Po tych jakże traumatycznym przeżyciu potrzebowali dwóch dnia, aby poczuć się wystarczająco sprawni, żeby móc kontynuować. Jiang Cheng i Wei WuXian znowu byli prawdziwymi braćmi. Wei Ying znów śmiał się tak, jakby nie robił tego od dłuższego czasu i powoli znowu rozkwitał niczym kwiat
Wei WuXian nie mógł się ruszać. O to już zadbała woda z lustra. Ale i tak próbował. Podnieść drżącą rękę, by móc pogłaskać ShiJie, chwycić dłoń Lan Zhana lub lekko uderzyć pięścią Jiang Chenga. Nie był to wyczyn ale chciał, żeby zrozumieli, że jest szczęśliwy.
A kiedy przybyli zapytał.
- Jesteście pewni, że chcecie to oglądać?
- Dlaczego nie? - Jin Zixuan zadał pytanie.
- Kiedyś myślałem, że ignorancja to głupota i niechciana odpowiedzialność. Dzisiaj wiem, że ignorancja to tak naprawdę błogosławieństwo w nieszczęściu. Jeśli naprawdę tego chcecie to droga wolna - Czekał z nadzieją, że ktoś się odezwie, ale wszyscy zawiedli jego oczekiwania.
- Nikt? W takim razie zaczynajmy - Zamknął oczy i zmusił swojego ducha do wejścia do lustra. Stracił przytomność a lustro ukazało wspomnienie.
-------------------------------------
' - Muszę pomóc Jiang Chengowi! Ale gdzie mam się najpierw udać? Jak go znaleźć? ' Kawałek dalej dostrzegł światła z tawerny,
' - Hm... Jiang Cheng mógłby teraz walczyć. Najpierw muszę zebrać informacje, jak daleko już zaszli i gdzie tak naprawdę jest potrzebna pomoc - ' Karczma była dobrym miejscem, aby się o takich rzeczach dowiedzieć ' - Chociaż najpierw lepiej się pożądnie wyszorować, zanim ktoś pomyśli, że jestem duchem '
Znalazł w pobliżu mały strumień, więc miał się gdzie umyć, bez zdejmowania ubrać. Zamilkł słysząc w oddali kilka głosów.
- Naprawdę myślą, że mogą wygrać? Głupcy! Nawet z milionem ludzi po swojej stronie nie mają szans z przywódcą Sekty Wen, który ma Żelazo Yin! - Jeden z nich krzyknął. Wei WuXian szybko zerknął zza krzaków. Grupa żołnierzy z klanu Wen.
- Ugh! Widziałeś tego Jiang- jak mu tam było? Jiang WanYin? Próbuje walczyć z tą jego żałosną bandą i jeszcze śmie się nazywać przywódcą sekty? - Roześmiał się, a Wei WuXian najeżył się niczym kot z wściekłości. Wyprostował się i wszedł na ścieżkę.
- Kim ty jesteś?!? - Jeden czymś do niego machał. Jego wściekłość spotęgowała się. Pieczęć Klanu Wen. Piętno na jego piersi dawało o sobie znać w tym momencie.
- Twoją zgubą... - Podniósł swój dizi do ust i sprawił, że wydał z siebie wściekłe odgłosy.
' - Nigdy nie powinni naśmiewać się z Jiang Chenga - ' Wylał w nich urazę. Wsączyło ich w to, jakby byli ludźmi umierającymi z pragnienia, a uraza była wodą. Umierali powoli i boleśnie dławiąc ich linami urazy.
W końcu opuścił flet i westchnął.
' - Nie powinienem posuwać się tak daleko. Niedaleko są cywile.
-------------------------------------
Nawet kiedy był wręcz wkurwiony nadal myślał o innych, nie o sobie. Zdołał się powstrzymać ze względu na niektórych przechodniów.
-------------------------------------
Przeszukał kieszenie poległych żołnierzy, zabierając im sakiewki z pieniędzmi. Potem wszedł do tawerny, którą wcześniej zauważył. Była pusta, z wyjątkiem właściciela i kilku pokojówki, która chyba była jego córką.
YOU ARE READING
Black And White | Mo Dao Zu Shi |
Fanfiction! Skończone ! A gdyby Pani Yu i Jiang Fengmian nie zginęli? A jeśli Jin Zixuan nigdy nie zginął z ręki Wen Ninga? Co by się wtedy stało, gdyby Wei Wuxian znalazł miejsce o wiele bezpieczniejsze od Kurhanów dla resztek z klanu Wen? A jeśli odda się k...