14🍩

2.4K 395 77
                                    

Remus ostatecznie nie wysłał do Ether swojego listu. Był pierwszy listopada, a to oznaczało, że następnego dnia jego żona miała swoje trzydzieste czwarte urodziny, których nie zamierzał opuścić.

Pierwszy raz od dawna mógł ją rozpieścić co najmniej tak, jakby byli z jakiegoś czystokrwistego, arystokratycznego rodu i właśnie to planował zrobić. Jednocześnie przygotowywał się do tego, że opowie jej o spotkaniu z Harrym... No i o Syriuszu.

W poranek swoich urodzin Ether odnalazła trzy paczki na swoim progu - od rodziców, od brata, a także od Cecilii. Zasmuciło ją nieco, że nie odnalazła nawet listu od Remusa, ale nie zamierzała tracić nadziei już z samego rana.

Zjadła śniadanie i wyszła na samotny spacer po okolicznym polu. Nawet jeśli pogoda jej nie sprzyjała - było zimno, kropiło nieustannie, a nieprzyjemny wiatr szczypał ją w policzki - bardzo potrzebowała tamtego świeżego powietrza. Spacer był dla niej okazją na przemyślenie tego, co nieodzownie wiązało się z tamtym dniem.

Miała już trzydzieści cztery lata. Z jednej strony uważała się jeszcze za młodą, a z drugiej, gdy myślała o tym, że James i Lily zginęli tak dawno temu, a Harry miał trzynaście lat... To miała wrażenie, że całe życie już przeleciało jej przez palce. Nieustannie wracał do niej też, oczywiście, temat dziecka, chyba jedyny, który potrafił naprawdę poróżnić ją oraz Remusa. Co więcej... Następnego dnia były przecież i trzydzieste czwarte urodziny Syriusza.

Zbliżała się pora obiadowa, gdy Ether siedziała w połączonej z kuchnią jadalni i rozważała, co przygotuje na swoją urodzinową obiadokolację, gry usłyszała pukanie do drzwi. Spodziewała się, że to jej brat, choć nie sądziła, że będzie chciało mu się targać do niej w taką pogodę, bo na zewnątrz zaczęło porządnie lać... Zatem może była to Cecilia, która mogła się do niej łatwo deportować?

Wstała niechętnie od stołu, myśląc już o tym, że zaraz będzie musiała coś przygotować dla tamtego gościa, kimkolwiek on nie był. Powoli otworzyła drzwi, by przygotować się na to, kogo tam zobaczy... Ale tamtego widoku się nie spodziewała.

Oto na tle potężnej ulewy, z dwoma pudełkami i kwiatami w rękach, stał Remus.

- Czy zastałem solenizantkę? - zapytał z uśmiechem, a usłyszenie jego głosu sprawiło, że do Ether naprawdę dotarło, kogo widziała.

- Remus! - krzyknęła i natychmiast rzuciła mu się na szyję, i to na tyle gwałtownie, że prawie stracił równowagę.

Lupin spodziewał się takiej reakcji. Zaśmiał się, a następnie na tyle, ile mógł z zajętymi rękami, odwzajemnił uścisk. Ether prędko go puściła, by złapać jego twarz dłońmi i przyciągnąć go do siebie w pełnym pragnienia, stęsknionym pocałunku. Serce Remusa skakało ze szczęścia; tak bardzo mu tego brakowało przez te dwa miesiące.

- Wszystkiego najlepszego, skarbie mój - powiedział, gdy Ether wreszcie się od niego oderwała, a on sam złożył pocałunek na jej czole.

Remus przyglądał się jej i nie mógł przestać się uśmiechać. Jej pofalowane, ciemne blond włosy były związane w niskiego koka, co zresztą bardzo lubił, a ona sama wydawała mu się jeszcze piękniejsza niż wtedy, gdy widział ją po raz ostatni. Kobieta patrzyła na niego i sama jeszcze trochę nie wierzyła w to, co widziała.

- Nawet... Och, nawet nie wiesz jak się cieszę, o na Merlina... Wchodź, zimno jest! - zawołała nagle, zdając sobie sprawę, że wciąż stali przy otwartych drzwiach.

Oboje przeszli wreszcie do jadalni, gdzie Remus pozostawił wszystkie prezenty na stole.

- W tym roku wreszcie mogę cię rozpieścić, zatem... - Odłożył ostatnie pudełko. - To wszystko dla ciebie.

Czekolada Upolowana • Remus LupinWhere stories live. Discover now