Castle Swimmer- moja rybcia jest gejem.

12 1 0
                                    

Na początku nie miałam pewności czy o tym pisać, w końcu te wpisy czyta tylko moja znajoma, a przeczytanie tej serii "komiksów" było czymś dla mnie bardzo dziwnym, osobistym i do dziś wywołuje u mnie wahania nastroju jak przy okresie.

"Ale Ashka, konkrety. Jak wpiszesz #castleswimmer by podbić wyświetlenia, to jednak warto by było coś napisać o tej serii, by wściekły tłum cię nie dopadł, za to, że pierdolisz o Dupie Maryny zamiast naprawdę napisać coś ciekawego."

Dobra, jeśli ktoś nie wie o czym ja tu piszę, to Castle Swimmer to taka "seria komiksowa" publikowana na portalu WEBTOON, której to autorką jest Wendy Lian Martin. Spokojnie, mi też to nazwisko nic nie mówi... no może po za Georgem R.R Martinem.

ALE O CZYM JEST CASTLE SWIMMER!?

No więc, mamy taki podwodny świat, w którym to żyje mnóstwo syreno/rybno podobnych stworzeń. Każda z tych ławic ma jakąś tam przepowiednie, która to spełni się dzięki przybyciu Niebiańskiego Bekona... znaczy to się piszę Beacon, ale po polsku to brzmi jak brzmi i nie jestem tego wyprzeć z pamięci, więc nie dziękujcie, że zniszczyłam wam już na samym początku przyjemność z czytania.

ALE DO RZECZY, Boczek/Kappa pływa sobie po tym świecie, do czasu aż nie trafia na ławicę rekinów, która to jest obarczona klątwą. Na czym polega ta klątwa? Nie pytajcie mnie, serio przeczytałam to dwa razy, po polsku i po angielsku i dalej nie wiem na czym polega, ale chyba chodzi o to, że są w większym niebezpieczeństwie niż powinni, chyba. DALEJ, jedynym sposobem na złamanie tej klątwy jest dopełnienie się przepowiedni, w której to gładziutki i bez skaz książę ma zabić Beacona. I tutaj poznajemy drugiego członka tego shipu, czyli Sirena. Jak wiadomo, w tego typu opowieściach, chłopacy się w sobie zakochują, praktycznie już od pierwszego wejrzenia i planują w jaki sposób można by było złamać tą klątwę. Tak mniej więcej prezentuje się zarys fabularny tego komiksu.

"Kurdę Ashka, zmarnowałaś 200 słów, na opowiadaniu fabuły. Dawaj konkrety, narzekaj na coś, rzucaj mięsem, cokolwiek!"

Dobra, dobra, na początku przedstawie moje ogólne podejście do tej serii. No więc brzmi ono: "Nie mam kurwa pojęcia co o tym myśleć!". Znaczy serio, ta seria wywarła na mnie tak ambiwalentne uczucia, że nie potrafię się określić (i to też nie dlatego, że pochłonęłam wszystkie rozdziały pierwszego sezonu po jednym z moich depresyjnych epizodów, gdzie już nic nie miało sensu, nie wcale). Ale może przejdźmy do poszczególnych punktów.

Relacja Sirena i Kappy (i moje ogólne odczucia co do tych bohaterów)

Relacja tej dwójki... nie jest czymś co mnie oczarowało w tej serii. Praktycznie ten wątek, mimo iż jest haipowany przez cały fandom, to on pozostaje gdzieś na trzecim planie. Mamy kilka momentów, które zbliżają do siebie chłopaków, ale one bledną w świetle innych wydarzeń. Bo na przykład takie pokazania tej ławicy rekinów i jak oni żyją, albo jak sobie radzą z tą klątwą, albo poszczególne relacje Sirena z Skiffem albo Silver są bardziej barwne niż te z Kappą, w których się czerwieni tylko dlatego, że palną coś o tym jaki on jest piękny. Ogólne też pierwszy sezon skupia się bardziej na Sirenie, ponieważ jest to postać typowego księcia, który przez całe życie był chroniony i sam nie potrafi niczego zrobić. O ile ja mam już na taki zarys postaci odruch przewracania oczami ze ściągniętymi brwiami, to tutaj wyszło to w miarę dobrze. Siren wie jakim nieudacznikiem życiowym jest, ale przynajmniej próbuje na swój nieudolny sposób to zmienić. U Kappy natomiast, jest jedynie zarys tego, że on przez całe życie nie chce być tym Beaconem i chciałby też sam być szczęśliwy. Rozwija się to dopiero w drugim sezonie, postępy są nie wielkie, ale idzie w dobrą stronę. Dobra, meritum jest takie, że najbardziej polubiłam Sirena, a ich związek nie jest czymś co mnie zachęca do czytania tego.

Fa-fa-fabuła fa-fa-fabułą!

Pierwszy sezon był dla mnie mega wciągający, interesowało mnie jak zdejmą tą klątwę, co się stanie, jeśli Sirem postawi się przeciwko matce, no ciekawiło mnie to. Natomiast drugi sezon... uch... co tu się staneło. Żeby nie było, nie uważam, że to jest gówno totalne i nie powinno to ujrzeć światła dziennego, po prostu dla mnie niektóre wątki, zastosowania, momenty są nie interesujące. Wątek Sirena i jego odejście z ławicy by szukać ojca, jest dla mnie satysfakcjonujący, jak jeszcze doszedł Pagoon i jego matka to skakałam po ścianach, gorzej było z Kappą. Po pierwsze trudniej mi było się do niego przekonać po pierwszym sezonie, po drugie, cały wątek mini boga jest dla mnie nie ciekawy, po trzecie, udowadnia to jak płaski jest romans w tej serii. Bo jest, w każdym z tych wątków, tylko raz wspomniane o ich WIELKIEJ NAMIĘTNEJ MIŁ... ech nawet nie chce mi się z tego żartować. Bardziej bym była uradowana, gdyby było tego trochę więcej, albo żeby były pokazane... nie wiem jakieś różne podejścia do związku na odległość, że Siren nieustanie myśli o Kappie i pragnie go odnaleźć, a Kappa czuje, że jest zagrożeniem dla Sirena, więc próbuje o nim zapomnieć, by był bezpieczny i z tego powodu szuka pocieszenia w ramionach... nie wiem kogo, ja to piszę na freestylu, Mono może się nada.

W każdym razie, gorzej czyta mi się ten drugi sezon, ale nie uważam, żeby było to coś złego na tyle bym to porzuciła.

"Kreska"

Słodycz, miód, malina, tyle w temacie.

A tak na serio, to wygląda to świetnie, biorąc pod uwagę, że rozdziały pojawiają się co tydzień. Kolory są idealnie dopasowane i w niektórych momentach świetnie oddają ten oceaniczny klimat. Szczególnie widoczne jest to w drugim sezonie, gdzie bohaterowie się przemieszczają i widzimy wiele różnych lokacji. Dodatkowo bardzo podobają mi się momenty, w których jest jakiś rozbryzg krwi albo pokazywanie tej magii czarownic/ośmiornic, bo widać, że tutaj logika została zachowana i taka krew rozpływa się w tym oceanie tak jak zwykle ma to miejsce (a nie jak w Star Warsach, gdzie najnowsze modele krążowników bojowych miały wykrzywione płaty i od razu były uważane za leprze i szybsze. PRZECIEŻ TO W PRÓŻNI NIE MA ZNACZENIA!!!). Dodatkowo niektóre przejścia z jednego kadru do drugiego są fenomenalne. Są długie, pomysłowe i niepowtarzalne, co jest także minusem, bo nie dałoby rady umieścić tego w jakiejś papierowej wersji, gdyż nie zmieściły by się na jedną stronę, albo strasznie by odstawały.

Postacie poboczne

Uwielbiam, najbardziej z buraczkami! (Kiedy chcesz być śmieszna, ale lubisz czarny humor.)

Dobra, jak każdy mam swoich ulubieńców (chuj z tego, że to nie są te same postacie, które uwielbia fandom). O dziwo, najbardziej z całej serii polubiłam same matki, a w szczególności Pim. I gdybyście mnie teraz spytali, co ja widzę w tych postaciach, to bym powiedziała, że szanuje ich bezgraniczną miłość do dzieci. Poważnie, ja sama wiem, że nie jestem w stanie mieć tak silny instynkt macierzyński, więc tym bardziej mi imponuje jak wiele Susca i Pim zrobiły, by chronić swoje dzieci. Z innych postaci to oczywiście nasze wiedźmy, które przygarnęły Boczka... znaczy Beacona. Jakoś już z samego wyglądu ich polubiłam i ogólnie ich historia strasznie mnie interesuje. Jak ich rasa wyginęła, skąd mają tą dziwną moc, co się stało z ręką Nethimir, mega chce się dowiedzieć tych rzeczy, ale oczywiście wątek mini boga tak strasznie mnie zniechęca, że idzie mi to czytanie jak krew z nosa. Pozostałe postacie są dla mnie takie se. I żeby była jasność: Tak, tyczy się to także Skiffa, który z jakiegoś powodu jest uważany za ulubieńca fandomu.

Podsumowując, tak wygląda moje podejście do "Castle Swimmer". Mam świadomość, że mogłam na coś istotnego nie zwrócić uwagi, ale HEJ. Jest 21:30, przejechałam 14 kilometrów na rowerze, bo miałam rozmowę o pracę, a potem cały dzień się byczyłam, kończąc mangi, które zamówiłam dzień wcześniej i szukałam szczegółowego przepisu na krem pasticcer, by zrobić "Tarta Grzechu Warta" na urodziny prababci, więc nie oczekujcie ode mnie zbyt wiele. Do następnego, spodziewajcie się następnym razem czegoś o musicalach, ZNOWU.

Dopóki jestem w swojej piwnicy... jest dobrze.Where stories live. Discover now