Zakład

1.2K 66 104
                                    

* * *
Draco

- Zanim cokolwiek powiesz, lepiej się zastanów dwa razy, albo trzy a najlepiej trzydzieści - warknął, gdy zobaczył, że usta Granger zaczynają się otwierać.

Ręce wcisnął tak głęboko w kieszenie, że był pewny, iż jeszcze chwila, a zrobi w nich dziury. Z całych sił próbował ignorować bzyczenie, które towarzyszyło im od wyjścia z domu Pomyluny i jej faceta.

Cholerne bzyczenie, które nie było niczym innym jak odgłosem poruszających się skrzydeł małego latającego gówna o imieniu Erille.

Kątem oka zerknął na stworzenie. Wisiało nad jego ramieniem, ciągle w tym samym miejscu, chociaż od dobrych dziesięciu minut szli ulicami Nowego Jorku.

- Może schowaj ją do kieszeni, czy coś? - mruknęła Granger, próbując na nich nie patrzeć.

- Nie będę jej nigdzie chował - warknął. - Spieprzaj po prostu. Rozumiesz? - Machnął ręką, mając nadzieję, że elf w końcu się odczepi, ale istota tylko na chwilę odleciała, by wrócić po sekundzie w to samo miejsce, nad jego lewym ramieniem.

- Ona chyba nie jest świadoma, jakiego parszywego gada wybrała sobie na swojego... pana - parsknęła idąca obok niego kobieta, niemal wypluwając ostatnie słowo.

Nagle latające gówienko okrążyło jego głowę, by bez uprzedzenia podlecieć do szlamy i chwycić jeden z kosmyków jej włosów i mocno pociągnąć. Tak go to zaskoczyło, że aż stanął, a Granger, która zupełnie się tego nie spodziewała, przez chwilę milczała, by w końcu pisnąć cicho i złapać się za poszkodowaną stronę głowy.

- Ha! W końcu ktoś to zrobił! - krzyknął triumfalnie, zwracając tym niestety uwagę przechodzących obok nich mugolaków. Facet około trzydziestki zawiesił wzrok na elfie, marszcząc brwi, jakby się zastanawiał, czy właśnie widzi zmutowanego komara.

Trzeba interweniować, bo za chwilę zlecą się agenci MACUSA.

- Chodź tu, parszywa gnido - zagarnął elfa ręką i wsunął za połę kurtki, ukrywając przed wzrokiem mugolskiej dziewczyny, która przecierała oczy ze zdziwienia. - Co się gapicie? Zabawki nie widzieliście? Spieprzać!

Całe szczęście para wzięła tyłki w troki i uciekła, tylko raz oglądając się za siebie.

- Dobra, jak już nie mamy świadków - zwrócił się do nadal zamurowanej Granger, uchylając kurtkę i pozwalając Erille wylecieć - obraź mnie jeszcze raz.

- Co? Oszalałeś? Sam się obraź! - prychnęła, ruszając przed siebie.

- No weź, Granger. Naprawdę nie chcesz skorzystać z takiej okazji? Możesz mi narzucać, a ja ci nie oddam.

- Ty nie, ale ona! - Wskazała palcem na stworzenie. - Jest niebezpieczna.

- Czy ja wiem? - Ta dość mała istota zaczęła mu się podobać. Jeśli za każdym razem będzie tak reagować, gdy Granger otworzy jadaczkę i poleci epitetami... mogło być ciekawie.

Uniósł dłoń i pozwolił elfowi usiąść. Patrząc na te małe skrzydła, chude nogi i wielkie oczy miał wrażenie, że kolejne dni będą całkiem zabawne.

Usadził stworzenie na ramieniu i spojrzał na szlamę. Uparcie patrzyła przed siebie, idąc tak szybko, jakby gonił ich troll.

Twój ruch / DramioneWhere stories live. Discover now