XIII

1.6K 95 10
                                    

Pov. Tony

Gdy dostaliśmy lokalizację wszyscy zaczęli się pakować. Pajączek mówił że juz nic tam nie ma, ale postanowiliśmy zachować jednak bezpieczeństwo. Wszyscy w przeciągu 10 minut byli już na statku. Zawsze nam to zajmowało około godziny. I dodatkowo nigdy tak szybko nie lecieliśmy, ale w końcu chodziło o naszego (mojego) dzieciaka. Który zapewne jest tam. Cierpiał... sama myśl o ty spowodowała że mi się serce łamało. JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE POZWOLE ABY GO SKRZYWDZONO... Ale tylko muszę wiedzieć kto to...

- Zbliżamy się do celu - poinformowała nas Nat. Tak szczerze? Dodała nam jeszcze stresu. A może młody sam się ujawni? Bo będzie potrzebować pomocy i przyjdzie do nas? Jest tyle scenariuszy....

Zaczęliśmy lądować przed wielkim hangarem, a przed nim była setka osób. Będzie szukanie w stogu siana. Karetki są, policja również, i chyba dojeżdż straż  pożarna. Rozglądaliśmy się. Rozglądałem gdy zauważyłem chłopaka. Siedział na ziemi opierając się o drzewo. Kilka osób do niego chodziło ale on wszystkiemu odmawiał. Kojarzyło mi się z zachowaniem spider-mana jak i MOJEGO dzieciaka. A może właśnie on i on to jedna osoba. Warto zagadać. Podeszłem do niego a on nawet nie zaragował

‐ Może dasz się opatrzyć? Bo widać że krwawisz i w cale nie lekko - powiedziałem i dopiero teraz na mnie spojrzał. Było gołym okiem widać że ten chłopiec chyba najwięcej przeżył tu jak i w swoim życiu

- Nie nic mi nie jest  - szybko wstał i zaczął iść. Ale coś mi tu nie pasowało. Ten głos... podobny do spider - mana jak i młodego

Pov. Peter

Podszedł do mnie to Stark, zacząłem się stresować bo w końcu może mnie poznać. Chociaż by po głosie. Powiedział coś do mnie... oł noł. Odpowiedziałem szybko i Odeszłam. Niewiedziałem tak szczerze co zrobić, podszedł do mnie jeden z ratowników

- Chodź opatrzymy cię - powiedział

- Nie, nie trzeba - oznajmiłem. Podeszła do mnie grupka osób, z zdziwieniem na twarzy posłałem im pytające spojrzenie

- Proszę go opatrzyć, on nas wszystkich chronił i był najbardziej katowany - oświadczyła jedna osoba, a ja się prawie załamałem

- Więc młody chodź - poprosił ratownik ale ja ciągle szłem w zaparte

- Co się dzieje? - podeszła do nas czarna wdowa zwracając uwagę reszty avengersów

- Ten chłopak jest w najcięższym stanie i nie chce aby ktoś mu pomógł - oznajmił rudej kobiecie ratownik. Konfident.

- Jak masz na imię - spytała kobieta

- Peter - odpowiedziałem nie chętnie

- Więc Pete, całkiem możliwe że twój stan jest bardzo ciężki. Z tego co słyszę że może być najpoważniejszy, chcesz abym dalej mówiła?

- Nie, naprawdę nic mi nie jest - jęknęłem z racji tego że nie rozumieją ,, Nic mi nie jest"

3/10

Zły numer | IrondadWhere stories live. Discover now