. — Porzucenia dzieciaków pod topory Żniwiarzy?

― Nie, z tego akurat nie. Ale to twoja decyzja. Ty wydajesz rozkazy. Najwyraźniej dostrzegłeś w niej jakąś słuszność — tłumaczy opanowany.

PETRICHOR ― THE 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz