Spotkanie

4K 205 43
                                    

Do domu zostało kilka przecznic. Kiedy tam dojdę, nareszcie będę mogła całkowicie skupić się na książkach. Tak wygląda moje życie od trzech lat. Szkoła, nauka, spanie. Nawet jedzenia posiłków z innymi unikam. W innych domach rodzice martwią się, że dzieci za mało się uczą, z kolei moi dziadkowie martwią się, że tylko tym się zajmuję. Nie jest to jednak moja wina. Muszę mieć coś, czym mogę zająć mózg. Inaczej powracają wspomnienia z tamtej nocy, gdy tak wiele mi odebrano.

Obok mnie, radośnie podskakując, szła Wiktoria, której paplanina ani na chwilę nie ustawała. Są plusy z mienia gaduły za przyjaciółkę. Nawet teraz nie zdaje sobie sprawy z tego, że jej nie słucham.

Kiedy doszłyśmy na miejsce, gdzie się rozdzielamy, pożegnałyśmy się. Szłam do domu w ciszy. Nigdy nie słucham w słuchawkach muzyki, gdy gdzieś idę. Nie słychać w tedy tego, co może zaważyć na naszym życiu. Przyszłam do domu, zawołałam babci, że wróciłam, i poszłam prosto do pokoju. Uczyłam się do późna, po czym położyłam się spać. Znów miałam ten sen, czy może raczej wspomnienie.

Idę z rodzicami i rodzeństwem. Moja mała siostra śpiewa głośno jakąś piosenkę, brat ją ucisza, a ja się z nich śmieję. Nagle obraz się urywa. Kiedy otwieram oczy, wszędzie jest krew. Ktoś mnie gdzieś ciągnie, inni leżą na ziemi. Kolejna wizja. Widzę twarz mężczyzny, który przedstawił się jako Zayn. Uśmiecha się, po czym jego wyraz twarzy zmienia się w grymas. Rzuca się na mnie.

Obudziłam się ze zdławionym krzykiem. Całą piżamę miałam zlaną potem. Te wspomnienia dręczą mnie już tak długo, a mimo to zawsze mają ten sam efekt. Roztrzęsiona spojrzałam na zegarek. Nie było już sensu iść spać, zresztą i tak bym nie zasnęła. Poszłam się przebrać do szkoły. Zeszłam na śniadanie i zastałam babcię z filiżanką kawy. Poczułam wyrzuty sumienia. Tak bardzo się stara, bym czuła się tutaj radośnie i bezpiecznie. Problem w tym, że nigdy się tak nie czuję.

Weszłam do klasy lekcyjnej i od razu ktoś zaciągnął mnie na bok. Spojrzałam na Wiktorię zdziwiona, bo było to podejrzane zachowanie nawet jak na nią. Miałam złe przeczucia.

- Pamiętasz co ci wczoraj powiedziałam? - zaczęła konspiracyjnym szeptem.

- Nie, zapomniałam - tłumaczyłam z miną winowajcy. - Wczoraj do późna się uczyłam i... - No właśnie, co dalej?

- Dobra już, nie tłumacz się. Mówiłam, że znalazłam stronę internetową z informacjami, jak wezwać demona. Wyglądają strasznie realistycznie więc musisz mi pomóc.

- Co? Nie ma mowy. To tylko jakieś bujdy. Nie chce mi się w coś takiego bawić.

- Oj no, Zuza! Chyba nie zostawisz mnie z tym samej?

Nie cierpię, kiedy tak się zachowuje. Mimo to muszę jej pomóc, bo inaczej sama to zrobi i skończy się to katastrofą. Słysząc moją zgodę, wesoło opowiedziała mi, jak wezwać ,,sługę piekieł".

Umówiłyśmy się na długiej przerwie w ubikacji. Zanim jednak tam doszłam, Wiktoria wyprowadzana była przez nauczycielkę biologii. Przechodząc obok mnie, za zgodą nauczycielki podała mi swoją torbę.

- Wpadłam, musisz to zrobić sama - powiedziała szybko, szeptem, by za chwilę głośnym, przesłodzonym głosikiem dodać: - Mogłabyś mi to zanieść do klasy?

- Jasne - odpowiedziałam, doskonale zdając sobie sprawę, że jest to odpowiedź na dwa pytania.

Weszłam do ostatniej kabiny. Przeszukałam torbę przyjaciółki i od razu znalazłam zapasową zapalniczkę. Przypomniałam sobie wskazówki Wiktorii. "Dźgnij się w palec cyrklem tak, aby było trochę krwi, i zapal zapalniczkę. Wyrecytuj formułkę." Wykonałam wszystko po kolei.

- Wzywam cię, demonie, byś mi służył - powiedziałam cicho i nagle poczułam się słabo. Zdążyłam tylko usiąść na ziemi, która szczęśliwie okazała się czysta, kiedy przed oczami mi pociemniało.

Wydawało mi się, że wiszę w powietrzu. Spojrzałam na dół i odkryłam, że jestem ubrana w długą, strojną, czarną suknię, przewiązaną w pasie fioletową, dużą kokardą. To chyba w stylu XIX wiecznym.

- Wzywałaś mnie? - usłyszałam.

Anioły śmierci (Kuroshitsuji fanfiction)Where stories live. Discover now