Alora Lin
To była piękna niedziela i byłam wdzięczna, że nie musiałam spędzić całego ranka uwięziona w środku na szlaban, jak to zrobiłam wczoraj. Słońce wisiało wysoko i nie było widać żadnej chmury; ziemia błyszczała za każdym razem, gdy promienie słoneczne padały na zroszoną trawę.
Cho, Marietta, Padma i ja pomyślałyśmy że wykorzystamy tę piękną pogodę i odrobimy lekcje nad Wielkim Jeziorem. Wyruszyłyśmy po obiedzie i rozłożyliśmy nasze podręczniki w cieniu wysokiego drzewa.
„Nie mogę uwierzyć, że Snape zmusza nas do napisania eseju o odtrutkach. To jest sprawa na poziomie N.E.W.T! nie powinnam martwić się o antidotum, dopóki nie skończymy szóstego roku życia - jęknęła Marietta.
- Nie mogę nawet próbować spieprzyć sobie tego eseju na wypadek, gdyby Snape naprawdę próbował otruć jednego z nas, żeby zobaczyć, czy nasze antidotum zadziałało - jęknęła Padma.
- Cóż, Alora - zaczęła Cho. - Twoja matka jest uzdrowicielką w Świętym Mungu. Mogłabyś wysłać jej sowę i zapytać o antidotum?
Moje oczy rozszerzyły się, gdy uśmiech pojawił się na mojej twarzy. „To wspaniały pomysł! Dlaczego o tym nie pomyślałam,” zaśmiałam się. „Zrobię wszystko na skróty, aby uniknąć czytania wszystkich książek w bibliotece o antidotach”.
Nasza czwórka pracowała nad naszymi esejami i ćwiczyła zaklęcia na innych zajęciach przez około godzinę, zanim usłyszałyśmy w oddali paskudne parsknięcie śmiechu.
- O nie - powiedziała Marietta, podnosząc głowę znad podręcznika Zaklęć. "Nadchodzi mopsica."
„Hmm, bardziej jak wkładka higieniczna” - wykrzyknęłam. „Czuję, że to brzmi lepiej”.
Padma i Cho próbowały stłumić śmiech, kiedy w ich zasięgu pojawiła się Pansy Parkinson i jej przyjaciele ze Slytherinu, zatrzymując się zaledwie kilka stóp od miejsca, w którym siedzieliśmy.
- Zobacz, kogo tu mamy - uśmiechnęła się Pansy, gdy jej oczy spoczęły prosto na mnie. - Czwórka krukonek rozmawiających o mnie.
Żaden z przyjaciół Pansy nie śmiał się z jej kiepskiej próby żartu, więc szturchnęła ich łokciem w żebra, co skłoniło ich do wybuchu fałszywego śmiechu..
- Czy twoim jedynym hobby jest zastraszanie ludzi, którzy nie są w Slytherinie? Cho warknął.
- Cóż, oczywiście, że nie - zakpiła Pansy, owijając pasmo tłustych czarnych włosów wokół palców. - Uwielbiam spędzać noc w dormitorium chłopców Slytherinu… To znaczy, czy widziałeś naszych chłopców?
- To nie jest do końca hobby - mruknęłam pod nosem.
- Co to było, Lin? Pansy prychnęła, zwracając swoją uwagę z powrotem na mnie. Prychnęła, podchodząc kilka kroków bliżej, zanim stwierdziła: „Jesteś po prostu zazdrosna, że chłopak nigdy nie będzie chciał z tobą być. To znaczy, może chłopak z Puchonów… Ale powodzenia w znalezieniu chłopca Slytherinu, który by chciał dostać się w te spodnie
”.- Świetnie, i tak nie jestem zainteresowana żadnym z twoich oślizgłych chłopców Slytherinu - splunęłam. - Poza tym, w przeciwieństwie do ciebie, moje życie nie kręci się wokół chłopców. Mam lepsze rzeczy do roboty.
Pansy zadrwiła: - Jestem pewna, że tak, Lin. A teraz przypomnij mi, czy nadal…
- Merlinie, zamkniesz się do cholery, Parkinson?
Wszyscy odwróciliśmy głowy w kierunku głosu. Moje oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyłam Draco zmierzającego w naszą stronę, z grymasem na twarzy.
YOU ARE READING
𝐌𝐮𝐟𝐟𝐥𝐢𝐚𝐭𝐨 (𝐃𝐫𝐚𝐜𝐨 𝐌𝐚𝐥𝐟𝐨𝐲)
FanfictionJego ręce chwyciły ją w talii, a jego głowa idealnie pasowała do zgięcia jej szyi. Oparła się z powrotem na jego klatce piersiowej, lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy przechyliła głowę na bok, pozwalając mu się pochylić i złożyć lekkie po...