Przeważenie szali

851 85 2
                                    


Dni mijały, a ból w brzuchu nie ustępował. Pomimo tego, że byłam niemal przykuta do łózka, starałam się spędzać z Vincentem jak najwięcej czasu, wykorzystać to, co mi jeszcze zostało, zanim odejdę i zostawię go samego na zawsze.
Pewnego popołudnia rozległo się nieśmiałe pukanie. Zdziwiona spojrzałam na uchylające się już drzwi, zachodząc w głowę, kto to może być. Do pomieszczenia weszły ostatnie osoby, których bym się spodziewała. Mogłabym przysiąc, że na twarzy babci pojawiło się kilka nowych zmarszczek, a włosy dziadka, wśród których jeszcze niedawno prześwitywały ciemne kosmyki, były koloru świeżego śniegu. Znów spróbowałam usiąść, z tym samym skutkiem co zawsze. Szwy nie chciały tak łatwo dać mi o sobie zapomnieć.
- Babciu, dziadku - powiedziałam, niezdolna wydusić z siebie niczego innego. Ludzie, którzy jeszcze niedawno byli dla mnie wszystkim, zachowywali się, jakbyśmy stali się sobie obcy.
- Możemy na chwilę wejść? - spytała kobieta, a ja jedynie skinęłam głową. Goście usiedli więc na małym tapczanie pod oknem. - Jak się czujesz?
- Lepiej - skłamałam.
- Słyszeliśmy, co się stało. - Widząc mój pytający wzrok, dziadek uściślił: - Wiktoria nam powiedziała. Dlaczego musimy się od obcych dowiadywać o tym, co się dzieje z naszą wnuczką? Dlaczego się wyprowadziłaś i tu zamieszkałaś? Coś zrobiliśmy źle? Wstydziłaś się nas przez te przeklęte powiązania z angielską monarchą?
- Ja - zająknęłam się. - Nie! Oczywiście, że nie! Kocham was!
- Więc dlaczego? - dopytywał.
- Albert! - przerwała babcia. - Daj jej trochę oddechu. Jestem pewna, że powie nam, ile będzie mogła.
- Dziękuję - szepnęłam, czując rosnące wyrzuty sumienia.
- Więc - spytała niepewnie - możemy go zobaczyć? Naszego wnuka?
- Tak. - Uśmiechnęłam się i zawołałam Sebastiana. Kiedy pojawił się w drzwiach, wydałam mu polecenie. - Przynieś nam Vincenta.
- Ty wybrałaś imię? - Uśmiechnęła się babcia. - Ładne.
- Tak właściwie, to jego ojciec je zaproponował - wyznałam, a dziadkowie spięli się na samo wspomnienie o nim.
- Rozumiem - głos dziadka był tak nasączony jadem, że dziwiłam się, iż wszyscy w obrębie kilometra jeszcze żyjemy. - Nie wyparł się go.
- Nie może - powiedziałam śmiertelnie poważnym głosem. - Już ja o to zadbam.
Późnym wieczorem niezapowiedziana wizyta dobiegła końca. Byłam niezwykle wyczerpana, lecz nie fizycznie, a psychicznie. Kiedy wstałam rano, towarzyszył mi niesamowicie podły nastrój. Zastanawiałam się, jak to się stało, że moje kontakty z dziadkami uległy aż takiemu ochłodzeniu. Najwidoczniej byłam zbyt zaślepiona własnymi problemami, by dostrzec ich potrzeby. Może powinnam już na początku szczerze z nimi porozmawiać? Czasu jednak nie cofnę, na żale za późno.
Około południa miałam kolejnego gościa. Z impetem do pomieszczenia wpadła Wiktoria, cała obwieszona torbami.
- To gdzie mój chrześniak? - krzyknęła z szerokim uśmiechem.
- Cześć. Zaraz go Sebastian przyniesie.
- A imię? Jak się nazywa? I ile to "zaraz"? - zasypała mnie pytaniami.
- Zaraz to zaraz. - Kamerdyner jak na komendę wszedł do pokoju i podał malucha Wiktorii, po czym podszedł do mnie, by pomóc mi usiąść. - Nazywa się Vincent.
- Przez W czy V? - ekscytowała się. - Już go widzę takiego dorosłego i przystojnego. Zobaczysz, będzie miał laski na skinienie ręką.
Nie potrafiłam się nie roześmiać.
- Wiesz, a może moja decyzja o zostaniu panną z kotami nie była jednak taka dobra? - zastanawiała się dalej nastolatka. - Sebastian, chcesz dziecko?
Mężczyzna omal nie upuścił poduszki, a ja prawie zachłysnęłam się własną śliną, po czym wybuchnęłam głośnym śmiechem. Demon szybko wyszedł z pokoju.
- Przywiązałam się do niego - przyznałam po chwili poważnie. - Żal mi będzie go zostawiać.
- Więc nie zostawiaj - warknęła. - Masz jego i świetne życie przed sobą. Pieniądze będziesz mieć od królowej no i jest jeszcze firma. A zemsta? Ją dopełnisz za kilkadziesiąt lat. Tak na spokojną starość. Rozmawiałam z Cielem i się zgodził.
- Podjęłam decyzję dawno temu - zostałam nieugięta.
- Tylko głupiec nigdy nie zmienia zdania! - podniosła głos. - Pomyśl chociaż przez chwilę nie tylko o sobie, lecz też o innych. Co z twoimi dziadkami? Stracili dzieci i wnuków, zostałaś im tylko ty. A teraz chcesz zniknąć jak oni! A Vincent? Będzie się bez rodziców wychowywał!
- Oni wszyscy zrozumieją. Muszą, rozumiesz?! - zaczęłam lekko panikować. Dlaczego nie jest po mojej stronie? Dlaczego nie rozumie? - Znajdę mu dobrą rodzinę, zapewnię dostatnie życie, dom lepszy niż jakikolwiek, który miałby ze mną. Rozumiesz?! To będzie dla niego lepsze!
- Ćśś - spróbowała mnie uspokoić, widząc łzy w moich oczach i to, jak nerwowo uginam kołdrę rękami. Byłam bliska ataku paniki. - Tak, masz rację. Wszystko będzie dobrze.
Początkowo nawet nie zdawałam sobie sprawy, że podeszła do mnie i siedząc na łóżku, jedną ręką obejmowała mnie, a w drugiej trzymała Vincenta. Dopiero po chwili jego radosne gaworzenie przywróciło mnie do porządku. Spokojna wzięłam go na ręce i to w jakiś niepojęty dla mnie sposób uspokoiło mnie już całkowicie. Dało mi pewność, że moje życie nie było bezwartościowe.
- Teraz to zresztą nieważne. I tak nigdzie się w takim stanie nie wybiorę. Nawet do kołyski sama nie podejdę.
- Poczekaj, może da się coś zrobić - stwierdziła, po czym wyszła z pokoju. Wróciła prowadząc za sobą czerwonookiego demona. - On może pomóc.
- Co masz na myśli? - spytałam ciekawa, odrywając na kilka sekund oczy od dziecka.
- To nie jest najbezpieczniejsze - ostrzegł. - I bardzo bolesne.
- Chcę spróbować - zdecydowałam bez głębszego zastanowienia. - Kiedy będziesz gotowy?
- Kiedy tylko sobie panienka tego zażyczy.
- Czyli - zdziwiłam się - nawet dzisiaj? Nawet za pół godziny?
- Jak sobie życzysz - stwierdził, na co lekko się uśmiechnęłam.
- To ja już może pójdę i nie przeszkadzam - powiedziała Wiktoria i lekko pocałowała małego w główkę.
- Zostań - poprosiłam. - Nie zostawiaj mnie teraz samej.
Skinęła głową i usiadła na skraju łóżka, zupełnie nie przejmując się jutrzejszymi lekcjami w szkole. Zgodnie z umową Sebastian o czasie wrócił do mojego pokoju, niosąc ze sobą tubę jakiejś maści. Pomógł mi położyć się na plecach i podwinął bluzkę na wysokości brzucha, ujawniając tym samym szwy. Wiktoria pisnęła cicho na ten widok. Kamerdyner natomiast wyjął z płaszcza cienkie, ale już na pierwszy rzut oka ostre nożyczki.
- Na co to? - spytałam.
- Żeby ściągnąć szwy.
- Może ja jednak wyjdę - zdecydowała blada nastolatka.
- Nie powiesz mi chyba, że ty, sadystka jakich mało, boisz nie takiego widoku? - spróbowałam ją podpuścić, nie chcąc zostać sama.
Szatynka przez chwilę mierzyła się wzrokiem z Sebastianem, po czym westchnęła i usiadła pod oknem. Przyjęła jego wyzwanie.
- Dobra - była zła - ale zapłacisz mi za to.
- Już nie mogę się doczekać - odpowiedział demon, ciesząc się z usłyszanych gróźb.
- Ykhm - odchrząknęłam. - To może najpierw załatwimy moją sprawę, a później będziecie mieć czas tylko dla siebie? Naprawdę nie chcę widzieć, jak się na siebie rzucacie.- Mogłaś się powstrzymać - jęknęła.
- Nie moja wina, że aż się prosiliście, żeby wam dowalić! - oburzyłam się.
Chwilę później wszystkie szwy były już ściągnięte. Bolało, ale jeśli wierzyć słowom demona, to, co nastąpi teraz, będzie o wiele gorsze. Starałam się uspokoić, więc wbiłam wzrok w sufit, starając się wyobrazić sobie, że to nie moje ciało, i zająć czymś umysł. Z zamyślenia wyrwało mnie ostrzeżenie Sebastiana, że "teraz najprawdopodobniej zaboli". Dziękuję, sama bym się przecież nie domyśliła! Zamiast jednak spojrzeć na rozmówcę i rzucić jakąś sarkastyczną odpowiedź, co pewnie zrobiłabym w innych okolicznościach, dalej wpatrywałam się jedynie w sklepienie.
W jednej sekundzie moim ciałem wstrząsnęły lekkie dreszcze. Czyżby reagowało na samo zbliżanie się mazi? Kiedy dotknęła mojej rany, przeszedł mnie niesamowicie mocny, pulsujący ból. Początkowo jedynie syknęłam, lecz gdy nałożona została kolejna warstwa, straciłam przytomność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tadam! Ale nie zabijajcie, proszę. >.< Prawda jest taka, że to szkoły wina. To przez nią nic cie wrzucałam :/ Do tego doszło moje kochane GoT i nowy sezon TW... 

Czas wszem i wobec ogłosić, że zbliżamy się do końca. Ile zostało rozdziałów? Nie powiem, bo to tajemnica, ale wiedzcie, że nie dużo. 

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ^.^ 

Anioły śmierci (Kuroshitsuji fanfiction)Where stories live. Discover now