【 i hope you forget me as
well, altough it hurts】
𝐭𝐮𝐭𝐚𝐣 𝐳𝐧𝐚𝐣𝐝𝐳𝐢𝐞𝐬𝐳 𝐨𝐧𝐞𝐬𝐡𝐨𝐭𝐲 𝐨𝐫𝐚𝐳 𝐢𝐧𝐧𝐞 𝐛𝐢𝐛𝐞𝐥𝐨𝐭𝐲 𝐳 𝐠𝐞𝐧𝐬𝐡𝐢𝐧 𝐢𝐦𝐩𝐚𝐜𝐭
zakończone: 13.05.2022.
żadne dołączone tutaj gify, obrazki czy zdjęcia nie n...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
[art creds: @ccamcookie on twt]
RITOU nie było złe.
Thoma naprawdę nie mógł narzekać. Nigdy nie brakowało tu rozrywki, a i nawet obowiązki, które tutaj wypełniał, stawały się punktem jego zainteresowań. Bez przerwy coś się działo, a on korzystał na ciągłym chaosie, próbując wtrącić swoje dwa grosze do problemów innych. Kręciło się tu mnóstwo ludzi różnego pokroju, zaczynając od handlowców z Liyue próbujących zarobić coś w obcym kraju i kończąc na zakochanych parach spacerujących po ulicach. Miasteczko wrzało nawet w trakcie późnej nocy, kiedy słońce dawno schowało się już za horyzontem. Ludzie wychodzili na zewnątrz, budząc miasto i pobudzając pieniądz do ciągłego obrotu. Prawie przypominało mu to bijące serce. Ulice i niewielkie lokale tętniły głosami mieszkańców i lokatorów, tworząc żyjący ośrodek dla zwiedzających.
Patrząc na oświetlone drogi z jego miejsca, mogło się wydawać, iż ulicami przechodzą chmary mrówek, lawirując między budynkami. Wzdychając ciężko, przyglądał się małemu światu, nie mogąc przestać podziwiać, jak wszystko lśniło w kontraście do ciemnej nocy. Latarnie, świece i lampy rozświetlały wszystko tak, aby nie pozwolić ciemności połknąć miasta. Aby nawet mimo późnej pory być w stanie widzieć, żyć i śnić na jawie. Przedłużyć dzień i znaleźć odrobinę tego oślepiającego światła. Thoma, mimo darzenia widoków szczerzą czułością, nie mógł pozbyć się chłodnego wiatru muskającego jego plecy. Ten powodował u niego dreszcze, które przypominały mu o zimnej, ciemnej rzeczywistości poza miastem.
Ostatecznie dzisiejszej nocy jego jedynym kompanem, był cichy wiatr.
A ten prawie jak najukochańszy kolega otulał go swoim ramieniem, uzupełniając brak towarzystwa. Bowiem Thoma, mimo śmiechów i ciepła dobiegającego z dołu, nie mógł pozbyć się zjadającej jego serce pustki. Na początku próbował ją zignorować. W chaosie obowiązków i nowego otoczenia był w stanie łatwo zapomnieć o sprawie gryzącej go od środka. Nawet jeśli czasami dawała o sobie znać, to miał zbyt silną wolę na to, aby oddać się fantazji i pogrążyć się w melancholii. Musiał mieć pełnię sił i dużo energii. W końcu jego zadanie stanowiło kluczowy punkt do całego ruszenia, w którym tak czynnie występował. Tyle, że teraz było już po wszystkim, a jego osoba, mimo miesiąca przebywania na wyspie, nadal wyróżniała się spod tłumu. Nie, żeby nie był przyzwyczajony do podejrzliwych spojrzeń.
Podczas gwieździstych, spokojnych nocy jak ta, w sercu powoli kiełkowała tęsknota, a jego spojrzenie instynktownie przesuwało się w stronę znajdującego się w odległości domu. Ah, jakże tęsknił do ścian majątku klanu Kamisato. Zastanawiał się, czy kwiaty były odpowiednio podlewane, czy kurze zostawały odpowiednio starte każdego dnia i czy wszystko znajdowało się w nałożonym przez niego porządku. I mógł jedynie wzdychać ciężko, wspominając znajome miejsce. Myślenie o powrocie było zbyt bolesne. Być może już wypełnił swoje zadanie, ale zanim wróci do swojego miejsca, w tym ciepłym, jakże przyjemnym kącie, to minie jeszcze trochę czasu. Musi jeszcze sprawdzić nowoprzybyłego podróżnika, upewnić się, że jest w porządku, załatwić mu dostęp do Ayaki...
Zdaje się, że miał jeszcze trochę przed sobą.
Ale po tym wszystkim, kiedy już całość się uspokoi, a on nie będzie miał dużo obowiązków, wróci do siebie. Chociaż może powinien powiedzieć do ramion Ayato. Za każdym razem kiedy wracał, witały go otwarte ręce mężczyzny, który witał go z delikatnym, odrobinę psotnym uśmiechem oraz formalne, jak zwykle grzecznościowe zwroty. Po powitaniach wszystkich padłby w nie wymęczony i z zadowoleniem schował głowę w miękkim materiale ubrania Ayato. Nie ważne ile razy by pozwalał sobie na zbliżenie się do niego, to i tak, jak za pierwszym razem, kiedy ten przyciągnął go w swoje ramiona, gubił się w lekkim, ale durzącym zapachu i rozpalał się na różowawy odcień czerwieni. I jakże miał się nie zakochać? W irytujących psotach, eleganckiej postawie i kradzionych pocałunkach, które wymieniali, ukrywając się przed wzrokiem mieszkańców.