Rozdział 15

2.7K 210 26
                                    

Z paniką w oczach odgarnęłam do tyłu swoje włosy i nachyliłam się nad ubikacją, wymiotując. Po raz trzeci tego dnia. Nie byłam idiotką, doskonale wiedziałam z czym związane jest moje samopoczucie i jakie mogą być konsekwencje naszej schadzki za szopą, wtedy w Irlandii.
Praktycznie ostatnie kilka dni spędziłam na leżeniu w łóżku a  bóle podbrzusza i zawroty głowy były tego nieodłącznym elementem. Wcześniej tłumaczyłam to kacem, później wmawiałam sobie, że pewnie zatrułam się jakimś nieświeżym jedzeniem, ale teraz? Łykałam już chyba wszystkie możliwe tabletki przeciwbólowe, ale to nie ustępowało.
Podniosłam się z kolan i stanęłam przed lustrem, opierając ręce o umywalkę. Twarz miałam bladą a oczy wyrażały jedynie przerażenie i choć próbowałam odgonić od siebie te przypuszczenia, prawda okazywała się nieunikniona.
Drżącymi dłońmi chwyciłam pudełko, które schowałam pod stertą ręczników, na samym dole szuflady. Wczoraj - pod pretekstem wyjścia do apteki po kolejne ziołowe suplementy - kupiłam ten test całkowicie przypadkiem. Stałam przy kasie i akurat płaciłam za krople żołądkowe, gdy zdjęcie malutkiego bobasa na opakowaniu rzuciło mi się w oczy. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że te wymioty wcale nie muszą być spowodowane chorobą.
    Wykonałam wszystkie polecenia zamieszczone w instrukcji i odłożyłam podłużny patyczek na półkę. Zacisnęłam powieki i z nerwów zaczęłam obgryzać swoje paznokcie.
Minuty dłużyły mi się niemiłosiernie a wynik tego testu miał być moją pieprzoną wyrocznią, wszystkim albo niczym.
    Po upływie wyznaczonego czasu ponownie wzięłam do rąk test, otwierając powoli powieki. Ciało zatrzęsło się lekko a ja musiałam porządnie wytężyć wzrok aby dojrzeć tam dwie kreski. Ogarnęła mnie histeria. Siedziałam jak sparaliżowana, nie dowierzając w to co widzę. To nie mogła być prawda! Z wściekłością rzuciłam testem o ścianę, zanosząc się głośnym szlochem. To był mój definitywny koniec. Wszystkie plany jakie dotychczas snułam runęły jak domek z kart. Jeden błąd, chwila nieuwagi i zostajesz ukarana do końca życia. Ja właśnie otrzymałam swoją karę.
Na samo wyobrażenie siebie, z brzuchem a w późniejszym czasie z wózkiem, upaprana w pieluchach i domowych pieleszach ponownie ogarnęła mnie panika. Osunęłam się na ziemię, pociągając głośno nosem. Co powiedzą rodzice, gdy dowiedzą się, że ich dziewiętnastoletnia córka jest w ciąży? Dali mi kredyt zaufania, pozwolili wyjechać niemal na drugi koniec świat i zacząć żyć na własną ręke. Bezapelacyjnie ich zwiodłam. Z resztą nie tylko ich, samą siebie też zawiodłam.
W tej chwili wręcz błagałam aby to wszystko okazało się jedynie snem. Pieprzonym koszmarem z którego zaraz się obudzę, jednak nic takiego nie miało miejsca. Wciąż siedziałam w rogu łazienki i patrzyłam z nienawiścią w stronę testu, leżącego po drugiej stronie pomieszczenia.
    - Luke mnie zabije - mamrotałam pod nosem, kołysząc się w tył i w przód. Przecież to było bardziej niż pewne, że nie będzie skakał z radości na wieść o tym, że zostanie tatą. Już nic nie będzie dla nas takie samo, nic.

    Nagle usłyszałam pukanie do drzwi a sekundę później głos Jai'a pytający czy długo jeszcze. Gwałtownie podniosłam się do pionu i otarłam z policzków łzy po czym przemyłam twarz zimną wodą. Nie mogę dać po sobie poznać, że płakałam.
Z wymuszonym uśmiechem na ustach wyszłam z toalety a młodszy bliźniak od razu tam wszedł. Ślamazarnym krokiem poszłam w stronę pokoju Luke'a, którego póki co nie było w domu i dopiero będąc w środku zrozumiałam, że popełniłam najgłupszy z możliwych błędów. Zostawiłam ten test na podłodze, w rzucającym się w oczy miejscu!
Ponownie wróciłam się pod drzwi łazienki i z paniką zapukałam kilkakrotnie w drewnianą powłokę.
    - Jai muszę wejść, to zajmie tylko minutkę - krzyknęłam błagalnie, ale odpowiedzi nie uzyskałam. Zacisnęłam palce, prosząc w myślach aby brunet po prostu tego nie znalazł. Ciąża póki co miała zostać moją tajemnicą. - Jai, otwórz te drzwi, no proszę! - ponowiłam swoje prośby. Drzwi raptownie się otworzyły, ale młodszy bliźniak nie wyszedł. Niepewnie więc stanęłam w przejściu a moje serce dosłownie stanęło na widok chłopaka trzymającego plastikowy patyczek w ręce.
    - Może i jestem facetem, ale doskonale wiem co to jest - pomachał mi testem przed oczami i kopniakiem zatrzasnął drzwi.
Spuściłam wzrok na podłogę i z nerwów zagryzłam wnętrze policzka. Jak ogromnego pecha życiowego muszę mieć, że tyle nieprzyjemnych sytuacji spotyka mnie jednego dnia. Ba, a to dopiero początek.
    - Jai ja ...
    - Luke wie? - spytał, przerywając mi wpół zdania. Pokręciłam przecząco głową, zawieszając spojrzenie na umywalce. Zbyt ogromny wstyd mnie ogarnął aby spojrzeć na chłopaka.
    - Dowiedziałam się przed chwilą. To znaczy testy nie dają stuprocentowej pewności, ale cóż ... moje samopoczucie ją daje - wydukałam półszeptem. Nerwowo potarłam kciukiem zewnętrzną część dłoni i biorąc głęboki oddech, odważyłam się podnieść głowę. - Póki co nie możesz mu powiedzieć, proszę! - wyjęczałam błagalnie. - Najpierw muszę to wszystko poukładać w swojej głowie, zastanowić się jak mam to powiedzieć Luke'owi, dobrze?
    - Olivia, nie chcę być złośliwy, ale cholera, nie zabezpieczaliście się?
    - To się stało wtedy w Irlandii, nie pomyśleliśmy o skutkach no ... to znaczy ja nie pomyślałam - mruknęłam, kląc na siebie w myślach za tak kardynalny błąd. Znów ogarnęła mnie panika i nawet się nie zorientowałam, gdy kilka łez spłynęło bezwiednie wzdłuż policzków.
Jai spojrzał na mnie spod uniesionych brwi i nie czekając na moją reakcję, zgarnął mnie ramieniem do swojego torsu. Zdziwiłam się lekko, ale byłam zbyt przejęta aby teraz się nad tym zastanawiać, więc odwzajemniłam uścisk i pozwoliłam wypływać kolejnym łzom.
    - Liv spokojnie - wyszeptał cicho, głaszcząc moje plecy. - Kochacie się a to jest najważniejsze. Jestem pewien, że oboje dacie radę, pomożemy Wam - zapewnił, starając się mnie uspokoić. Tylko, że jemu łatwo było mówić. To ja miałam przez dziewięć najbliższych miesięcy chodzić z ogromnym jak piłka brzuchem a potem babrać się w pieluchach.

                                                                                       *

Podczas, gdy Luke brał prysznic ja siedziałam na łóżku i z laptopem na kolanach przeglądałam przeróżne strony. Miałam nawet okazję popisać przez chwilą z moją wypoczywającą we Włoszech przyjaciółką, która gdy tylko dowiedziała się, że wyjechałam do Melbourne zjechała mnie od góry do dołu. Ale nie przejęłam się tym zbytnio. Andrea miała tendencje do panikowania i wyolbrzymiania wszystkiego.
    Nie wiem co mnie natchnęło, że wpisałam w wyszukiwarce tabletki poronne. Chyba zrobiłam to z nudów, ale to co przeczytałam już na pierwszej stronie dało mi do myślenia. Na forum mnóstwo dziewczyn pisało o tym, że w tak łatwy sposób pozbyło się "problemu". Z początku wydawało mi się to totalną abstrakcją, ale z każdym kolejno przeczytanym zdaniem moje uprzedzenia co do tego powoli mijały.
Gdybym tylko łyknęła kilka ... nikt by się nie dowiedział a Jaiowi skłamałbym, że test był fałszywym alarmem.
Przysięgam, że nie myślałam trzeźwo, gdy klikałam kup. W jednej sekundzie wszystkie obawy przeminęły a ja na nowo pomyślałam, że te dotychczasowe plany na przyszłość wcale nie muszą pójść w odstawkę.
Ten desperacki krok tłumaczyłam sobie jedynie tym, że ta fasolka rozwijająca się w moim brzuchu nie jest jeszcze człowiekiem. Lepiej zrobić to teraz niż w późniejszym terminie, kiedy dziecko zaczęłoby się rozwijać.
Wpisałam w formularzu adres. Przeczytałam poniżej, że przesyłka dojdzie w dwadzieścia cztery godziny co mogło jedynie oznaczać, że jutrzejszy dzień muszę spędzić w domu i sprawdzać każdego kto zapuka do drzwi. Nikt z domowników przecież nie może odebrać tego za mnie.

Gwałtownie zatrzasnęłam laptopa na widok uchylających się drzwi. Luke ubrany w koszykarskie spodenki i podkoszulek uśmiechnął się do mnie lekko po czym przysiadł tuż obok.
    - Co robisz? - spytał z zaciekawieniem.
    - Pisałam z Andreą, moją przyjaciółką z Anglii - wzruszyłam ramionami.

Nic takiego kochanie, chcę tylko zabić nasze dziecko.

Automatycznie się spięłam, gdy ta myśl przemknęła przez moją głowę. Przecież to wcale tak nie było. To co planowałam zrobić miało nam tylko pomóc uwolnić się od odpowiedzialności. Chciałam ułatwić nam drogę do dorosłości i wydłużyć beztroski czas. Dziecko by to wszystko zniszczyło a na to nie mogłam pozwolić.
 
    - W przyszłym tygodniu mam walkę Liv, chcesz przyjść? - zagaił niepewnie. Doskonale wiedział, że nie toleruje tego typu wydarzeń i nie jestem zadowolona z faktu, że i on będzie w nich uczestniczył. - Ta walka planowana była od miesięcy. Obiecuję, że po niej nie wrócę już do treningów, okej?
    - W porządku Luke. Przyjdę, ale tak jak powiedziałeś, potem koniec z tym gównem - zagroziłam a chłopak ochoczo przytaknął głową.
    - Kocham Cię kruszyno - wyznał, przewracając całe moje ciało na łóżko. Zachichotałam cicho i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Luke zniżył się lekko i oparł podbródek nad okolicami mojego pępka. Moje serce na ten widok mocno się ścisnęło. Wyobraziłam sobie mój zaokrąglony brzuch i jego ciepłe usta składające na nim pocałunki. Pomyślałam o jego zapewnieniach jak bardzo kocha mnie i to dziecko a potem przed oczami stanął mi obraz Luke'a trzymającego na rękach tą malutką istotkę. - Wszystko w porządku? - dopiero po upływie kilku sekund usłyszałam jego pytanie.
Potrząsnęłam głową i kiwnęłam na znak, że tak.
Nie rozmyślę się. Nie ma mowy.
Oboje nawarzyliśmy tego piwa tylko zamiast go wypić, ja je po prostu wyleje.
Droga na skróty czasem może być przydatna. Za bardzo kocham tego człowieka aby obarczać go aż taką odpowiedzialnością.

Rozdział nieco chaotyczny. Wiem, że wiele z Was było przeciw ciąży Olivii, ale taki był plan od początku. Pisząc już pierwszy rozdział tej części wiedziałam co wydarzy się później i jak zakończy się to opowiadanie. Wszystko jest już ułożone w mojej głowie. Musie mi zaufać a na pewno nie zawiodę Was w dalszych rozdziałach :)

#IFYPL

Czekam na opinie xxxx

ask.fm/aauthoress

I FOUND YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz