18🍩

2K 256 31
                                    

- Harry, zostań na chwilkę! Chciałbym zamienić z tobą słówko.

Kiedy Lupin wypowiadał te słowa po swoich kolejnych zajęciach z chłopakiem, nie mógł powiedzieć, że się nie denerwował. Każda rozmowa z nim stanowiła rozdrapywanie dawnych ran, lecz to nie było istotne. Cieszył się, że w ogóle mógł żyć i z nim rozmawiać - rodzice Harry'ego nie mieli już tyle szczęścia.

Remus zakrywał płachtą pojemnik ze zwodnikiem, o którym przed chwilą opowiadał, kiedy Harry wrócił się do środka klasy.

- Słyszałem już o meczu. - Remus podszedł do biurka, z którego począl zbierać książki. - I bardzo mi przykro z powodu twojej miotły. Nie da się jej naprawić?

Musiał to powiedzieć, nawet jeśli czuł, że znał odpowiedź. Pożerało go jednak to okropne poczucie winy związane z tym, że ta cholerna wierzba stała tam tylko i wyłącznie przez niego.

- Nie. To drzewo roztrzaskało ją w drzazgi.

Głębokie westchnięcie opuściło usta Remusa, który z trudem powstrzymał się od przeproszenia chłopaka. Mógł mu przynajmniej coś wyjaśnić.

- Wierzbę bijącą zasadzono w tym samym roku, w którym zacząłem Hogwart. Mieliśmy świetną zabawę, polegając na tym, żeby podejść tak blisko, by dotknąć pnia. - Uśmiechnął się, bo doskonale pamiętał, jak James i Syriusz traktowali tę zabawę aż zbyt poważnie. - W końcu jeden chłopak, Davey Gudgeon, prawie stracił oko i zabronili nam się zbliżać do drzewa. Żadna miotła nie ma z nim szans.

- A słyszał pan też o dementorach? - zapytał Harry z wyraźnym trudem, a Remus spojrzał na niego z tłumionym w środku zmartwieniem.

Prędko rozmowa zeszła właśnie na ten tor, a Lupin zanim się nie obejrzał, tłumaczył Harry'emu, czym byli dementorzy, by załagodzić strach, który ewidetnie przed nimi odczuwał. Chciał mieć pewność, że chłopak zrozumie, że jego obawy nie były w żaden sposób głupie.

- Kiedy się do mnie zbliżają - Harry wlepił wzrok w biurko - słyszę, jak Voldemort morduje moją mamę.

Remusa najpierw zalał żal, a potem też trochę i duma.

Mówił Voldemort bez żadnego zawahania.

Cały James.

Instynkt podpowiedział Remusowi, by złapać go za ramię, jednak ostatecznie się rozmyślił. Mimo że tyle o nim wiedział, trzymał go ja rękach niewiele po narodzinach... Teraz był dla niego obcym człowiekiem. I to nauczycielem.

Wkrótce Lupin tłumaczył też Harry'emu, jak wyglądał Azkaban, a wtedy chłopak nieświadomie rozdrapał jedną z najgłębszych ran Remusa.

- A jednak Syriusz Black zdołał się obronić. Uciekł...

Neseser Lupina ześliznął się z biurka, a on pochylił się prędko, by go podnieść.

I jak nie zdradzić emocji?

- Tak - zaczął, w duchu ciągle próbując się uspokoić. - Black musiał znaleźć jakiś sposób, żeby nie wyssali z niego życia. Nie sądziłem, że to możliwe... Mówi się, że dementorzy pozbawiają czarodzieja wszelkiej mocy, jeśli przebywa zbyt długo w ich obecności...

- Ale pan sprawił, że ten dementor z pociągu wycofał się - wypalił Harry.

- Istnieją pewne... Pewne sposoby obrony. Pamiętaj jednak, że w pociągu był tylko jeden dementor. Im jest ich więcej, tym trudniej im się oprzeć.

- Jakie sposoby? - zapytał Harry natychmiast. - Może mnie pan ich nauczyć?

Remus od razu chciał mu odmówić, obawiając się nie tylko oskarżenia o faworyzację, lecz też tego, że tak zaawansowana magia może go wycieńczyć, że nie powinien się nią parać w tak młodym wieku... Z drugiej strony Harry i tak sporo już przeszedł, a dodatkowa forma obrony by mu nie zaszkodziła.

Poza tym, chłopak miał w sobie trochę tego uporu Lily, któremu Remus zazwyczaj nie potrafił się oprzeć... Spojrzał mu w oczy, przeszywająco zielone zupełnie jak u niej, i zwyczajnie się poddał.

- No... No dobrze. Spróbuję ci pomóc. Ale musisz poczekać do przyszłego semestru. Mam mnóstwo roboty przed feriami zimowymi. Wybrałem sobie najmniej sprzyjający czas na chorowanie.

Harry uśmiechnął się, a w oczach aż błysnęła mu radość, podobna do tej, która u Jamesa pojawiała się niezwykle często. Remus uznał, że może to będzie dobry moment, by tę radość nieco przedłużyć.

- Ale zanim pomogę ci z dementorami, weź to.

Remus schylił się i wyciągnął coś z szuflady biurka - białą, papierową torbę, którą wręczył zdezorientowanemu Harry'emu.

- To słodkie bułki? - zapytał zdumiony, zajrzawszy do środka.

- Moja żona bardzo się ucieszyła, gdy się dowiedziała, że ci smakowały. Prosiła, żebym ci je przekazał.

- Och... Dziękuję - powiedział zaskoczony Harry, który zdecydowanie nie przywykł do tak miłych gestów od kogoś innego niż pani Weasley.

- Są z czekoladą - wyjaśnił Remus. - Wiesz zresztą już, że czekolada pomaga po starciach z dementorami. Albo z profesorem Snapem.

Remus był z siebie dumny za te ostatnie słowa, a Harry zareagował na nie śmiechem. Czyli James również byłby dumny - Lupin nie był w stanie przestać o nim myśleć, zwłaszcza że trzynastolatek tak bardzo go przypominał.

- Dlaczego profesor Snape tak pana nie lubi? - zapytał chłopak, na co Remus przejechał dłonią przez włosy, zastanawiając się, jak najlepiej ująć w kilka zdań tyle lat znajomości.

- Och, wiesz, Harry, profesor Snape chodził ze mną do szkoły i stąd wiem, że on nigdy nie był zbyt... Ekstrawertyczny. Nie przepadał za wieloma.

Poza twoją mamą.

- Jest pan znacznie lepszym nauczycielem niż on.

Remus zaśmiał się krótko, bo te słowa przyniosły mu mnóstwo satysfakcji. Gdyby tylko jego przyjaciele i żona mogli je usłyszeć.

- Dziękuję, Harry. Nie będę cię już zatrzymywał... Tak jak mówiłem, mam mnóstwo pracy.

Chłopak pokiwał głową, a następnie schował prezent od nauczyciela do torby i powoli zaczął odchodzić.

- Do zobaczenia, profesorze.

Lupin zamierzał już pozwolić mu odejść, gdy nagle coś mu się przypomniało.

- A, Harry?

- Tak? - Chłopak odwrócił się do niego po raz ostatni.

- Wolałbym, żebyś nie mówił nikomu, że dostałeś ode mnie te smakołyki... Sam rozumiesz, niektórzy - obaj dobrze wiedzieli, o kogo chodziło - mogliby to opatrznie zrozumieć.

- Dobrze - powiedział Harry, po czym wreszcie wyszedł, zostawiając nauczyciela z ciężkim sercem.

Remus z jednej strony cieszył się, że będzie mógł mu trochę pomóc i że Ether też będzie zadowolona z tych wieści, jednak z drugiej czuł, że im więcej z nim rozmawiał, tym bardziej przeszywał go ból wydarzeń, które miały miejsce dwanaście lat temu.

Lupin wiedział, że żona suszyłaby mu za to głowę, ale nie udał się na odpoczynek, którego jeszcze trochę potrzebował - zamiast tego poszedł do biblioteki, by wyszukać jakichś książek na temat dementorów. Jeśli miał pomóc Harry'emu, zamierzał dobrze się do tego przygotować.

Expecto Patronum było pięknym zaklęciem, chyba jednym z jego ulubionych. Sam ciekawił się, co ujrzy, jeśli uda mu się wytworzyć cielesnego Patronusa.

Wilka... Czy kaczkę?

Czekolada Upolowana • Remus LupinWhere stories live. Discover now