6🍩

4.1K 641 353
                                    

Ether i Remus nigdy nie byliby w stanie opisać tych wszystkich emocji, które odczuwali, gdy o piątej nad ranem odwiedził ich Dumbledore i przekazał im najgorsze wiadomości, jakie oboje kiedykolwiek usłyszeli.

Informacja o śmierci Lily i Jamesa, choć makabryczna, zaskoczyła ich najmniej, bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jednak w to, że Voldemort zniknął, Harry przeżył, a Syriusz trafił do Azkabanu za morderstwo dwunastu mugoli i Petera, nie byli w stanie uwierzyć.

Nawet jednak nie przez to Ether, choć ze łzami w oczach, wrzeszczała w salonie własnego domu na Dumbledore'a.

- Jakim prawem ty decydujesz, gdzie powinien mieszkać Harry?! - krzyczała, wyglądając, jakby chciała udusić starszego czarodzieja własnymi rękami.  - On powinien mieszkać z nami! Będziemy dla niego jak rodzice! Wiemy o nim wszystko!

- Zapewniam, że u Dursleyów będzie bezpiecz...

- Z nimi?! - przerwała mu Ether, niemal rwąc sobie włosy z głowy. - Oni go nienawidzą! Nienawidzili Jamesa, nienawidzą wszystkiego, co magiczne! Harry powinien wychowywać się w magicznym domu!

- Skarbie... - zaczął Remus, próbując ją uspokoić, choć i jemu nie podobał się pomysł Albusa. Położył dłonie na jej ramionach, a jego dotyk zdziałał cuda: Ether dała sobie wziąć wdech, więc przemówił Dumbledore:

- Tam, gdzie będzie krew jego matki, tam Harry będzie bezpieczny. Poza tym, u was mogą go szukać poplecznicy Voldemorta. On zniknął, część Śmierciożerów też, lecz jakaś część na pewno będzie szukać Harry'ego i zakładam, że wy będziecie pierwszym celem.

- Nie, nie, nie, nie... - Ether kręciła głową, dając łzom spływać po jej policzkach. - Obiecałam Lily, że gdyby coś jej się stało, to zajmę się Harrym, zajmę się nim, jakby był moim własnym synem...

- Teraz lepszego wyjścia dla niego nie będzie - przekonywał Dumbledore, umiejętnie wykorzystując stan, w którym znajdowali się wtedy jego rozmówcy. Remus objął żonę, dając jej płakać w swoje ramię, choć sam przełykał łzy.

- Jeszcze raz przepraszam, że przynoszę wam tak złe wieści - powiedział Dumbledore po chwili ciszy przerywanej jedynie łkaniem młodego małżeństwa. - Będę was informował, jesli coś się zmieni. Do zobaczenia, moi drodzy.

Remus i Ether nie pożegnali Dumbledore'a. Mężczyzna wyszedł, a oboje przez chwilę trwali w ciszy, próbując przyswoić to wszystko, co usłyszeli. Wtulali się w swoje rozgrzane, ledwo wyrwane spod kołder ciała, jeszcze w piżamach...

- Jak Syriusz mógł im to zrobić... - wyszeptał Remus po chwili, na co zszokowana Ether wycofała się z jego uścisku.

- O czym ty mówisz? Przecież to Peter...

- Ale słyszałaś Dumbledore'a - przerwał jej Lunatyk. - Syriusz w tajemnicy przed nami komunikował się z nimi, nie wiemy, czy czegoś tak naprawdę nie zmienili. Bardzo możliwe, że tak...

- Remus, jak możesz?! - Ether odepchnęła go delikatnie, nie wiedząc sama, co robiła. - Chyba nie wierzysz, że Syriusz, nasz Syriusz, skrzywdziłby kogokolwiek?!

- Nie wiemy, co się naprawdę stało, czemu nawet nam nie powiedział, że Dumbledore go wezwał? Czemu nawet nas nie obudził?

Ether patrzyła na swojego męża i nie potrafiła uwierzyć w to, co mówił. Nie myślała jednak wtedy o tym, że dla Remusa była to reakcja obronna na to wszystko, co się stało; on sam z szoku do końca nie wiedział, o czym mówił.

- Nie wiem, ale na pewno nikogo nie zabił!

- W to, że nie zabił, to wierzę, ale kto wie, czy Voldemort go nie torturował i w końcu może...

- Syriusz nigdy by ich nie zdradził! - przerwała my Ether z histerią w głosie, po czym rozpłakała się na dobre. Nie miała już siły stać, więc opadła na kanapę, ukrywając twarz w dłoniach.

Dopiero to sprawiło, że z Remusa zeszło nieco szoku. Usiadł obok żony, a następnie delikatnie złapał ją za nadgarstki, by odsłonić jej twarz.

- Boże... Ether, nie kłóćmy się. Kochanie... - szepnął smutno, ocierając jej twarz z łez. - To nie jest teraz moment na to wszystko...

- Masz rację... - Ether pociągnęła nosem, po czym rzuciła mu się na szyję. - Teraz już mamy tylko siebie - wyszeptała tak, że Remusa ścisnęło w sercu. Przytulił ją najmocniej, jak potrafił i nie chciał jej już nigdy wypuścić.

Jej słowa huczały mu w głowie, wywołując mu gulę w gardle. W jedną noc tyle się zmieniło...

Zostali zupełnie sami.

Pogrzeb Jamesa i Lily zorganizowała Petunia, dlatego Ether i Remusa wyjątkowo zdziwiło to, że odbywał się w Dolinie Godryka. Oboje jednak zbyt pogrążeni w żałobie, żeby wnikać w szczegóły. Ciała Petera, jak przekazali Aurorzy z Zakonu Feniksa, nadal szukano - podobno znaleziono jednak tylko jego palec...

Przez cały pogrzeb Ether ani na moment nie puściła dłoni swojego męża. Miała wrażenie, że gdy to zrobi, on też zostanie jej odebrany, tak nagle, tak po prostu, w jedną chwilę... Nawet jeśli Aurorzy twierdzili, że znaczna część popleczników Voldemorta uciekło, a jego już po prostu... Nie było.

Podczas gdy cały świat czarodziejów świętował... Małżeństwo Lupinów było pogrążone w rozpaczy.

- Wracajmy do domu. - Remus przytulił Ether do siebie, gdy uczestnicy pogrzebu zaczęli się rozchodzić. Dziewczyna pokręciła jednak głową.

- Nie. Ja obiecałam coś Lily. I zamierzam dotrzymać słowa. - I zanim Remus zdążył zapytać, co chciała zrobić, ona po raz pierwszy go puściła i pewnym krokiem ruszyła do Petunii, która wychodziła z cmentarza wraz z mężem. Lunatyk wyczuwał kłopoty, więc po chwili pobiegł za nią, lecz ona już rozmawiała z siostrą Lily, która mierzyła ją pogardliwym wzrokiem.

- Ja... Wiem, że się nie znamy za dobrze, ale gdyby kiedykolwiek coś z Harrym, to ja i Remus możemy...

- Nie będzie to konieczne - przerwała jej Petunia, zaciskając usta w cienką linię, a następnie odeszła bez pożegnania. Ether czuła się, jakby straciła grunt pod nogami, w głowie nieustannie przeklinając Dumbledore'a. Remus doskonale to usłyszał,

- Próbowałaś - powiedzial Remus, kładąc dłoń na jej ramieniu.

- I tak się nim zajmę, choćby z daleka - powiedziała zdeterminowana. - Jesteśmy im to winni. Choć tyle możemy teraz dla nich zrobić... To cud, że Harry'emu nic się nie stało...

- Ale nie dzisiaj.

Wrócili do domu i niemal od razu położyli się do łóżka, choć był środek dnia. Wtulili się w siebie, po raz kolejny myśląc o tym, że byli sami.

- I co teraz będzie, Remus? - zapytała Ether. - Wojna się skończyła, ale... Jak my mamy dalej żyć z tym wszystkim...

Remus westchnął. Tak bardzo chciał mieć dla niej odpowiedź i sam nie wierzył w to, co za moment jej powiedział.

- Pozostaje mieć nadzieję, że tak jak w moim przypadku czas leczy rany.

- Nie wyleczę się, dopóki nie poznam prawdy. Jak mogli wsadzić Syriusza do Azkabanu...? Jak...? - mówiła bardziej do siebie niż do niego, po czym wreszcie uniosła głowę, by spojrzeć Remusowi w oczy. - Myślisz, że pozwoliliby nam choć na chwilę się z nim spotkać? Przecież musimy się dowiedzieć, co się stało, nie może tak być, że...

- Nie ma szans - przerwał Remus. - Pytałem o to Petera Deeminga. Ministerstwo twierdzi, że Syriusz to bezwzględny morderca.

- To jest absurd.

- Niestety nie nam o tym decydować...

Ether nic więcej już nie powiedziała. Wtuliła się w tors Remusa jeszcze mocniej, przymykając oczy. Lupin, trzymając ją w swoich ramionach, myślał o tym, ile szczęścia mieli, że w tamtej chwili mogli być razem...

- Ether, dziś jest pełnia, ale... Jesteś pewna, że dasz radę...

- Dla ciebie zawsze dam radę - przerwała mu dziewczyna, zanim w ogóle zdążył dokończyć pytanie. - Nie mam już dla kogo innego.

Czekolada Upolowana • Remus LupinWo Geschichten leben. Entdecke jetzt