Pończochy

1.1K 53 122
                                    

***
Draco

— No i?! — Naprawdę nie zamierzał czekać ani sekundy dłużej.

Dopadł Charlotte w chwili, gdy wyszła z windy w holu Ministerstwa Magii. 

— No mów! — ponaglił blondynkę, która nawet na niego nie spojrzała, tylko przeglądała jakąś teczkę.

Kobieta jeszcze przez chwilę coś czytała, by w końcu na niego spojrzeć.

— Odesłali mnie.

— Co, kurwa? — Przystanął, próbując przeanalizować, co właśnie mu powiedziała. — Gdzie i po cholerę?

Trzy dni czekania na pieprzoną rozmowę, tylko po to, by teraz tak po prostu ją odesłać?!

— Nie mogą mnie zatrudnić w ministerstwie — powiedziała, chowając teczkę do torby.— To znaczy, po prostu nie ma tu dla mnie pracy, a na pewno nie takiej, jaką wykonywałam w MACUSA. Wasze Ministerstwo Magii jest o połowę mniejsze od Kongresu.

— Aha. — Pokiwał głową, nadal nie rozumiejąc, dlaczego jej nie przyjęli. — To, gdzie cię odesłali?

— Na jakiejś Pokątnej jest Biuro Pracy dla czarodziei. Pójdę tam i może coś mi dadzą.

Spojrzał za siebie w stronę windy, z której wylewali się zmęczeni życiem urzędnicy i przerażeni interesanci.

— Nadal nie rozumiem — mruknął, wsadzając ręce do kieszeni dżinsów. — Z twoim doświadczeniem powinnaś dostać pracę z palcem w dupie.

Przystanęła i odwróciła się w jego stronę.

— Draco, wiem, że próbujesz być miły, ale oboje wiemy, dlaczego tak naprawdę tak długo utrzymywałam się w MACUSA i jestem stuprocentowo pewna, że w braku stanowiska w waszym ministerstwie maczał palce Tomas.

— Myślisz, że...

— Ja to wiem, Draco. To mściwy człowiek. Szkoda, że tak późno otworzyłam oczy.

Znów ruszyli w stronę kominków.

— Zablokował ci karierę na innym kontynencie? — Miał ochotę zabluźnić, ale tak zaczynało go trząść, że po jednym słowie by się nie skończyło.

— Nie takie rzeczy robił.

— Chętnie bym posłuchał jakie — mruknął wściekle, stając w kolejce do kominka za jakąś starszą kobietą. — Może by tak połączyć siły i wysłać go w końcu w kosmos?

— Z daleka od Hermiony, co? — Lotte spojrzała mu w oczy z dziwnym błyskiem.

No, nie myślał teraz o Granger, ale... tak, to też.

— Radzę ci się pospieszyć, braciszku, bo znając Tomasa, wiem, że tak łatwo jej sobie nie odpuści. Nawet jeśli mu spieprzyła sprzed nosa.

— Spieprzyła?

— A nie? Przecież wszyscy zniknęli po tej cholernej imprezie. Granger zabawiła się w Kopciuszka, a Tom bardzo lubi gonić. Znaczy, do pewnego momentu.

Twój ruch / DramioneWhere stories live. Discover now