Rozdział 8 część 3

1K 108 8
                                    

W sobotni poranek obudziłam się niewiele przed jedenastą. Bolała mnie głowa i zdecydowanie nie czułam się najlepiej. Luke'a nie było obok, ale to raczej nie jest nowość. Perspektywa spędzenia samotnego dnia wpędzała mnie w okropny nastrój i pech chciał, że nie mogłam nic z tym zrobić. Z Caroline spotkać się nie chciałam bo zapewne naszym tematem przewodnim byłby Jai a ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę jest słuchanie o tym jak to świetnie im się nie układa. Pieprzenie i tyle.

Powoli zebrałam się z łóżka i w pidżamie podążyłam do toalety po to aby wykonać te wszystkie, poranne czynności. Za drzwiami słyszałam dźwięk gotującej się wody i lekkie szmery w kuchni co było jednoznaczne z tym, że młodszy bliźniak jest w domu. Czasem brakowało mi naszych dawnych nawyków i rozmów. Jai potrafił mówić tak racjonalnie i prawdziwie, że samą przyjemnością było dla mnie słuchanie go. Nieważne czy rozmawialiśmy o życiu, czy o pogodzie, zawsze z zainteresowaniem przysłuchiwałam się jego słowom. Eh, z resztą to i tak jest mało ważne. Wszystko uległo diametralnej zmianie a wspominanie przeszłości raczej na dobre mi nie wyjdzie.

Przemyłam twarz zimną wodą, wychodząc z pomieszczenia. Uśmiechnęłam się blado w stronę bruneta zaraz po tym jak przekroczyłam próg kuchni. Jai odwzajemnił ten gest i z kubkiem świeżo zaparzonej kawy, usiadł przy stole.

    - Znalazłem pracę, więc zaraz po pierwszej wypłacie poszukam sobie jakiegoś mieszkania żeby nie siedzieć Wam na głowie - powiedział ni stąd ni zowąd, biorąc łyk kofeiny.

    - Nie siedzisz nam na głow...

    - Oh, przestań Liv. Nie jestem głupkiem, widzę, że Cię irytuję - mruknął półżartem, puszczając w moją stronę oczko.

    - Wybacz Jai. Nie chciałam, żebyś czuł się tutaj niechciany - westchnęłam głośno. Oparłam się plecami o kuchenny blat, zaciskając palce na jego nawierzchni. Czy moja wrogość jest aż tak widoczna? Cholera, przecież tutaj już wcale nie chodzi o Jaia. Nawet ja sama dokładnie nie wiem co się dzieje, że jestem aż tak nieprzyjemna. Może to nasze problemy z Lukiem tak na mnie działają?

    - Nie chcę być wścibski, ale czy pomiędzy Wami wszystko jest dobrze Liv? Luke nic nie mówi, właściwie to rzadko się z nim widzę, ale może Ty  potrzebujesz jakiejś rozmowy albo coś, huh? - zagaił, uśmiechając się przyjaźnie w moją stronę.

    - To jest skomplikowane, naprawdę. Nie chcę zawracać Ci głowy takimi pierdołami bo to nic takiego - machnęłam ręką. Sięgnęłam do szafki i wyciągnęłam z niej szklankę po czym nalałam do niej mojego ulubionego, pomarańczowego soku.

W sumie to było miłe, że młodszy bliźniak chce w jakiś sposób nam pomóc, ale nie wiem czy aby na pewno potrzebujemy tej pomocy. Tyle razy udało nam się przezwyciężyć problemy i to dużo gorsze niż ten, że chyba jesteśmy w stanie poradzić sobie sami.

    - Jeżeli nie chcesz mówić to w porządku, rozumiem - wyprostował się, mierząc mnie wzrokiem. Pomimo tego, że zarówna ja, jak i Jai byliśmy w stosunku do siebie dość mili to i tak czułam jakieś niewytłumaczalne napięcie pomiędzy nami. Być może to upływ czasu tak nas poróżnił...albo dystans, który musieliśmy trzymać. Gdzieś po drodzę najwyraźniej zgubiliśmy towarzyszącą nam kiedyś swobodę.

    - To nie tak, po prostu trochę męczy mnie praca Luke'a bo nie ma go w domu praktycznie całymi dniami, ale staram się to zrozumieć - odezwałam się po chwili, wzruszając ramionami.

    - Czujesz się samotna? - spytał retorycznie. Nie powiem, trochę speszył mnie tym pytaniem.

    - Bardziej zagubiona Jai - odpowiedziałam.

    - Możemy gdzieś pójść jeśli chcesz. Nie wiem, do parku, na miasto? - zaproponował. Zdziwiona jego nagłą propozycją otworzyłam usta, ale zaraz z powrotem je zamknęłam. - Broń Boże Liv nie proponuje Ci randki - sprostował szybko, widząc najwyraźniej niemałe zdezorientowanie na mojej twarzy. - Po prostu nie chcę żebyś siedziała sama i się zadręczała, więc, co Ty na to?

Wpierw chciałam odmówić tłumacząc się bólem głowy, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że krótki spacer w jego towarzystwie raczej mi nie zaszkodzi. Zgodziłam się kiwnięciem głowy i poszłam do sypialni po to aby przebrać się w jakieś normalne ciuchy.

Ubrałam ciemne jeansy i najzwyklejszy, kremowy sweterek. Włosy związałam w wysoki kucyk a na twarz nałożyłam niewielką ilość pudru po to by zatuszować fioletowe wory pod oczami.

Dołączyłam do stojącego w przedpokoju Jaia i z uśmiechem na ustach oznajmiłam, że jestem gotowa.

Nie mieliśmy żadnego konkretnego celu, więc po prostu zaczęliśmy iść przed siebie. Dokładnie czułam jego intensywne perfumy, wciąż używał tych samych co dwa lata wcześniej.

    - Też uważasz, że dorosłe życie jest do dupy? - odezwał się po kilkuminutowej ciszy w której to nie wiedzieć czemu myślałam o jego perfumach.

    - Nie wiesz nawet jak bardzo - przytaknęłam.

Jai spojrzał na mnie ukradkiem a jego usta niemal od razu rozszeszyły się w szeroki uśmiech. Byłam ciekawa o czym teraz myśli i jaki ma stosunek do tego wszystkiego. Z jednej strony chciałam aby był dla mnie przyjacielem zaś z drugiej bałam się, że możemy temu nie podołać. W końcu kiedyś jednak coś między nami było i oboje doskonale o tym pamiętamy.

    - Jak w ogóle sobie radzisz? Ciężko Ci jest wrócić do normaln...

    - Do normalności? Jeśli już chcesz wiedzieć Liv to nie zapomniałem jak to jest żyć na wolności - przerwał stanowczo, kręcąc głową.

    - Przepraszam, nie miałam tego na myśli - speszyłam sie, spuczając wzrok na swoje trampki. Nagle nie wiedzieć czemu poczułam ogrom wyrzytów sumienia i współczucia względem bliźniaka. Tak jakby miałam niemały wkład w to, że wsiadł wtedy do tego pieprzonego samochodu. Upił się z mojego powodu, cierpiał też przeze mnie. On przez całą moją ciąże pomagał mi jak tylko potrafił, starał się i wspierał a ja odwdzięczyłam się mu w tak okrutny sposób.

    - W porządku - zaśmiał się.

    - Masz do mnie żal? - ponownie zapytałam, nie do końca świadoma tego, że powoli schodzimy na temat naszej przeszłości.

    - Przecież to nie Twoja wina, że się upiłem i zabrałem bratu auto.

    - Poniekąd moja - upierałam sie.

    - Nigdy Cię za to nie obwiniałem Olivia. Od zawsze powtarzałaś mi, że to Luke jest miłością Twojego życia, to ja nie potrafiłem zapanować nad uczuciam - mruknął markotnie. W odpowiedzi westchnęłam ciężko i przystanęłam na chwilę. Jai zrobił to samo, patrząc na mnie z konsternacją w oczach.

    - Nie chciałam Ci tego zrobić Jai. Jest mi tak cholernie głupio bo wiem, że postawiłeś na mnie wszystko a ja w tak beznadziejny sposób Cię zawiodłam - jęknęłam, czując jak głos coraz bardziej mi się łamię. To przeze mnie stracił dwa lata swojego życia. To ja go ku temu skłoniłam! - Obiecałam Ci, że po tym wszystkim odejdę od niego a jednak tego nie zrobiłam.

    - Księżniczko, nie płacz - brunet zbliżył się do mnie i niepewnie chwycił za ramiona, jakby bał się, że zaraz go odepchnę. - Wybrałaś prawdziwą miłość, jak mógłbym mieć Ci to za złe? Popatrz, gdybyś wtedy mnie posłuchała nie mieszkałabyś teraz z Lukiem i nie tworzylibyście tak zgranego związku. - powiedział spokojnie, nie odwracając ode mnie wzroku. - Hej, jestem tylko człowiekiem, nie zawsze mam rację - dodał, śmiejąc się cicho.

    - Ale...

    - Nie ma żadnego ale - zaprzeczył. - A teraz nie płacz już głuptasie.

"Wiem, że Cię kocham,

ale pozwól mi to powiedzieć -

nie chcę Cię kochać na żaden sposób."

I jak podoba się rozdział? Czekam na opinie xxx

I FOUND YOUWhere stories live. Discover now