Rozdział 22

3K 234 26
                                    

    Oddychałam ciężko, jakby ktoś uwiązał mi wokół szyi gruby sznur. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie a stróżki poty płynęły wzdłuż karku. Cały czas nerwowo spoglądałam w stronę drzwi, bojąc się, że Luke zaraz stanie w ich progu. Nie wiem dlaczego tak się tego obawiałam, ale wydaje mi się, że nie zareagowałby zbyt miło, gdyby nakrył mnie na grzebaniu w jego rzeczach. Czułam, że to właśnie w tej torbie "od treningów" znajdę odpowiedź na wiele nurtujących mnie pytań.
Nie chciałam tego robić bo naprawdę mu ufałam, ale jego dzisiejsze zachowanie skłoniło mnie ku temu. To było jakąś godzinę temu, gdy stałam w kuchni. Byliśmy sami w domu i jakoś tak niefortunnie się stało, że stłukłam kubek z gorącą herbatą. Pisnęłam mimowolnie i od razu schyliłam się po porozrzucane kawałki szkła, ale Luke okazał się szybszy. Ukucnął przy mnie i sam zaczął zbierać odłamki. Zaciekawiły mnie jego drżące dłonie a gdy spojrzałam w oczy dosłownie zamarłam - miał nienaturalnie rozszerzone źrenice, nie było wręcz widać tęczówek. To dało mi sporo do myślenia.
    W pierwszej kieszonce nie znalazłam nic prócz chusteczek higienicznych i opakowania gum natomiast w drugiej było już więcej rzeczy, które mnie zaciekawiły. Chwyciłam do rąk szklaną lufkę, gdzieniegdzie nawet brązową. Odwróciłam ją w palcach i przystawiłam do nosa. Skrzywiłam się, gdy poczułam ten słodkawy zapach marihuany. Jednak nie to sprawiło, że moje serce na moment się zatrzymało bo zaraz potem natrafiłam na plastikowe opakowanie, wypełnione niemal po brzegi białym proszkiem.
Nie byłam idiotką, doskonale wiedziałam co to jest. Zacisnęłam w dłoni saszetkę i przystawiłam ręke do czoła. Na moment nawet zakręciło mi się w głowie na samą myśl, że Luke może zażywać narkotyki.
    Spięłam się lekko usłyszawszy ciche kroki na schodach. W popłochu schowałam wszystkie znalezione rzeczy na miejsce i usiadłam na łóżku, jak gdyby nigdy nic.
Brunet wszedł do pokoju i od razu na mnie spojrzał. Uśmiechnął się, ale jego wzrok zdawał się być nieobecny.
    - Będziesz zła jak wyjdę na chwilę? - spytał, kucając przy torbie.
Przełknęłam głośno ślinę i pokręciłam przecząco głową. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa i choć w środku pragnęłam przystawić Luke'a do ściany i zażądać wytłumaczenia to ciało odmówiła jakiegokolwiek posłuszeństwa. Dosłownie zastygłam w bezruchu.
    - Coś się stało? - zagaił, podchodząc bliżej mnie.
    - Nie-e, wszystko w porządku - mruknęłam spiętym głosem.
    - Na pewno? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha - zaśmiał się lekko.
Nie odpowiedziałam nic. Chłopak pocałował mnie w policzek i z powrotem cofnął się w stronę torby. Zawiesił ją na swoim ramieniu i uśmiechnął się do mnie po raz ostatni po czym wyszedł z pomieszczenia. Nie zdążyłam go nawet zapytać z kim idzie i po co bierze ze sobą cały ten ekwipunek. A może nie miałam odwagi o to spytać?
Nerwowo przeczesłam ręką swoje włosy i zagryzłam wargę. Bałam się takiego życia. Nie byłam przecież jedną z tych dziewczyn dla których adrenalina, ciągłe imprezy i te wszystkie gówniane narkotyki są na porządku dziennym. Nie mogłam tak żyć, nie chciałam. Dlaczego Luke w ogóle dopuścił się tego wszystkiego? Dlaczego pozwolił stoczyć się na samo dno?
    Gwałtownie wstałam z łóżka i podeszłam w stronę drzwi. Potrzebowałam odpowiedzi, najlepiej na wszystko i doskonale wiedziałam gdzie powinnam jej szukać. Nie mogłam odpuścić a już na pewno nie teraz, gdy jestem w ciąży.
Szczelniej opatuliłam swoje ramiona sweterkiem, przypominając sobie o panującym dzisiejszego dnia chłodzie i cichutko jak mysz kościelna wślizgnęłam się do pokoju Jai'a. Wiedziałam, że zastam go na balkonie, więc tam też się udałam. Weszłam do środka a chłopak automatycznie na mnie spojrzał. Zauważyłam jak kąciki jest ust unoszą się do góry a trzymany pomiędzy palcami papieros lekko drży.
    - Zawsze przychodzisz tutaj, gdy akurat palę - mruknął, z powrotem opierając swoje łokcie o metalową barierkę. - Luke gdzieś wyszedł? - spytał. Wydaje mi się, że dla niego samego odpowiedź była nazbyt oczywista.
    - Jai - wyszeptałam, dotykając opuszkami palców jego nagiego ramienia. - Wiem, że nie powinnam tego robić, ale ja ... znalazłam dziś u niego narkotyki - jeszcze bardziej ściszyłam ton swojego głosu. Poczułam jak pod wpływem mojego dotyku ciało bruneta spina się. A może tylko tak mi się wydaje? Nieważne.
    - Co znalazłaś?
    - Nie znam się na tym, ale wydaje mi się że kokaina ... albo amfetamina - wyznałam.
Patrzyłam jak chłopak mocno zaciąga się papierosem i po raz pierwszy w życiu ja sama nabrałam ochoty na to aby zapalić. Wiem, że nie mogłabym tego zrobić, ale po prostu w tym momencie bardzo tego chciałam.
    - Dużo tego było? - spytał zobojętniałym tonem jakby fakt, że jego brat zażywa jakieś świństwa był oczywistą rzeczą.
    - Nie wiem, jedna paczka - odpowiedziałam, wzdychając głęboko. Mimowolnie oparłam głowę o ramię chłopaka i zacisnęłam jedną z moich dłoni wokół metalowej barierki. Chłodne powietrze owiało moją twarz, pozwalając nieco odetchnąć. Poważnie, upały ostatnich dni nieźle dały mi się we znaki i szczerze miałam już ich po dziurki w nosie.
    - Myślę, że on potrzebuje pomocy Liv - stwierdził, ponownie zaciągając się nikotyną.
    - Pomogę mu, przysięgam zrobię wszystko, ale powiedz mi jak. Jai proszę, pomóż mi - mój głos nagle jakby się załamał. Mówiłam cicho i z trudem łapałam powietrze. Czułam, że zaraz po prostu nie wytrzymam i ponownie tego dnia się rozpłaczę. - Jesteś jego bratem, znasz go lepiej niż ja - znów na moment się zatrzymałam, próbując opanować napływające do oczu łzy. - Jai ja go potrzebuję, rozumiesz? On nie może brać żadnych pieprzonych narkotyków. My będziemy mieli dziecko, to tak nie może wyglądać!

    Jai odchylił głowę do tyłu i wyrzucił niedopałek przed siebie. Podniosłam głowę z jego ramienia a w tym samym czasie on na mnie spojrzał. Jego wzrok wydawał mi się być taki intensywny, jakby czytał ze mnie jak z otwartej książki. Potrzebowałam go bo wiedziałam, że on będzie w stanie postawić Luke'a na nogi. Tylko on.
    - Przepraszam Olivia, ale ja nie potrafię mu pomóc - wyznał po chwili milczenia.
    - Co? Dlaczego? Przecież to Twój brat.
    - Liv po prostu ... cholera, chodź tu do mnie - wychrypiał rozchylając swoje ramiona. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale pod wpływem chwili poddałam się jego prośbie i delikatnie wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
Jedna z jego dłoni wtopiła się w moje włosy natomiast druga pocierała delikatnie dolną część moich pleców. Czułam się bezpieczna, naprawdę po raz pierwszy od kilku dni poczułam się cholernie pewnie.
Jai był w stosunku do mnie bardzo delikatny. Jakby bał się, że każdy gwałtowny ruch może mnie uszkodzić. Sunął palcami wzdłuż moich pleców, pozostawiając na nich gęsią skórę. Trzęsłam się, ale nie wiedziałam czy aby na pewno z powodu chłodu panującego na zewnątrz.
Zauważyłam, że ostatnimi czasy to właśnie z młodszym bliźniakiem spędzałam o wiele więcej czasu niż z moim własnym chłopakiem. To właśnie z nim bardzo dużo rozmawiałam, jemu zwierzałam się ze swoich obaw i problemów i to on starał się mnie pocieszać i wspierać.
Luke'a nie było wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Wychodził na długie godziny i nawet nie mówił gdzie. Po prostu znikał a potem wracał i jak gdyby nigdy nic przytulał się do mnie, nie mając pojęcia, że samotność jaka zaczynała mi doskwierać powoli zdawała się być nie do zniesienia.
Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział mi, że kiedyś będę stała mocno wtulona w Jai'a - wyśmiałabym go bo przecież nie tak dawno jeszcze twierdziłam, że nienawidzę go całą sobą. Ale okoliczności się zmieniły. Nie wiem dlaczego on to robił, ale byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Był wtedy kiedy najbardziej potrzebowałam czyjegoś towarzystwa i nie oczekiwał nic w zamian.
    - Jai ja nie chcę żeby jakieś narkotyki go zniszczyły - wyszeptałam, mocniej zaciskając swoje palce na jego łopatkach.
    - Tylko Ty możesz mu pomóc księżniczko.


Trwając w związku z niewłaściwą osobą, człowiek czuje się jeszcze bardziej samotny, niż gdyby był sam.

Jak wrażenia po rozdziale? xx

#IFYPL

ask.fm/aauthoress

I FOUND YOUWhere stories live. Discover now