Sinbad || Do jednego razu sztuka. Od dwóch? Wyzwanie.

361 23 4
                                    

oryginalnanazwa-chan, podano do stołu.

◇ ──────── ◇

Jeden raz, ten jeden raz, zgódź się."
Złożył dłonie w błagalnym geście, choć jednocześnie próbował zniewolić cię swoim spojrzeniem.
Myślisz, że dasz radę mnie oczarować przy jednym spotkaniu?"
Uniosłaś brew; uśmiechnął się na twoją reakcję.
Oczywiście."

◇ ──────── ◇

Powiedział gdzie idziecie (na plażę, magiczne, ale niezaskakujące miejsce w Sindrii), kiedy się spotykacie (dokładnie w południe) i czego możesz się spodziewać (powiedział, że możesz się spodziewać idealnej randki – jakiej, już nie).

Słońce znalazło się dokładnie nad wyspą i swoimi promieniami rozmywało każde wspomnienie chłodnych wieczorów – było tak gorąco, że nikt, kto nie miał na sobie butów, nie był w stanie chodzić. Kamienne ścieżki nagrzewały się do temperatury rozżarzonych węgli, a nawet grube, gorące nakrycie głowy, było lepsze niż wystawienie się na słońce.

A więc teraz stałaś w letniej, przewiewnej sukience, sięgającej niewiele nad kolana i czekałaś na Sinbada. Do koloru swojego stroju dopasowałaś kapelusz z zawiązaną w kokardę wstążką i niespecjalnie rzucającą się w oczy biżuterię: delikatna bransoletka, subtelny naszyjnik z barwionym szkłem.

Obserwowałaś ludzi. Plac wydawał się o wiele mniejszy niż naprawdę był. Ludzie i stoiska swoją objętością zabierały temu miejscu odczucie przestronności. Rzędy handlarskich powozów ciągnęły się po zachodniej stronie placu, gdzie ludzie pilnowali swoich osłów, mułów i koni. Wąskie, kręte uliczki zmieniały się codzienne i nie było dnia, żeby Sindria wyglądała dwa razy tak samo. Ona nieustannie tętniła życiem.

Mnóstwo kolorowych straganów, o odcieniach tak żywych, jak to tylko możliwe, aby przyciągnąć jak najwięcej oczu, było ustawionych obok siebie. Nie tyle można było dostać oczopląsu, co pomyśleć, że każdy sklepik to łuska ogromnego węża morskiego, który oplatał dolną część wyspy.

Sinbad dotarł na umówione miejsce niedługo po tobie. Nie musiał nawet szukać cię wzrokiem w tłumie, idąc pewnym krokiem przed siebie, w stronę kamiennych barierek, które odgradzały kwietniki. Dobrze ubrany, z władczą (zasłużoną) postawą zabierał za sobą spojrzenia wielu zainteresowanych ludzi, ale jego nie odrywało się od ciebie.

— Wyglądasz pięknie — powiedział, gdy tylko dotarł. Chwycił twoją rękę i złożył na niej pocałunek. Jego głos brzmiał stabilnie, a pewność siebie, z którą wykonywał każdy ruch, również błyskała w jego oczach. Podjął wyzwanie, z którego nie miał zamiaru się wycofać. — Widzę, że się postarałaś na chwilę, gdy zdobędę twoje serce?

— To na pogrzeb twoich uczuć — odpowiedziałaś krótko. Bez wcześniejszego przygotowania nie dałabyś wymyślić dobrej riposty, ale po nocnym obmyślaniu dzisiejszego dnia, czułaś w sobie wojowniczy ogień, który spalił uczucie nieśmiałości.

— Tak pięknie się ubrać na okazję, która się nie odbędzie... — westchnął z teatralnością.

Gładko. Uśmiechnęłaś się na jego odpowiedź, zadowolona i zirytowana jego elastycznością w wypowiedzi.

— To się jeszcze okaże.

Poszliście na plażę. Nie było tam wielu ludzi, a jeżeli jacyś byli, to większość była turystami lub przybrzeżnymi rybakami, których Sinbad witał skinieniem głowy. Od razu szliście brzegiem morza, rezygnując z przechodzenia po piekielnie gorącym piasku, pozwalając by woda obmywała wam nogi i pozostawiała na waszej drodze muszle i kamienie skradzione z innych kontynentów.

Doszliście do prowizorycznej altany, pod którą rozłożono koc. Na środku leżała cała sterta pyszności, poukładana w małych, porcelanowych i drewnianych miseczkach; owoce maczane w miodzie, tłuste ryby wyłowione z widocznego przed wami morza, kraby, suszone owoce z pałacowych ogrodów, daktyle. Nieświadoma westchnęłaś cicho na widok tego całego jedzenia. Sinbad uśmiechnął się na tą reakcję i splótł wasze palce bardziej – nie musiał chwytać twojej dłoni, odkąd odmówił puszczenia jej przez cały spacer morzem – i pociągnął cię delikatnie w stronę altany.

— Chciałabyś usłyszeć moje przygody z pierwszej ręki? — zaproponował, gdy pierwszy głód został już zaspokojony. Nalał ci do kieliszka „sindrijskiego specjału, upragnionego przez koneserów wina z całego świata".

— Czy czytanie z twojej książki nie jest wiadomościami z pierwszej ręki? — zapytałaś po pierwszym łyku. Starałaś się degustować napojem jak najdłużej, martwiąc się, że nie docenisz wyjątkowości królewskiego stołu. Nawet jeśli nie rozróżniałaś dobrego alkoholu od lepszego alkoholu, miałaś zamiar udawać, że rozróżniasz.

— Niektórymi smaczkami z moich przygód dzielę się jedynie z wybranymi ludźmi — powiedział, puszczając ci oczko. Nie mogłaś powstrzymać uśmiechu, gdy Sinbad uznał twój chichot za znak, że może mówić.

Spędziliście godziny na plaży; Ja'far najprawdopodobniej nie znalazł Sinbada, który musiał użyć jakiś zaklęć lub przekupstwa, bo zostaliście tam aż do samego zachodu słońca bez nikogo, kto by wam przeszkodził.

Chociaż wasz układ o „zdobywaniu serca" towarzyszył ci ciągle w podświadomości, zaczęłaś o nim poważniej myśleć dopiero w ostatniej godzinie waszego spotkania.

...Coś nie dawało ci spokoju.

Sinbad był przystojny, uprzejmy, bogaty, towarzyski, uwodzicielski, przywódczy, przyjazny i znał się na wielu rzeczach... Ale.

Nadal coś ci w nim przeszkadzało. Jakby było w nim czegoś brak, lub czegoś jeszcze nie zobaczyłaś. Sinbad wydawał się dość... płytki. Poza swoim celem, by zostać królem i zakończyć wojny na świecie, wydawał się... płynąć. Przychodził, zawierał z tobą relację, kończył i odchodził do kolejnej osoby. I kolejnej. I kolejnej.

Każda osoba, którą dzisiaj minęłaś może być w przyszłości kolejnym celem, romantycznym czy nie, Sinbada, księcia z bajki, który podróżuje z powieści do powieści. Pewna księżniczka nie wiedziała czy nawet prosić go o pomoc, bo co, jeżeli on od niej też odejdzie?

— O czym myślisz? — Sinbad wyrawał cię z zamyślenia. Szybko obróciłaś się w jego stronę, mrugając kilka razy, jakbyś właśnie przypomniała sobie o jego obecności. — No, aż teraz jestem zazdrosny o tego, kto okupuje twoje myśli.

— ...Myślałam o tobie — przyznałaś po chwili ciszy. Nim Sinbad zdołał skomentować twoje słowa, przerwałaś słowa, których jeszcze nie wypowiedział. Wyprostowałaś się i wzięłaś głęboki oddech, starając się o spokój w głosie. — Wybacz, Sinbadzie. Nie udało ci się.

Sinbad nie odpowiedział. Jego ramiona lekko opadły z rezygnacji, ale zdecydowanie postarał się, aby nie pokazać swoich dalszych uczuć.

— ...Oczywiście. Rozumiem.

...

— Brakuje mi w tobie czegoś, co można poznać dopiero po jakimś czasie — odpowiedziałaś. Nie byłaś pewna czy mu się tłumaczysz, czy uspokajasz siebie lub jego. — Więc... — spojrzałaś na niego z nadzieją, która formowała się w postaci jeszcze niewidocznych łez w twoich oczach — ...jeżeli nadal jesteś mną zainteresowany, może teraz to ja spróbuję zdobyć twoje serce, przy kolejnym spotkaniu?

Sinbad znowu zamilkł. Patrzył na ciebie ze szczerym zaskoczeniem i wierzyłaś, że to była najbardziej prawdziwa mina jaką u niego kiedykolwiek zaobserwowałaś. Jeszcze raz wodził wzrokiem po twojej twarzy, aż w końcu jego usta wygięły się w szerokim, rozbawionym uśmiechu.

— Czy to rywalizacja~? — zapytał z nutą entuzjazmu i przekory, chociaż oboje potraktowaliście to raczej jako pytanie retoryczne. — A więc zobaczmy, kto komu zabierze serce.

◇ ──────── ◇

Mam nadzieję, że herbata smakowała.
Zapraszam ponownie!

𝕂𝕒𝕨𝕚𝕒𝕣𝕟𝕚𝕒 𝕡𝕖𝕝𝕟𝕚 𝕜𝕤𝕚𝕖𝕫𝕪𝕔𝕒 ~ anime one-shot [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz