Rozdział 56/2

72 8 4
                                    

- Jamal. - Zakładam ręce na piersi i oboje z Timo nie spuszczamy z niego wzroku. 

Chłopak peszy się i spogląda to na swoich kolegów w poszukiwaniu wsparcia, ale żaden z nich go w tej chwili nie dostrzega. 

- Przecież i tak się tego dowiemy. - Blondyn bierze moją stronę i pochyla się bliżej młodego. - Czy to od ciebie czy przez coś innego. 

- To w takim razie, możemy pójść tą drugą metodą? - Niepewnie na nas spogląda, przy czym chce nam zawrócić w głowie. - Ja nie zdradzę przyjaciółki a wy i tak zrobicie swoje. - Nerwowo się uśmiecha choć nasze twarze nadal pozostają bez wyrazu.

- Czyli jednak jest coś na rzeczy. - Oznajmiam tym razem już będąc głęboko przekonany, że w tym wszystkim jest coś znacznie głębszego i o zgrozo poważniejszego. 

- Dobra stary, przyznaje Ci rację. - Przyjaciel klepie mnie po barku tym samym pokazując swoje wsparcie. - Masz tego nosa. 

Chwila nieuwagi a chłopak to wykorzystuje by się zmyć. Posyłam mu smętne spojrzenie i wracam do odwiązywania butów. 

- Mam rozumieć, że teraz znów powracamy do niezbadanych tajemnic Pani S? - Nie podzielam jego żartobliwego tonu, ale ma rację. Sonia się ode tak prędko nie uwolni. Szczególnie w tym momencie. 

W odpowiedzi klepie go po plecach przyznając mu tym rację. 

W dzień powrotu do Londynu wyciszyłem się od świata zewnętrznego, cały czas przeznaczyłem na odtwarzanie w głowie nowych wariantów przekazania Sophii, że między nami koniec. Wiem, że to jest kolejne z mojej strony odtworzenie zagojonej rany, ale ponowne pojawienie się Sonii dało mi jasno do zrozumienia, że to przy niej powinienem teraz być. Życie jak z obrazka mnie nie interesuje, jeśli jest się przy niewłaściwej osobie. 

Z nietęgą miną żegnam się z przyjacielem na lotnisku, posyła mi jeszcze w przelocie potrzepujące spojrzenie i znika mi z oczu. Sam wzdycham na myśl co mnie czeka, ale nie mogę tego ukrywać przed dziewczyną, popełniłbym ten sam błąd co za pierwszym razem. 

Wywołuje jedną z taksówek i mamrocząc podaje kierowcy adres pod który ma mnie zawieźć. Szczerze, pewnie nie tylko ja obawiam się mojego powrotu do domu. Znając Sophie,  sama pewnie odchodzi od zmysłów wiedząc skąd wracam i jakie może nieść to za sobą konsekwencje. 

Przecieram dłońmi moją nie wyjściową twarz, a to za sprawą trzech zadań które mnie w najbliższej chwili czekają. Pierwsza, rozmowa z dziewczyną, a dwie pozostałe dotyczą jednej i tej samej osoby. Tylko to będzie znacznie cięższe to rozwiązania, Victor i Anglia. Czemu i po co się pojawiła na ich meczu? I dlatego nie mogła polecieć z nami do Holandii? 

Odbieram swoją walizkę z bagażnika i ze strachem spoglądam na swój dom. W którym czekają na mnie moje psy i dziewczyna... Przełykam ślinę i ruszam w jego stronę.

Nawet nie udaje mi się złapać klamki bo ktoś ją od wewnętrznej strony otwiera.

- Hej. - Pierwsze co mnie wita, to widok uśmiechniętej Sophi. - Czekałam na ciebie. Nie pisałeś o której wrócisz. - Nawet z daleka widać, że się denerwowała moim powrotem. Uśmiech to jawna przykrywka, prawdę mówią jej oczy.

Nic nie mówiąc wchodzę do środka, unoszę nieznacznie kącik ust na widok czekających na mnie czworonogów. Rozglądam się po salonie i odczekuje chwilę dając nam tym samym czas na zebranie myśli.

Zza moich pleców nie dociera żaden dźwięk, co jednoznacznie daje mi znać, że nie zacznie nic mówić jeśli ja tego nie rozpocznę.

- Słuchaj...

Kibicować Wam? [Kai Havertz]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora