→ kazuscara; angst

1.8K 64 43
                                    


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.



[art creds: @kia_rei on twt/insta]





POWIETRZE NADAL było wilgotne. 

Tak samo jak zieleń pod ich stopami, łaskocząca długimi źdźbłami trawy bladą, odsłoniętą skórę. Wczorajszej nocy z nieba nie przestawał padać deszcz, jakby chmury po latach chowania w sobie wszystkiego, wreszcie odpuściły i pozwoliły wodzie opaść na ziemię. Tak jak łzy po policzkach, deszcz spływał po skałach, ukrywając się w ciemności nocy, aby pozostać poza ciekawskim spojrzeniem innych. Ale nawet jeśli próbował unikać rozpoznania swojego załamania, wszystkie dowody znajdowały się tuż przed ich oczami. 

W ciężkim powietrzu, leniwie podnoszącym się słońcu i mgle roztaczającej się po całej okolicy. 

Szelest trawy wydobywający się spod ich szybkiego kroku, prowadzącego ku szczytowi wzgórza, zapełniał panującą ciszę, odbijając się w ich uszach tuż przy echu dwóch wycieńczonych oddechów. Czerwień ubrań jasnowłosego odbijał się w niebieskich tęczówkach, wydobywając z nich odcienie fioletu, jaśniejącego w pierwszych promieniach słońca. W porównaniu do nocy czającej się w jego oczach osoba tuż przed nim stanowiła źródło ciepła dnia, budzącego i motywującego do życia. Nawet jego wzrok, którym okazyjnie go obdarowywał, wypełniony był płonącą czerwienią. 

Jakże zgubnie myślał, że spali się w ich barwie, kiedy te jedynie posyłały mu słodkie, ciepłe spojrzenia. 

Dopiero kiedy Scaramouche wspiął się na sam szczyt, mógł skupić się na innym słońcu, niż te tuż przed nim. Przez nocny deszcz, którego pozostałości nadal nieznośnie go irytowały, ogromna, jasna gwiazda tuż przed nim dopiero co wznosiła się zza szarych, niekończących się chmur oblepiających horyzont. Parę ptaków wzniosło się ponad ich głowy, skrzecząc nad zimnymi, zielonymi górami. Dźwięk odbijał się jeszcze przez dłuższą chwilę, aż zniknął gdzieś w powietrzu, tuż po dogłosie trzepotu ich skrzydeł. 

Na tym świecie pozostał tylko on, spokój i jego towarzysz wpatrujący się w niego z lekkim, nieukrywanym uśmiechem. 

— Jest piękny, prawda? — mruknął jedynie cichym tonem, wpatrując się w niego z daleka. 

Oh, jakże go irytował fakt, że między nimi znajdowała się taka przepaść. Ale zarazem słowa prośby nawet nie były w stanie się sformułować w jego gardle. Sama myśl bliskości była tak zniekształcona w jego umyśle, że nie był w stanie zrozumieć jej istoty. Dlaczego chciał być bliżej chłopaka? Dlaczego dopiero teraz chłodne, wilgotne powietrze sprawiło, że po jego plecach przeszedł dreszcz? Dlaczego pragnął jego ciepła? Mimo że był tak blisko, to znajdował się za daleko, aby mógł sięgnąć w jego stronę ręką. I może właśnie przez to gest wykonany nie został przez niego, ale przez jasnowłosego. 

Nawet nie podał przyczyny wyciągnięcia dłoni. 

Jedynie stał z drobnym uśmiechem, tak chorobliwie słodkim, że miał ochotę się skręcić. Skręcić, przekręcić i umrzeć. Nie wiedział jednak, czy przez okropność gestu, czy przez stado motyli latających w jego brzuchu. Scaramouche więc stał rozgoryczony swoimi reakcjami, krzywiąc się na twarzy. Nim się jednak spostrzegł, jego zachowanie zostało nagrodzone krótkim, urwanym śmiechem. I jak głupi zatonął w nowym dźwięku, nabierając czerwieni (chociaż w jego uznaniu wina leżała we wstającym słońcu, które nagle zdecydowało się dołączyć do ich towarzystwa) i chowając spojrzenie w drugą stronę, jak najdalej od źródła chaosu, niszczącego jego równowagę.

Nadal się zastanawiał, dlaczego jego serce biło tak szybko. 

A kiedy słońce wzbiło się już na niebo, usadawiając się tuż nad jego głową, towarzysząc jasnym chmurom, nocne oczy ponownie przesuwały się w bok, poszukując jego własnego słońca. Tego, które nawet po nocy pełnej płaczu nadal uśmiechało się i wstawało rankiem, aby towarzyszyć mu w wędrówce i wspiąć się nawet na najwyższe szczyty bez żadnego cienia sprzeciwu. Jego serce zamiast bić w przyspieszonym tempie, umierało na dłuższą chwilę, ściskając się boleśnie na samo wspomnienie. 

Bo gdy wyciągał dłoń w bok, Kazuhy już nie było, aby przyjąć ją wraz z całym nagromadzonym uczuciem schowanym za niewielkim gestem. 

❝APOLOGY❞ genshin impact ships oneshotsWhere stories live. Discover now