Przedszkole

1.2K 125 15
                                    

Stałam osłupiała, nie mogąc wydusić ani słowa. W końcu to moja pierwsza misja, jeśli to zwalę, będzie klapa na całej linii...

- Dzień dobry - uratował mnie Sebastian. - Planujemy przeprowadzić się w okolicę, a tak się składa, że partnerka jest przy nadziei. Zastanawiamy się nad wyborem miejsca także z perspektywy wygody dziecka, a tak się składa, że przedszkole to polecili nam znajomi. Czy moglibyśmy się rozejrzeć przed podjęciem decyzji?

- Ależ oczywiście. - Uśmiechnęła się promiennie, zapraszając nas do środka. Prowadziła nas po korytarzach, opowiadając coś o ich kompetencji. Przechodziliśmy właśnie obok jakiś drzwi, kiedy Ciel chwycił mnie za rękę, zatrzymując. I wtedy usłyszałam słowa piosenki:
London bridge is

falling down

falling down
falling down.
London bridge is
falling down,My fair lady.

- Co oni śpiewają? - zdziwiona spojrzałam na przedszkolankę.

- To? - zaśmiała się cicho. - To piosenka dla dzieci, nie zna jej pani?

- Nie jestem stąd - podpowiedziałam.
- Cóż, to teraz już pani zna. - Roześmiała się serdecznie. Spojrzałam na Ciela, który zdążył się już pozbierać i teraz stał z dłońmi w kieszeniach.

Wróciliśmy do zwiedzania i naszym oczom po chwili ukazał się rząd drzwi niczym nie różniących się od poprzednich, z wyjątkiem tego, że na wszystkich widniał napis zakaz wstępu. Zanotowałam w pamięci, żeby kazać demonom to sprawdzić i przeszłam obok nich jakby nigdy nic. Kilka metrów za nimi musiałam jednak przystanąć. Zgięłam się wpół i zakryłam usta ręką.

- Muszę do łazienki - wydukałam, a jedyną osobą, która zareagowała, była oprowadzająca nas kobieta. Szybko złapała mnie pod rękę i zaprowadziła kilka zakrętów dalej, do toalety. Gdy z niej wyszłam, czekała na zewnątrz z założonymi rękami.

- Ile ty masz właściwie lat? - spytała z dziwnym akcentem.

- Siedemnaście - zaokrągliłam trochę mój wiek, gdyż urodziny miałam dopiero za miesiąc.

- Nie jest dla ciebie za stary? - spytała i już wiedziałam, do czego zmierza ta rozmowa. Za chwilę zacznie się pogadanka o zboczeńcach i prawach kobiet. Jakbym akurat ja ich wszystkich nie znała...

- Przepraszam, ale chyba musimy już wracać - dałam do zrozumienia, że nie chcę zaczynać tego tematu. Niezadowolona rozmówczyni skinęła głową i wróciłyśmy do demonów, akurat w momencie, gdy Sebastian poprawiał krawat. Sebastian, tylko utwierdzasz ją w przekonaniu, że jesteś dla mnie za stary!

Po skończeniu zwiedzania wróciliśmy do wcześniej wynajętego domku letniskowego nad jeziorem. Pijąc kawę, siedzieliśmy przed budynkiem, ustalając fakty.

- Znaleźliście coś?

- Tak - powiedział Ciel. - To było świetne posunięcie z tą łazienką. Nawet nie odkryła blefu...

- Tsa - mruknęłam. Ciel, ty idioto...

- Zdobyliśmy próbki narkotyku w jednym z tych pokoi. - Wyciągnął z kieszeni saszetkę z białym proszkiem.

- Jak? - zdziwiłam się. - Przecież policja już szukała.

- Tak, szukała. Problem w tym, że nie mieli sądowego nakazu przeszukania i jedyne, co mogli, to zrobić to pod przykrywką rutynowej kontroli, a w trakcie czegoś takiego nie mogli wprowadzić psów zdolnych je znaleźć nawet za listwą, pod meblami.

- Racja - przyznałam. - W każdym razie próbkę mamy, teraz tylko trzeba rozwalić fabrykę. Śledźcie pracowników, doprowadzą was albo do samej fabryki, albo do ludzi z nią związanych. Wróćcie, gdy odkryjecie, gdzie znajduje się zakład.

- Yes, my lady - odpowiedzieli chórem i po chwili już ich nie było.

Siedziałam w miejscu jeszcze przez chwilę, podziwiając widoki. Naokoło czystego, błękitnego jeziora porozrzucane były góry i wzgórza porośnięte zieloną trawą. Powietrze tutaj było czyste i orzeźwiające. Gdy poczułam, że robi się chłodno, weszłam do środka.

Przez dwa dni nie pokazywał się ani Ciel ani Sebastian. Trochę się opalałam, trochę pływałam w jeziorze, próbując przezwyciężyć nudę. Na całe szczęście przed wyjazdem kupiłam pakiet internetu na telefon, dzięki czeku mogłam pisać z Wiktorią, nie płacąc przy tym majątku. W lodówce wciąż było trochę jedzenia.

Wieczorem siedziałam na łóżku, czytając książkę i jednocześnie słuchając telewizora, kiedy do pokoju wpadły dwa dobrze mi znane demony.

- Znaleźliśmy to, my lady - oznajmił Sebastian, lekko się kłaniając.

- Świetnie - odparłam, pijąc kakao. - W takim razie jutro złożymy im wizytę.

Na mojej twarzy zagościł demoniczny uśmiech. Nareszcie coś się wydarzy.

Rozdziały mogą się pojawiać trochę później, gdyż... denerwuje mnie główna bohaterka, dodatkowo rodzice mi przeszkadzają i nie mam przez to czasu pisać, Kuroshitsuji nie podoba mi się już aż tak bardzo jak przedtem a to wszystko razem sprawia, że nawet kiedy siedzę nad rozdziałem, nie umiem nic napisać :/ Ale się staram! Nie zmienia to jednak faktu, że chcę dokończyć w końcu ten ff :/ i mieć to z głowy, więc nie porzucę go.

Dziękuję za gwiazdki, komentarze i wsparcie, to jedne z tych rzeczy, które motywują.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał a wena niedługo wróci.

Anioły śmierci (Kuroshitsuji fanfiction)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ