27

8.8K 238 136
                                    

Chaos tylko u mnie:)
*

•••

— Dlaczego mi nie powiedziałaś?! — warknął, zagradzając mi drogę, kiedy chciałam go wyminąć.

— Bo po co — wzruszyłam rękoma i od razu tego pożałowałam, ponieważ nie wiem czy będę potrzebować tej operacji natychmiast. — Kurwa..

— Nic ci nie jest? — przybliżył się do mnie, patrząc na mnie.

— Wszystko okej — powiedziałam stanowczo, próbując się uśmiechnąć, wyminęłam go ponownie, tym razem z sukcesem, ale tylko na chwile bo zjawił się obok mnie. Idąc krok w krok.

— Mogłaś mi powiedzieć, przecież pomógłbym ci, a co jeśli ci bardziej uszkodziłem tą rękę, wtedy gdy się przytulaliśmy, hm? — powiedział przystępując, na co ja się zatrzymałam i obróciłam się.

— Było mi dobrze — powiedziałam, idąc dalej w stronę mojego mieszkania, które jest na pierwszym piętrze. — Miałam gorsze rany.

— No to słucham. Jakie panna Blake miała gorsze rany od tej, która i tak już jest poważna?

— No... na przykład ból serca, jak patrzyłam na moje płonące auto — powiedziałam, na co prychnął z kpiną, a ja się zaśmiałam, przy okazji patrząc na niego. — Albo...

— To jest poważna rana, dlatego zapisałem cię już na operację — powiedział, na co przystałam, patrząc na niego z niedowierzaniem.

— Chyba cię popierdoliło — rzekłam, już nie przejmując się, że on za mną idzie, zaczęłam kierować się szybciej w stronę mieszkania.

— Lena, uważaj na język.

— Mój język na się dobrze, w porównaniu z twoją główką — warknęłam, wchodząc po schodach.

Nie ma mowy, nigdzie nie będę iść. I mam to w dupie, że już mnie zapisał. No po prostu nie ma mowy. Boje się ludzi w białym fartuchu i w okularach, na dodatek z teczką w ręku albo w maseczkach. No oni są wręcz okropni. Nigdy więcej już nie pójdę do szpitala, nawet do prywatnego. Po prostu nie. Biały do mnie nie przemawia.

Gdy miałam, wejść już przez próg drzwi, zatrzymał mnie jego głos.

— Daj sobie pomóc, Luśka.

Pytanie czy się opłaca. Czy zrobić to dla niego? Czy iść się w końcu się położyć. Obydwa trudne do wybrania, ale jedno musi wygrać.

Obróciłam się w jego stronę, opierając się głowa o framugę drzwi, a po chwili uśmiechnęłam się pod nosem, spoglądając w jego stronę.

— Nie — powiedziałam, z uśmiechem. A jego mina odrazu spoważniała. — Żartowałam! Dobrze pójdę, ale tylko dla ciebie, więc masz szczęście, że robię dla ciebie tak wielką łaskę. A teraz powiedz mi kiedy, Lui? — zapytałam, podchodząc, po czym zawiesiłam ręce na jego szyi, nadal się do niego uśmiechając, na co on objął moje pośladki, nie za mocno, natomiast lekko.

— Za godzinę.

Uśmiech mi od razu zszedł. Ściągnęłam ręce z jego szyi, odpychając się od niego, klnąc pod nosem, że się zgodziłam. A wiem, że nie ma odwrotu. Już chyba wolałam umrzeć w tym samochodzie niż umierać na białej sali operacyjnej.

Boże..przy nim staje się miękka.

*

Umieram. Umieram i jeszcze raz umieram.

Z nudów i może z lekkiego strachu. Ale ja mam pytanie, gdzie ten cholerny lekarz, do jasnej?! Chce to mieć za sobą.

Z trzydzieści minut temu przyszedł lekarz i zrobił mi jakieś podstawowe badania, pobieranie krwi i zadawanie różnych pytań. A najlepsze pytanie to było „Jak to się stało?" Wtedy Luciano opowiedział mu bajeczkę, że jeździłam na deskorolce, a co lepsze to, to że uwierzył. Po czym lekarz wyszedł, zostawiając mnie i Luciana samego na sali.

Feel it Where stories live. Discover now