Gabinet #30

957 41 99
                                    

Niemcy

Od naszego ślubu minęło już trochę czasu i zaszło już trochę zmian. Na przykład..

Ze skrzydłami.

- daj spokój, chyba wiem jak ich używać. Są przecież moje

- może lepiej będzie jak jeszcze poćwiczysz na ziemi? Nie jesteś jeszcze w stu procentach pew-

- Whoa!

- Polen! - przestraszyłem się gdy on oderwał się od ziemi.

Okazało się że skrzydła rzeczywiście urosły i wzmocniły się. Tak jak przypuszczałem. Jednak były tego pewne minusy. Polen nie za bardzo sobie z nimi radził.

- whoa- haha, widzisz! Mówiłem że wszystko pod kontrolą!

Spojrzałem na niego jedynie zwątpiony. Bałem się że w końcu coś sobie zrobi.

- Wohoo! Dajesz braciak! - usłyszałem nagle Litwę obok mnie. Przeszyłem ją wzrokiem na co widocznie zniepewniała.

- Shatzi! Myślę że zasługujesz już na chwilę odpoczynku! Zawołałem.

- No dobra, już dobra - zaczął spadać ku dołowi gdy nagle zorientowałem się że nie da rady wylądować na nogach. Zaczął się chwiać. - Y-yy, aaaa! - Spanikował, a ja przejąłem się.

- Bez obaw skarbie! Złapię cię! - Rozłożyłem recę szeroko stając przed nim. - Tylko się nie-

Upadłem na ziemię wraz z ciężarem ukochanego.

- Wierć..

- W-wybacz kochanie.. - spojrzał na mnie speszony. Zaśmiałem się delikatnie. - Muszę jeszcze nieco popracować nad lądowaniem - Podniósł się po czym podał mi dłoń.

- Racja, choć takie upadki nie są aż takie złe - Nieco flirtująco odparłem. Przewrócił oczami.

- Mamy coś do jedzenia? Naprawdę zgłodniałem - usiadł na kocu obok Litwy.

- Przyniosłam trochę szarlotki. Świeżutka - Uśmiechnęła się.

- Ty to wiesz co lubię - Mój skarb zadowolił się. Po chwili Litwa ukroiła kawałek ciasta dla brata, a ja dosiadłem się do nich. Uwielbiałem takie ogródkowe pikniki. Niby nic wielkiego, a sprawia tyle przyjemności i spokoju ducha.

- Chcesz trochę Szwagier?

- Oh! Nein nein, danke - machnąłem ręką z wdzięcznym uśmiechem. Westchnąłem jednak po chwili.
- Czuję się jednak zaskoczony że tak po prostu postanowiłaś nas odwiedzić. Zupełnie się na to nie przygotowaliśmy

- Daj spokój. Ja się przygotowałam! - Pokazała upieczony jabłecznik. Pokręciłem głową. - A tak przy okazji. Nie widziałam jeszcze mojej ukochanej chrześniaczki. Węgry znowu ją zabrał?

- Nein - zaśmiałem się. - Jest w żłobku. Myślę że zdążycie się jeszcze dzisiaj zobaczyć, bez obaw

- No to kamień z serca, bo coś dla niej mam

- Że co- Litwa! Co ci mówiłem - Polen wtrącił się przełykając to co miał w buzi z powagą. - Zaraz wszyscy ją tutaj rozpuścicie. Może ty i Łotwa powinniście po prostu w końcu sprawić sobie własne bobo. Będziecie wtedy mieli kogo rozpieszczać - machnął łyżeczką. Mrugnąłem dwukrotnie na również widocznie zaskoczoną Litwę. Zniepewniała nagle co mnie zmartwiło.
- Wyobrażacie sobie? Taki kolejny maluszek w naszej rodzince - Polen kontynuował ze śmiechem.

- Tak. Byłoby.. bardzo uroczo - wysiliła się na uśmiech po czym nastała dość niezręczna cisza. Nagle wzdrygnąłem się gdy moja służbowa komórka zaczęła dzwonić.

"Nie Patrzmy już Wstecz" GerPol Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz