Rozdział 31

2.8K 250 17
                                    

Proponuje włączyć muzykę podaną w linku po prawej stronie :)

Leżałam na plecach, patrząc tępo w sufit. Siarczyste krople deszczu odbijały się raz po raz od parapetu nie pozwalając mi spokojnie zasnąć. Zdołałam nawet usłyszeć kilka grzmotów gdzieś w oddali miasta. Tak bardzo bałam się burzy. Miałam ochotę wtulić się w śpiącego obok mnie Luke'a, ale coś mnie powstrzymywało. Gdybym to zrobiła to by znaczyło, że nasza dzisiejsza kłótnia nie miała znaczenia a wcale tak nie było. Ona miała znaczenie i to ogromne bo to właśnie ta sprzeczka doprowadziła, że po raz pierwszy zaczęłam poważnie zastanawiać się nad wróceniem do domu.
Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Brakowało mi chęci nawet do wstania z łóżka. Przestałam się uśmiechać, gdy zdałam sobie sprawę, że wciąż jest tak samo. Luke nadal karmi mnie obietnicami a ja wciąż staram się w nie wierzyć. Ale jak długo można tak wytrzymać? Ile jeszcze będę musiała oglądać Go naćpanego? Mam czekać aż w końcu nie wytrzyma i mnie uderzy? Nie mogę tak żyć, nie potrafię. Boje się go. Obawiam się tego w jakim stanie kolejny raz wróci do domu albo czy tym razem pójdzie spać spokojnie czy może znowu wybuchnie pomiędzy nami awantura?

    Przekręciłam się na drugą stronę i właściwie już przymykałam powieki, gdy poczułam mokrą ciecz spływającą wzdłuż mojego dresu. Przez moment pomyślałam, że po prostu nie przetrzymałam moczu co dość często zdarza się kobietom w ciąży, ale gdy włożyłam tam rękę i ujrzałam na palcach krew przeraziłam się nie na żarty. W ciągu kilku sekund mój szary dres zabarwił się na czerwono. Z paniką w głosie zaczęłam budzić Luke'a.
    - Co jest? - spytał półprzytomny, otwierając powoli oczy.
    - Luke ja krwawię. Nie wiem co się dzieje, musimy jechać do szpitala! - jęknęłam przerażona, patrząc jak krew ani na moment nie przestaje płynąć wzdłuż mojego ciała.
Chłopak chyba otrzeźwiał bo w jednej sekundzie podniósł się do góry i spojrzał na mnie całkowicie przestraszony.
    - Jezu Olivia proszę Cię przebierz się szybko a ja obudzę Beau. Ktoś musi nas zawieźć - oznajmił, idąc szybkim krokiem w stronę drzwi.
W oczach zebrały mi się łzy, gdy ściągałam z siebie brudny dres i nakładałam świeższy. Nie rozumiałam tego co się dzieje. Nie zrobiłam przecież nic złego. Odżywałam się zdrowo, nie paliłam, nie piłam wszystko było w porządku aż do dziś.
Na czarnym materiale spodni krew nie była już widoczna, ale ja wciąż czułam jak płynie stróżkami po moich nogach. Z ciężko bijącym sercem zeszłam na dół, gdzie czekał już na mnie Luke wraz ze swoim bratem. Brunet chwycił mnie za rękę i pomógł dojść do samochodu. To śmieszne, że nagle starał się w jakiś sposób mi pomóc. Jeszcze dzisiejszego wieczora zwyzywał mnie od najgorszych a teraz szepcze czułe słówka nad uchem.

    Całą drogę do szpitala spędziłam z opartą o ramię Luke'a głową i po cichu płakałam z przerażenia. Nie potrafię nawet zliczyć ile raz Beau w ciągu tej krótkiej podróży przekroczył dozwoloną prędkość, ale byłam mu wdzięczna, że w ogóle nas zawiózł i to w środku nocy. Mój chłopak cały czas trzymał mnie za ręke, gdy zmierzaliśmy w stronę pogotowia. Byłam roztrzęsiona i kompletnie zagubiona. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Pielęgniarka zawiozła mnie na salę a zsiwiały lekarz zrobił mi USG. Nikt nic nie mówił, w pomieszczeniu panowała przerażająca cisza i jedyne co słyszałam to przyśpieszone bicie mojego serca.
    - Proszę przygotować zabiegowy - mruknął w stronę kobiety a zaraz potem przeniósł wzrok na mnie. - Była pani wcześniej u lekarza?
    - Ta-ak - jęknęłam przerażona.
    - I nikt pani nie powiedział, że ciąża była zagrożona? - zdziwił się.
Rozdziawiłam usta, ale zaraz z powrotem je zamknęłam. Jak to była? Zakręciło mi się w głowie a na karku poczułam stróżki zimnego potu. Potem obraz całkowicie mi się rozmazał.

                                                                      Luke POV'

    Przekręciłem się na krześle, chowając twarz w dłoniach. Czułem dłoń Beau na swoim ramieniu, ale w szybkim tempie ją strzepnąłem. Nie wiedziałem co się dzieje i gdzie zabierają Olivię. Całe moje ciało trzęsło się z przerażenia a niewiedza dobijała mnie coraz bardziej. Miałem ochotę wtulić się z całej siły w jej kruche i drobne ciało, zapominając o wszystkich kłótniach i sprzeczkach ostatnich dni. Kochałem ją na zabój, ale nie potrafiłem rzucić tego gówna. Stres, świadomość, że będę ojcem sprawiały, że potrzebowałem jakiejś odskoczni i pech chciał, że nią były właśnie narkotyki. Czułem, że powoli ją tracę, ale nie potrafiłem się zatrzymać. Wciąż - nie do końca świadomie - ją raniłem, byłem zimnym draniem bojącym się jej ponownego odtrącenia. Tak bardzo starałem się zatrzymać ją przy sobie, że coraz częściej sam dawałem jej powody do ucieczki.

"Miłość to wspólne łzy nad porażkami"

    - Jest silna, wyjdzie z tego - gwałtownie podniosłem głowę, gdy spokojny głos Beau dobiegł do moich uszu. Tak to prawda, ona była bardzo silna, ale co z tego skoro ja powoli słabłem. Te całe "dorosłe życie" zwyczajnie mnie przerosło. Zrozumiałem, że wciąż byłem tylko dzieciakiem nie potrafiącym stawić czoła odpowiedzialności. - Chcesz zadzwonić do Jai'a? - starszy brat ponownie zabrał głos. Spojrzałem na niego mokrymi od łez oczami i niepewnie kiwnąłem głową.
Zdążyłem już dawno zapomnieć, że rozmowy z Jaiem podnosiły mnie na duchu. Rozumiał mnie jak nikt inny, tylko on tak naprawdę wiedział co w danej chwili czuję.
Przeprosiłem na moment Beau i z telefonem w ręku wyszedłem przed szpital. Było wręcz pewne, że Jai już śpi, ale jak nigdy przedtem miałem ochotę po prostu się mu wypłakać i wyżalić.
Przystawiłem sprzęt do ucha i westchnąłem głośno. Odebrał po kilku sygnałach, więc odetchnąłem z lekką ulgą.
    - Cześć Luke - mruknął sucho. Tak, ostatnimi czasy nasze relacje nie były zbyt dobre, ale cholera, w końcu jest moim bratem. - Jesteś pijany, że dzwonisz? - zaszydził.
    - Olivia jest w szpitalu - uciąłem szybko.
    - Co się stało? Luke, wszystko w porządku z dzieckiem? - jego nastawienie diametralnie się zmieniło. Gdy tylko usłyszał jej imię od razu jakby zmiękł. Czuł coś do niej, byłem tego pewien. Próbował zatuszować uczucia pod maską obojętności, ale znałem go zbyt dobrze i już na samym początku zrozumiałem, że ona w jakiś sposób jest dla niego ważna.
    - Ja nic nie wiem Jai, lekarze nic nie mówią. Zabrali ją na sale i zero odzewu. Cholernie się boję o nią i o dziecko. Nie chcę ich stracić - jęknąłem załamany, czując jak kolejne łzy spływają po moich policzkach.
    - Luke uspokój się. Wszystko będzie dobrze, słyszysz? Ona jest bardzo silna, poradzi sobie - zapewnił, ale ja już chyba przestałem w to wierzyć. Nigdy sobie nie wybaczę jeżeli Olivia poroni z mojego powodu.
    - Naprawdę w to wierzysz? Jeśli nasze dziecko umrze to będzie nasz koniec. Ona już do mnie nie wróci - pociągnąłem głośno nosem, chwiejąc się lekko. Dotarło do mnie, że nasza wspólna droga powoli się kończy. Oddalamy się od siebie, zapominamy o silnym uczuciu jakie jeszcze niedawno było pomiędzy nami. Bez niej sobie nie poradzę i ponownie się zatracę. Ona jest jedyną osobą, która potrafi zrobić ze mnie człowieka. Jeśli ode mnie odejdzie stracę wszystko co tak bardzo kochałem i to tylko i wyłącznie z własnej winy.
    - Czasem musimy ponieść konsekwencje naszych czynów Luke - powiedział twardo. - Ile jeszcze zrobisz jej siniaków na ciele aż wreszcie zrozumiesz, że ona nie jest Twoją zabawką? Jest kobietą, która potrzebuje prawdziwego mężczyzny u boku. Każda jej łza powinna być Twoją porażką, wiesz? I jeżeli Ty sam nie docenisz jej wartości zrobi to ktoś inny - po tych słowach usłyszałem długi sygnał oznaczający koniec rozmowy. Z całej siły ścisnąłem w swoich dłoniach telefon. Emocje wzięły nade mną górę i znów rozpłakałem się jak małe dziecko.
    W totalnej rozsypce wróciłem na szpitalny korytarz, z całej siły wtulając się w rozchylone ramiona mojego brata. Szlochałem niemożliwe, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę jestem bardzo słaby. Próbuję zgrywać twardego, ale wystarczy jedno jej słowo, jeden gest abym rozpadł się na małe kawałeczki.

"Czasem mi też strach się chowa pod powieką
wiem, że bez Ciebie jestem życiowym kaleką.
Może mam własny świat, w którym panuje chaos
i kilka wad, przez które coś się zjebało"

Jeżeli piszecie coś na temat opowiadania na twitterze to dawajcie hasztag #IFYPL. Z góry dziękuje! 

Kocham Was xoxo

I FOUND YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz