13🍩

2.9K 451 112
                                    

Ether wiedziała, że nie będzie w stanie spędzić Nocy Duchów samotnie, dlatego już dawno miała ten dzień zaplanowany. Zamierzała odwiedzić swojego brata, jego żonę, Cynthię, a także bratanka, Spencera. Chłopiec miał dziesięć lat i był bardzo bystrym chłopcem, a Ether już trochę przeszedł ból związany z widywaniem go - przestawała myśleć o tym, że ona już też mogłaby mieć tak duże dziecko...

Nathan i Cynthia ugościli ją pysznym obiadem, który wspólnie spożywali w ich mieszkaniu w Cambridge. Siedząc przy okrągłym, drewnianym stole, Ether opowiadała im o tym, jak sobie radziła, a oni o osiągnięciach Spencera w szkole. Atmosfera była naprawdę przyjemna pomimo nieciekawej pogody, a kobiecie udało się nawet na moment zapomnieć o tych wszystkich złych wydarzeniach, z którymi wiązał się trzydziesty pierwszy października... Do czasu.

- Ether, właściwie chcemy ci coś powiedzieć przy okazji - zaczęła Cynthia, nieświadomie poprawiając swoje blond włosy.

Zaintrygowana Ether wyprostowała się. Nie była pewna, czym małżeństwo mogło ją zaskoczyć.

- Tak?

Nathan i Cynthia wymienili spojrzenia, aż wreszcie kobieta kiwnęła głową. Nathan uśmiechnął się, zwracając się ponownie do siostry:

- Będziemy mieli drugie dziecko.

Ether upuściła widelec. Choć oczywiście była to radosna nowina, ona poczuła się, jakby po raz kolejny rozwalił się jej cały świat.

Jej brat miał mieć już drugie dziecko... A ona zdawala się nie mieć na nie nawet żadnych szans, nie było jej dane zająć się nawet Harrym...

Gdy zrozumiała, że gapiła się na nich z rozdziawoną buzią, prędko wymusiła uśmiech.

- Ojeju, to... To jest wspaniała wiadomość, gratulacje! - zawołała, a następnie wstała, by objąć oboje, nawet jeśli słyszała jej serce łamiące się w niej kawałek po kawałku.

- Dowiadujesz się w sumie jako pierwsza - dodał Nathan, gdy Ether wróciła na swoje miejsce. - Nie powiedzieliśmy jeszcze nawet rodzicom...

- A jak Spencer zareagował? - zapytała Ether, ukrywając dłonie, które nerwowo wyginała pod stołem.

- W sumie to się ucieszył - odparła Cynthia ze śmiechem. - Zastrzegł tylko, że chce brata.

- Oho, jakbym to już gdzieś słyszała... - powiedziała Ether, wlepiając wzrok w brata, który przewrócił oczami.

- Hej, ja miałem tylko sześć lat, jak się urodziłaś!

Sprzeczka między rodzeństwem trwała jeszcze chwilę, aż ostatecznie rozmowy zeszły już tylko na temat dziecka, które Cynthia w sobie nosiła. Z każdą chwilą Ether było coraz trudniej, jednak nie zamierzała tak po prostu wyjść z domu brata, by spróbować się uspokoić. Musiała się przyzwyczaić do tego, że to będzie teraz temat numer jeden w relacjach z jej bratem.

- A ty i Remus jak? Nadal próbujecie? - zapytała Cynthia, a choć Ether wiedziała, że nie miała żadnych złych intencji, nie chciała z nią wtedy rozmawiać.

- My... Ja... Na razie jest nam dobrze tak, jak jest - odpowiedziała Ether, choć zdawała sobie sprawę gdzieś w środku, że to nie była prawda. - Zresztą, skoro Remus pracuje teraz poza domem, to nie ma co się w to pchać... Dziecko powinno się wychowywać z ojcem, prawda?

- Tak, jak najbardziej... Ja cię zresztą podziwiam. Nie wiem, czy bym dała radę tyle czasu bez Nathana.

- Oj, ja bym dała - wtrąciła Ether, chcąc jakkolwiek rozluźnić dla siebie atmosferę. Nathan, choć był już dojrzałym mężczyzną, wystawił siostrze język, a ona natychmiast odwdzięczyła mu się tym samym, nawet jeśli nie była w nastroju na żarty.

Ostatecznie Ether wyszła od brata nieco wcześniej, niż planowała, choć na zenwątrz zrobiło się już ciemno. Nie wróciła jednak do domu - istniało jeszcze jedne miejsce, które musiała tamtego dnia odwiedzić.

Dolina Godryka żyła tamtego dnia tak, jakby te kilkanaście lat wcześniej nic tam się nie wydarzyło. Trwała Noc Duchów, niektóre dzieciaki chodziły po wiosce i zbierały cukierki, w wielu domach światła były zapalone... Nikt jednak nie zaglądał na mały cmentarz, który wydawał się tamtego wieczoru zapomniany przez świat. To właśnie tam zmierzała Ether, opatulona gryfońskim szalikiem jak za dawnych czasów.

Szła pomiędzy grobami znaną sobie drogą i, jak za każdym razem, liczyła, że nigdznie nie ujrzy tych znajomych imion... A jednak gdy dotarła na miejsce, nic się nie zmieniło, a rzeczywistość uderzyła ją prosto w twarz, kiedy po raz kolejny przeczytała treść na nagrobkach.

Łzy natychmiast stanęły jej w oczach, łzy, które próbowała powstrzymywać cały dzień. Uklękła, bo nie była w stanie ustać na wlasnych nogach, a następnie upewniła się, że nikt jej nie widział i wyczarowała dla nich dwa piękne wieńce.

- Lily... Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym z tobą porozmawiać - wyszeptała Ether, kręcąc głową. - Ty na pewno byś wiedziała, co powiedzieć... Zresztą ty też, James...

Ether pociągnęła nosem, a choć łzy mroziły jej policzki, bo temperatura ciągle spadała, ona w ogóle na to nie zważała.

- Tak bardzo was tu brakuje... - ciągnęła, złapawszy oddech. - A może odwiedził was teś Syriusz? Nikt teraz nie wie, gdzie jest i co się z nim dzieje... Ale uciekł, uciekł z Azkabanu... Może wreszcie coś zmieni się na lepsze...

Ether nie wypowiadała jednak tych ostatnich słów z prawdziwą nadzieją. Tamtego dnia miała wrażenie, że nic już nie będzie lepiej. Dlatego też nie zebrała się na to, by po raz kolejny spojrzeć na zniszczony domu Potterów, niewidoczny dla mugolskich oczu, a jednak stojący wciąż w tym samym miejscu, nieruszony, tak, jakby nie minął nawet dzień. Upewniła się ponownie, że nikt jej nie widział, a następnie deportowała się do domu.

Zupełnie pustego.

To sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. Remusa nie było. Nie miała żadnego brzdąca, który mógłby na nią czekać. Nie było Syriusza, który mógłby ją przywitać, nawet jako pies. Jej brat miał swoje życie i kolejne dziecko w drodze, więc ile zajmować mogła go młodsza siostra...?

Płakała coraz głośniej, czuła, że nie będzie mogła się uspokoić, a na jej łkanie odpowiadała tylko martwa cisza zupełnie pustego budynku. Oparła się o blat kuchenny i dała sobie płakać dalej, bo wiedziała, że uścisk od Remusa, którego tak bardzo potrzebowała, wtedy nie nadejdzie.

Tylko on jej został. I mimo że wiedziała to od lat, w takich chwilach jak tamta wszystko wracało ze zdwojoną siłą.

Licząc się z tym, że tamtej nocy na pewno nie zaśnie, udała się do łazienki, gdzie oblała twarz zimną wodą - to zadziałało na nią zbawiennie. Użyła różdżki, by odetkać sobie nos, a następnie wróciła do kuchni. Gdy się już trochę uspokoiła, w głowie pojawiła się jej jedna myśl: zadbać o to, co miała, póki to miała.

Otworzyła lodówkę. Zamierzała zrobić kolejną partię słodkości dla Remusa, nawet jeśli dopiero co wysłała mu inną paczkę.

Tylko o niego pozostało jej teraz dbać.

Czekolada Upolowana • Remus LupinWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu