Rozdział 9

3.9K 239 8
                                    

Pomimo nieprzespanej nocy wcale nie odczuwałam zmęczenia. Ścisk żołądka i sztuczny uśmiech na twarzy był raczej spowodowany stresującą sytuacją w jakie mnie postawiono. Gdy Luke oznajmił mi, że porozmawia z mamą nie miałam pojęcia, że zrobi to zaraz po śniadaniu. W prawdzie nie mam pojęcia jak przebiegła ich rozmowa, ale sądząc po minie jego mamy, nie przyjęła tego faktu z entuzjazmem.
    Staliśmy w przedpokoju z walizkami w ręce. Naprawdę nie czułam się komfortowo w towarzystwie jego babci , gdy raptem jeszcze niedawno byłam dziewczyną jej drugiego wnuka. Ta świadomość sprawiała, że było mi niesamowicie głupio i niezręcznie. Podczas ich pożegnania zrozumiałam, że przed wyjazdem powinnam zrobić jeszcze jedną rzecz.
Powoli puściłam rączkę walizki i odłożyłam ją w kąt. Bez słowa podążyłam wzdłuż schodów aż do ostatniego pokoju na pierwszym piętrze. Dyskretnie zapukałam i usłyszawszy pozytywną odpowiedź, weszłam do środka. Jestem wręcz pewna, że Cameron spodziewał się wszystkich prócz mnie.
    - Jeszcze nie pojechaliście? - prychnął od niechcenia, spoglądając na mnie znad ekranu laptopa. Jego obojętność sprawiała, że było mi przykro, ale wiedziałam że zdecydowanie na to zasłużyłam.
    - Jeżeli mamy się więcej nie zobaczyć to chciałabym się pożegnać - mruknęłam cicho, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Nie macie nawet pojęcia jak cholernie idiotycznie się czułam.
    - Myślałem, że powiedziałaś już co chciałaś.
    - Cameron nie bądź taki - jęknęłam błagalnie. Jego zachowanie sprawiło, że kilka łez zebrało się pod moimi powiekami. Wiem, że zachowałam się wobec niego jak cholernie nie fair, ale mógłby schować swoją dumę do kieszeni i powiedzieć mi kilka miłych słów na koniec.
    - A jaki mam być? Pieprzyłaś się z moim kuzynem za moimi plecami! - zaszydził.
    - Nie mów tak.
    - Przecież to szczera prawda. Nie wciskaj mi tu żadnych bajeczek, że on jest Twoją zasraną miłością życia bo z tego co pamiętam to jeszcze niedawno mówiłaś tak o mnie. Każdy kolejny będzie Twoją największą miłością, zgadza się Olivia?
    - Myślałam, że wyjaśniliśmy już sobie wszystko. Pozwoliłeś mi odejść - powiedziałam ze skruchą, spuszczając wzrok na ziemię.
    - Siłą miałem zatrzymać Cię przy sobie? Otwórz oczy. Nie mam żalu o to, że wybrałaś jego. Mam żal dlatego, że wpierw się mu oddałaś a dopiero potem zrozumiałaś, że najpierw wypadałoby zerwać ze swoim chłopakiem, mam rację? - pokręcił z rozbawieniem głową, nawet na mnie nie patrząc. - To otworzyło mi oczy i pokazało jaka jesteś naprawdę.
Pomimo zbierających się łez z powodu jego przykrych słów, podniosłam głowę do góry i choć serce pękało od środka z wysoko zadartą brodą opuściłam jego pokój. Nie chciałam mówić już nic, słowa naprawdę były zbędne. Swoimi zachowaniem Cameron pokazał jedynie niedojrzałość i aż zanadto wysoką dumę. Mentalnie już bardzo, bardzo dawno temu pożegnałam się z jego obecnością i bliskością. Nasze wczorajsze zerwanie było tylko formalnością, której nie mogłam uniknąć.
Gdy z powrotem pojawiłam się na przed pokoju, Luke stał już sam z naszymi torbami w ręce. Jego babcia jakby rozpłynęła się w powietrzu, ale nie dziwiło mnie to. Nie miałam nawet cienia nadziei, że kobieta będzie chciała pożegnać się również ze mną.
    - Jak daleko jest przystanek? - spytałam, zabierając z rąk chłopaka fioletową walizkę.
    - Dosłownie na końcu ulicy, pięć minut drogi - oznajmił i chwyciwszy mnie za wolną rękę, pociągnął w stronę wyjścia.
Moja torba naprawdę nie należała do najlżejszych i ciągnięcie jej przez środek ogrodu stał się niesamowitym wyczynem. Luke szedł jakiś metr przede mną przez co co chwilę musiałam robić większe kroki tak aby dorównać mu tempa. Faktycznie przystanek był dość blisko bo ledwie wyszłam z posesji ich domku a już w oddali widziałam metalową budkę i kilkoro ludzi przy niej.
    - Dzwoniłaś do rodziców? - wypalił nagle, gdy powoli dochodziliśmy do naszego punktu docelowego. Spojrzałam na niego przelotem, kręcąc przecząco głową. Nie odważyłam się na to aby powiedzieć im o wszystkim podczas rozmowy telefonicznej.
    - Po prostu wejdę do domu i powiem, że się wyprowadzam - wzruszyłam ramionami.
    - Wiem, że już to mówiłem, ale jeżeli chcesz to możemy zostać w...
    - Luke ile raz mam powtarzać, że nie chcę? Nie zaczynaj tego tematu - przerwałam mu, wywracając oczami.
W czasie, gdy Luke otwierał usta by ponownie coś powiedzieć nadjechał nasz autobus. Wszyscy jak w jakimś amoku rzucili się do wejścia a ja jako, że należę do spokojnych osób przeczekałam grzecznie aż kolejka do środka nieco się zmniejszy a ja będę mogła wreszcie zająć jakieś miejsce. Swoją drogą już czuję, że te kilka godzin podróży w tak zatłoczonym pojeździe będą niezłą męczarnią.

                                                                                   *

    Po raz pierwszy w życiu pragnęłam aby ta podróż trwała w nieskończoność a ona jak na złość minęło w zaskakująco szybkim tempie. Ledwie nałożyłam na uszy słuchawki i przymknęłam powieki a Luke już budził mnie, oznajmiając, że jesteśmy na miejscu. I choć drogę z przystanku aż do mojego domu przeciągałam niemożliwie to dotarcie do niego było jednak nieuniknione. Moje ręce dosłownie dygotały, gdy dzwoniłam dzwonkiem, z walizką w ręce i Lukiem u boku.
Nim drzwi otworzyły się na oścież, zdążyłam jeszcze złapać za dłoń chłopaka i mocno ją ścisnąć a zaraz potem ujrzałam przed sobą moją mamę z niezłym zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
    - Olivia? Co Ty tutaj robisz? - wydukała, patrząc spod ukosa na Luke'a.
    - Długa historia mamo. Możemy wejść? - spytałam retorycznie. Kobieta cofnęła się, przepuszczając nas przez próg. - To jest Luke, chłopak, którego poznałam rok temu w Melbourne, pamiętasz? - mruknęłam, zmierzając w stronę swojego pokoju. W międzyczasie posłałam jeszcze brunetowi wymowne spojrzenie, nakazujące aby poszedł za mną.
    - A co z Cameronem? 
    - Jak to co? Zerwaliśmy - wzruszyłam ramionami.
Podczas, gdy moja mama stała w dosłownie na środku pokoju i patrzyła na mnie z nie do wierzeniem, ja wyciągnęłam z dna szafy drugą walizkę i zaczęłam wrzucać do niej moje pozostałe ubrania.
    - Możesz mi wyjaśnić co Ty robisz? I co tutaj się do cholery jasnej dzieje?! - podniosła głos, chwytając mnie za nadgarstek.
    - Wyprowadzam się. Do Melbourne.
    - Słucham?! A co ze studiami?!
    - Przecież tam też są uczelnie. Proszę Cię mamo, dość wycierpiałam się przez ostatni rok, nie utrudniaj mi tego i po prostu daj mi wyjechać - mój ton głosu nieco złagodniał.
Kątem oka zauważyłam jak Luke stoi w rogu pokoju i z konsternacją przygląda się mojej rozmowie z rodzicielką. Wyobrażałam sobie jak głupio musi się teraz czuć.
    - Gdzie będziesz tam mieszkała? I przede wszystkim za co?
    - Przecież pracowałam ponad pół roku, mam swoje oszczędności a co do mieszkania to zatrzymamy się w domu Luke'a a potem może znajdziemy własne lokum - oznajmiłam, uciskając kupki ubrań w moim bagażu po czym jednym ruchem zamknęłam jego zamek błyskawiczny.
    - Liv nie marnuj sobie życia. Zastanów się jeszcze, jesteś młoda, nie poradzisz sobie sama w tak ...
    - Nawet nie chcę tego słuchać mamo - przerwałam jej. - Jestem dorosła i musisz pogodzić się z tym, że podejmuję decyzje które niekoniecznie muszą się Tobie podobać. Takie jest życie.
    - Ale jak Ty sobie tam poradzisz? Dziecko, proszę Cię - słyszałam jak z każdym kolejnym słowem jej głos nieco się łamie. Zrobiło mi się przykro, ale nie mogłam nic na to poradzić. Byłam za bardzo zdeterminowana i pewna swojej decyzji aby ot tak ją zmienić. Perspektywa bycia z Lukiem trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku, bez ani jednego dnia rozłąki zdecydowanie wygrywała.
    - Spokojnie pani West - wtrącił chłopak a moja rodzicielka od razu na niego spojrzała. - Pomogę Olivii znaleźć jakąś dobrą uczelnię, niedaleko mojego domu jest jedna na którą sam mam zamiar iść. Myślę, że Liv jest na tyle dojrzała, że na pewno dokona dobrych wyborów. Proszę jej zaufać - uśmiechnął się lekko, patrząc na mnie kątem oka.
    - Widzisz mamo? Nie będę tam sama. Jest jeszcze Mel i ciotka Megan, więc na pewno sobie poradzę. Wytłumaczysz wszystko tacie? Przekaż mu, że go kocham - podeszłam do niej i wtuliłam się w jej kruche ciało, wdychając ten specyficzny liliowy zapach, który towarzyszył mi w dzieciństwie. Dokładnie pamiętam jak byłam kilkuletnim dzieckiem i obojętnie czy była burza czy senny koszmar, zawsze przychodziłam do łóżka rodziców i z całej siły wtulałam się w moją mamę a ona głaskała mnie po głowie i mówiła, żebym już się nie bała bo ona zawsze mnie obroni.
Teraz jestem już dziewiętnastoletnią dziewczyną, która właśnie wyprowadza się niemal na drugi koniec świata, gdzie w czasie burzy nie będzie już przy niej mamy, która ją uspokoi i utuli z powrotem do snu. Ale chyba właśnie taka jest kolej rzeczy, prawda? Każdy z nas musi w końcu odciąć pępowinę i zacząć żyć na własną rękę. Od teraz osobą przy której będę zasypiać będzie Luke.
Nie którym może się wydawać, że wciąż jesteśmy naiwnymi nastolatkami nie znającymi się na życiu. Faktycznie, może nie przeszłam zbyt wiele, ale jednego jestem pewna - bez Luke'a u boku moje życie najzwyczajniej w świecie nie istnieje. Nieważne gdzie będziemy mieszkać i co robić w przyszłości. Póki jesteśmy razem może dziać się co chcę.

No więc tak za nami rozdział 9. Po rozdziale 10 ( czyli następnym) zmodyfikuje nieco bohaterów. Na blogspocie ( ifoundyou-fanfiction.blogspot.com ) będziecie mogli się z nimi "zapoznać" :) Także no, do następnego miśki ! xoxo  #IFYPL

I FOUND YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz