58. Wyczekiwany stan.

217 28 31
                                    

Per. Kiyotaka

Jakimś cudem usnąłem. Co prawda nie na długo, bo chyba tylko na 2 godziny. Rano przed siódmą obudziło mnie pukanie do drzwi. Okropnie bolała mnie głowa oraz brzuch i miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Gdy usłyszałem pukanie poraz trzeci to postanowiłem wyczołgać się z łóżka. Nie potrafiłem ustać stabilnie, a co dopiero chodzić. Jednakże jakoś doszedłem do drzwi i kiedy przy nich stałem wahałem się je otworzyć. Co jeżeli to Mondo? Nie mam ochoty się z nim widzieć po wczoraj... Wciąż nie do końca pojmuję, że zerwaliśmy, więc nie chce by ten znów mi o tym nachalnie przypominał. Tym razem zamiast ponownego pukania usłyszałem niemalże walenie do drzwi. Brzmiało to tak jakby ktoś zamierzał je wyważyć. Przestraszony szybko je otworzyłem, gdyż nie chciałem, żeby ktoś mi je uszkodził. Na podłogę w moim pokoju padł Hifumi, a w drzwiach stał jeszcze Makoto.

Kiyotaka: Co chcecie? - spytałem pomagając wstać Hifumiemu.
Makoto: A tak po prostu na chwilę wpadliśmy, ale nam nie otwierałeś, więc się przestraszyliśmy.
Kiyotaka: Nawet jeszcze siódmej nie ma. - spojrzałem na zegarek.
Hifumi: Oh, serio??? Przepraszamy w takim razie. - odparł i ustał obok chłopaka, z którym przyszedł. - Chcieliśmy tylko poinformować cię, że po śniadaniu musimy zebrać się po raz kolejny w sali rozpraw.
Kiyotaka: Co? Po co? - spytałem zaspany.
Hifumi: Monokuma chciał jeszcze z nami porozmawiać, ale nie martw się, to nic takiego. - uśmiechnął się.
Kiyotaka: Okej, dziękuję. W takim razie do zobaczenia. - powiedziałem powoli zamykając drzwi, ale Makoto mi je zablokował.
Makoto: Ej, umm, Taka. - zaczął zmartwiony.
Kiyotaka: No?
Makoto: Wszystko gra? Wyglądasz jak trup, a dodatkowo jesteś totalnie bez energii.
Kiyotaka: Nie wyspałem się po prostu. - uśmiechnąłem się, by moje słowa brzmiały wiarygodnie.
Makoto: Oj, to przepraszamy, że cię obudziliśmy.
Kiyotaka: Nic nie szkodzi.
Hifumi: A jak tam brzuch? - spojrzał na olbrzymiego siniaka, który powstał przez Mondo.
Kiyotaka: To nic takiego. - położyłem rękę na swoim brzuchu zestresowany. To miłe, że się o mnie troszczyli, ale ja nie prosiłem o to. Tylko marnują swą życzliwość na tak paskudną osobę jaką jestem. Chyba, że po prostu nie jest ona szczera.
Makoto: Nieźle cię Mondo urządził. Byakuya nie ma, aż takich siniaków... - powiedział analizując miejsce, w które oberwałem.
Kiyotaka: Zdarza się. - odparłem przygnębiony, gdy usłyszałem imię mojego byłego... - Możecie już iść? Chciałbym jeszcze zdrzemnąć się przed śniadaniem.
Hifumi: Dobrze, jakbyś czegoś potrzebował to możesz na nas liczyć.- uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.
Makoto: Racja!
Kiyotaka: Dobrze, dziękuję. - odparłem bez energii.
Makoto: Do później.
Hifumi: Pa!
Kiyotaka: Do zobaczenia. - pożegnałem ich i z ulgą zamknąłem drzwi.

Odetchnąłem, kiedy chłopcy wyszli. To poniekąd miłe z ich strony, że udają, iż się o mnie martwią. Lecz tak naprawdę, gdybym zniknął to by się tym nie przejęli. Nie chcę od nich i od kogokolwiek innego tej fałszywej życzliwości. Już wolę rozmawiać tylko i wyłącznie sam ze sobą, aniżeli z tymi nieszczerymi ludźmi.
Obolały, powoli doszedłem do łóżka i się na nim położyłem. Okłamałem ich, tak naprawdę nie mam zamiaru spać, gdyż i tak nie jestem w stanie. Ledwo udało mi się wczoraj usnąć, więc teraz na bank mi się nie uda po przebudzeniu.
Gdy tak leżałem to przed oczami pojawił mi się obraz Mondo. Wciąż nie pojmowałem, że nie będę mógł go już więcej przytulić, szczerze z nim porozmawiać czy się po prostu powygłupiać. Zostawił mnie, a obiecał, że tego zrobi. Obiecał, że będzie ze mną na zawsze nieważne co. Nie obchodzi mnie to, że mnie ranił, bo teraz i tak zrobił to tysiąc razy bardziej. Nie umiem znieść tego bólu i to nie fizycznego, lecz psychicznego. Czuje się jakby wszystko się skończyło, jakby wszystko straciło sens. Nawet nie miałem już siły płakać, bo i tak było to bezsensu. Wszystko powoli się takie stawało. Po co mam wstawać, skoro Mondo mnie nie chcę? Po co mam się starać, po co udawać, że wszystko jest dobrze, po co mam tu być... Te okropne myśli po raz kolejny nawiedziły mój umysł. Bardzo chciałbym się ich pozbyć, jednakże byłem wobec nich bezradny. Nie potrafiłem ich wypędzić. Jedyną opcją, która pomogłaby mi doznać spokoju byłoby kompletne wyłączenie mych myśli.

Nagle usłyszałem komunikat Monokumy. Czas tak szybko zleciał, że miałem wrażenie jakbym dosłownie przed chwilą położył się na łóżku. Chwilę jeszcze leżałem próbując zebrać się w sobie, by wstać. Było to trudne, gdyż coś trzymało mnie przy łóżku i powtarzało, że pójście stąd jest bezsensu. Mimo że również uważałem to za bezsensowne, to jednak wstałem i skierowałem się do łazienki, ponieważ nie chciałem znów doświadczać tej ohydnej, fałszywej życzliwości ze strony innych uczniów. Wskoczyłem szybko pod prysznic i przemyłem się. Zajęło mi to nieco dłużej, niż zazwyczaj. Ubrałem się i niestarannie poprawiłem włosy. Jeszcze przed wyjściem posmarowałem maścią mój siny brzuch, pomimo że raczej i tak to w niczym nie pomagało, a następnie ledwo żywy wyszedłem ze swojego pokoju. Zamknąłem go na klucze i stałem chwilę na korytarzu podpierając się ściany. Czułem się źle na każdy możliwy sposób. Było mi gorąco i wciąż wszystko mnie bolało plus miałem ochotę zwymiotować, a ponadto byłem wyczerpany psychicznie, czułem się zupełnie fatalnie i okropnie się bałem konfrontacji z Mondo. Ta mieszanka wybuchowa powodowała, że wolałem wrócić do swojego łóżka i już nigdy z niego nie wychodzić. Lecz jeśli nie chciałem znów doświadczać fałszywej życzliwości, to musiałem udawać, że wszystko jest w porządku.

Powoli szedłem w kierunku jadalni. Miałem wrażenie jakby było to darmene i zamiast być coraz bliżej owego pomieszczenia to oddalałem się od niego coraz bardziej. W oczach mi się dwoiło i widziałem coraz słabiej. Nawet moje oczy odmawiały posłuszeństwa, a potem moje nogi i reszta całego ciała. Nagle dokładnie,  całym sobą, poczułem lodowatą podłogę i widziałem już tylko ciemność. Podczas tego czułem się spokojnie. Nie myślałem o Mondo. Nie martwiłem się tym, że już mnie nie chce. Nie starałem wyrwać się z tego stanu, bo było mi w nim bardzo przyjemnie i dobrze. Nie było przy mnie nikogo, nikogo kto udawałby, że się o mnie troszczy. Czułem się po prostu wspaniale. Było mi lepiej nawet od chwil spędzonych wspólnie z Mondo. Miałem wrażenie jakbym właśnie osiągnąłem stan, do którego dążyłem całe życie. Życie, które teraz wydawało się bardzo krótkie. Było na tyle krótkie, że zdążyłem dokładnie przejrzeć je w tak krótkim czasie. Lecz tak nagle, niestety, moje zmysły powoli wracały do życia. Czułem jak moje serce zaczynało walić szybciej. Zacząłem też słyszeć ciche odgłosy jakiś rozmów. Czułem, że leżałem na czymś w rodzaju łóżka i obraz, który widziałem zaczął zamieniać się z kompletnej czerni w coraz jaśniejsze kolory.

Po chwili dostrzegłem, że znów wróciłem do smutnej rzeczywistości. Cały ból zaczął do mnie wracać przygniatając mnie bardziej, niż przedtem. Teraz wydawał się on większy, gdy dopiero co czułem się tak wyjątkowo dobrze. Moim oczom ukazała się uśmiechnięta Hina stojąca najbliżej mnie. Obok niej stał Hifumi, nieco dalej Sakura i Hiro.
Aoi: Taka! Taka! Zemdlałeś na korytarzu, więc cię...
Kiyotaka: Zemdlałem?...- powiedziałem do siebie przerywając Hinie i patrzyłem się zmęczony w sufit.
Aoi: Tak, wróciłeś do nas! Okropnie baliśmy się o ciebie. Myśleliśmy, że...

Nagle dostrzegłem Mondo stojącego w drzwiach... To wywołało u mnie ogromną panikę.
Kiyotaka: Ja nie chce... Nie chcę tu być, pozwól mi wrócić, proszę! - po raz kolejny przerwałem i trzęsąc się złapałem dziewczynę za rękę. - Błagam cię, proszę. - majaczyłem niekontrolowanie szlochając.
Aoi: S-Sakura? - dziewczyna obejrzała się do tyłu zapewnie nie wiedząc co począć.
Kiyotaka: Proszę, proszę, proszę. Nie chce tu z nim być, nie chce tu być. Czemu to zrobiliście?! Czemu każecie mi tu być??!

Czułem się jakby coś władało moim ciałem i umysłem. Jakby to coś, a nie ja, próbowało przekonać ich, by pozwolili mi wrócić do poprzedniego stanu. A ja tylko biernie się temu wszystkiemu przyglądałem. Nie miałem siły brać w tym udziału.

Sakura: Taka, spokojnie... Już jest dobrze... - podeszła do mnie stojąc obok Hiny.
Kiyotaka: Nie jest i nie będzie, pozwólcie mi tam wrócić! - położyłem się na brzuchu, ale okazało się to moją najgorszą decyzją, gdyż bolał mnie on niemiłosiernie. Momentalnie zaczęło mi się zbierać na wymioty i niekontrolowanie zacząłem stękać z bólu. Czułem się tak okropnie żałośnie. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, a wszyscy inni musieli jeszcze mi się przyglądać w takim stanie, a zwłaszcza Mondo...
Aoi: Spokojnie... - podała mi miskę, do której od razu zwymiotowałem. - To przez przemęczenie, nie martw się...
Hiro: O Jezusku Przenajświętszy, on jest totalnie odklejony!! Nie wiem, co on brał, ale też z chęcią to wypróbuję. - powiedział przyjaźnie uderzając Mondo w ramię.
Mondo: Odpierdol się. - odparł obojętnie, a następnie po prostu stąd poszedł.

Zaraz po tym robiło mi się znów słabo i miałem mroczki przed oczami. Niestety nie wróciłem już do tamtego poprzedniego, przyjemnego stanu, ale tylko zapadłem w niespokojny sen.

Czy to jeszcze 'braterska' miłość?♥️Ishimondo//Kiyotaka x Mondo♥️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz